Monday, July 27, 2020

II 12 — WRÓC DO MNIE KOCHANIE

        Jęknęła nieomal sfrustrowana, gdy do jej zaspanej podświadomości przedarł się subtelny śpiew słowika, który z gracją przysiadł na pobliskiej gałęzi rozłożystej palmy. Pozwolił sobie dołączyć do muzyki wygrywanej przez matkę wszystkich zwierząt czy roślin, wdając się w nią w grę nut, które rozbrzmiewały w malowniczych ogrodach mieszkańców metropolii. Piękna pani przyodziana w kwiecistą sukienkę z wiankiem hortensji we włosach, powoli budziła śniące w swoich dziuplach futrzastych przyjaciół. Woń unoszących się w powietrzu kwiatów aż się prosił, by przenieś ten aromat do chłodnych ścian apartamentów mieszkalnych. Płatki barwnych krzaków róż rozkładały się, by pozwolić sobie przywitać zbliżające się do miasta pierwszy poblask nowego świtu. Wydawało się, że nic nie mogło zakłócić tego wyznaczonego rytuału tych kalifornijskich poranków, jakby mieszkańcy tylko oczekiwali, aż budziki w ich telefonach zagrają pierwsze nuty, wyciągając ich ze świata wiecznych marzeń. 
        Nic jednak nie jest idealnie, a dziewiętnastoletnia artystka doskonale o tym wiedziała. Wciąż powtarzała, że świat nie ma harmonii, wręcz z tego drwi, gdy pod płaszczem gwiaździstych nocy snuła się samotnie po pogrążonym w ciszy mieszkaniu. Przestała się już martwić czy smucić, gdy śniąc w ramionach króla snów, jej własny rozsądek nie pozwalał jej odpocząć po męczącym dniu, ponownie karmiąc ją krwistymi wizjami pół nagiej dziewczyny, jej pełen bólu krzyk kruszył zbudowaną przed miesiącami mur, teraz pozostawał z niego jedynie gruz. Pył brudzący brukowanych chodnik. Drwił z niej, gdy wolno podsuwał wspomnienia zniszczonego fortu, echo szaleńczych śmiechów ogłuszał jej zmysły, a ona ze łzami w oczach patrzyła na staczającą się nastolatkę, która nie posiadała marzeń czy aspiracji. Wchłonięta przez zdradziecki nauk, nie widziała już szans na swoją dalszą egzystencję. Upajała się swoją własną autodestrukcją, nie mogła dojrzeć przysłowiowego światełka, który mógłby rozpaliłby mrok, którym się otoczyła. Przestała mieć nadzieje, tę głupią wiarę, że cokolwiek w życiu jej wyjdzie. Poddała się, niczym który skazaniec idzie na śmierć. Ona doznała swojej własnego zniszczenia, wpatrując się bez namiętności w poranione od strzykawek ramię, dłoń, która drżała, gdy chwytała do rąk starego diskmena. Urządzenie, w którym kryła się jedyna płyta. Album, który z czasem stał się jej jednym skarbem. Drogocennym kamieniem w odrapanym przed laty plastikiem, którego blask już dawno został zapomniany. 
        Uważała wcześniej, że poradzi sobie z tymi demonami. Przechodziła przez wiele etapów, kiedy zmuszała samą siebie do działania, były chwile, gdy wątpiła, poddawała się. Nie chciała podejmować tej dalszej walki, bronienie samej siebie przestało mieć dla niej znaczenie, gdy nie mogła dojrzeć w tej całej batalii okruszynki dobra. Przysłowiowej światłości, o którą tak prosiła. Pozostała teraz na to obojętna, nic już nie miała znaczenie, prócz chęci, wykrztuszenie z siebie odrobinki motywacji, by dać szanse na przetrwanie zbliżających się godzin. Wydawało się, że niczego w tej chwili jej nie brakuje, a problemy, z którymi się męczyła odeszły w zapomnienie, jednak nie pragnęła żyć w stworzonej przez siebie iluzji. Malunków swojej własnej wyobraźni gdzie na ich białym płótnie maluje się pełen barw szkic, wolny od srogich cieni czy nieporozumień. Potrafiła odróżnić życie od napawających ją ciepłem marzeń. Zawsze żyła realiami, to był jej prawdziwy byt. Dziewczyny dręczącej koszmarami z bagnem wspomnień na swoich barkach. Skryta wieczną tajemnicą, do której nie pozwalała nikomu dotrzeć. 
        Niemal z rozpaczą wymalowaną na jej bladej twarzy uchwyciła między swoje szczupłe palce skrawek miękkiego materiału, jego niemal lśniąca czekoladowa barwa spowijało jej pół nagie ciało, skryte pod najczystszym tkaniną satyny. Faktura miękkiej pościeli przyprawiała ją o dreszcz, który spowijał jej odsłonięte ramiona. Przysunęła ją wolno do siebie, czując aksamit rozgrzewający jej spowite delikatną bryzą policzki. Pomruk swego rodzaju zadowolenia rozniosła się po sypialni nastoletniej malarki, gdy wtuliła twarz w puch jednej z wielobarwnych poduszek, które tłumiło niemal kocie mruczenie śniącej dziewczyny. Wydawało się, że nic nie może zepsuć tej harmonii, zniszczyć tej ciszy, która unosiła się w powietrzu, jakby na straży stał niewidzialny żołnierz pozwalający odpocząć swojej pani, pragnąć jedynie odgarnąć od niej trud ostatnich nocy, które nie były dla niej tak łaskawe. Uparcie walczyła choćby o odrobinę wytchnienia, nocy bez targających jej duszę koszmarów sennych, czy wczesnych porannych godzin, w których wyczekiwała aż na kalifornijskim niebie, skradną się pierwsze snopy jaśniejącej kuli, pozwalając jej wyjść na balkon, wpatrzona w schodzące nad horyzontem słońcem. 
        Wszystko jednak zostało zniszczone, gdy na bladoszarym paśmie ukazała się pierwszy poblask, luna jaśniejącego nad horyzontem nieba. Zmrużyła niezadowolona oczy, przysuwając do siebie chłód miękkiej tkaniny, mając tę odrobinę, nutkę wiary, że zdoła zasnąć te parę godzin. Nadzieja jednak jest matką głupich, osób zaślepionych uczuciem szczęścia, zadowolenia czy miłości uczuć, które były jej tak drogie, teraz pozostały po nich tylko zgliszcza. Proch strzelniczy, który upadł na terytorium wroga.
        Odwróciła się wolno na bok, czując pod koniuszkami palców chłód, który spowił ciemną tkaninę satyny, jedyne czego teraz pragnęła to uniknąć wschodzącej na horyzoncie ognistej kuli, która nie ustępliwie wdzierała się przez lekko uchylone okno balkonowe. Trzymając wciąż zaciśnięte dłonie na krawędzi miękkiej pościeli, nakryła się nią po sam czubek głowy. Pomruk pełen niezadowolenie przemknął przez jej lekko rozchylone usta. Nie znosiła takich poranków, nigdy nie lubiła tak wcześnie wstawać, jednak ostatnie miesiące jej na to nie pozwalały. Prosiła siebie nie jednokrotnie by, przestała żyć przeszłością i zaczęła czerpać z życia garściami i owszem czyniła to, ale jak długo mogła się tym cieszyć ze smutną świadomością, że w każdej chwili zostanie jej to skradzione. Jedyne, o co prosiła to parę chwil wytchnienia z dala od zgiełku otaczającego ją świata. Pragnęła spokoju, który nie był jej dany. 
        Krzyknęła niemal poirytowana, gdy w jej umyśle wypaliła się dziura, ogromna otchłań niechęci, gdy sypialnie rozdarł dźwięk przychodzącego połączenia. W jednej chwili miała ochotę znaleźć dzwoniące urządzenie, które z czystą rozkoszą zniszczyło jej marzenia, w których mogła śnić przez następnego godziny z dala o tętniącej życiem metropolii. Nie szczędziła kalumnii na osobę, która w tak brutalny sposób pragnęła ją wydobyć ze swojej smutnej melancholii. Powinna się tym cieszyć, jednak nie umiała odnaleźć w tym żadnych pozytywnych aspektów. 
        Na oślep wymacała porzucony pod stosem poduszek białego smartfona, który uparcie nie pozwalał o sobie zapomnieć. Powstrzymała chęć odrzucenia go w kąt jej małego królestwa, z pomrukiem frustracji zerknęła na inicjały dzwoniącego. Zdumiała ją lekko fotografia jej przyjaciółki, które zostało przypisane do jej numeru. Alex nie lubiła dzwonić o tak wczesnej porze, można powiedzieć, że była typem leniucha większym od niej, nie jednokrotnie opowiadała jej, jak mama próbowała ją wyrwać z ramion pana własnych marzeń w niedzielne popołudnie, a ona zniechęcona spędzenia tego późnego poranka z rodziną, która przyjechała w odwiedziny, wyrzuciła swoją rodzicielkę, zamknęła się w pokoju, wracając do swojego ulubionego zajęcia podczas wolnych dni. Nie można jednak było jej zarzucić, że niczego nie robiła. Ambicje młodej Withe sprawiły, że była w trakcie pisania kontynuacji swojej autorskiej powieści, która ku ogólnemu zaskoczeniu sprzedała się w ogromnie egzemplarzy, pozwalając młodej pisarce zdobyć uznanie wśród szerszej publiczności. Ona sama również sięgnęła po książkę swojej znajomej, choć nie należała ona do gatunku, który preferuje czy zagłębia się bardziej, zaciekawiała ją ta odsłona. Świat fantastyki literacki była dla Aleksandry czymś znakomitym, potrafiła świetnie się w tym odnaleźć od wykreowania głównego bohatera aż po stworzenie zupełnie nowego świata. Artyzm w różnych formach można pojmować, każdy ma inne spojrzenie na otaczający go wszechświat, z którego czerpie inspiracje. Ona nie należała do wyjątków, nie jednokrotnie słyszała od znajomych pytania, czy wątpliwości odnośnie jej sztuki, nikt jednak siebie nie krytykował, a jeśli nawet do tego dochodziło, robiło się to w sposób rozsądny, by nie urazić drugiej osoby, a jednocześnie wskazać co nie podobało się w ich pracy. 
        Wzdychając cicho, przesunęła palcem na zielonej słuchawkę, przykładając urządzenie do ucha: 
        — Cześć słonko. Obudziłam cię? — zagadnęła wesoło, a ona mogła wyczuć, że jej koleżanka chce ją w coś wciągnąć. 
        Od czasu, gdy Marinette i Selena zmuszona do przeprowadzki przeniosły się na inny kontynent to Aleksandra stała się inicjatorem wszelkich dziewczęcych spotkać. Ona zupełnie nie miała do tego głowy, przez problemy, z którymi się zmagała, czasami zapominała o sobie, a w jaki sposób miała się wyróżnić, jeśli chodzi o jej przyjaciół. Nie chciała ich zawieść, czerpała przyjemność z każdego wypadu z nimi na miasto czy kawiarni. 
        — Właściwie już nie spałam — wyznała, unosząc się delikatnie na dłoniach. 
        Oparła się na puchu poduszek rozrzuconych na bezgłowiu łóżka, chwytając koniuszek czerwonej halki. Wsunęła ją ostrożnie na ramiona, przekładając wolno telefon do drugiej dłoni. 
        — Stało się coś? — zagadnęła, odrzucając połyskującą w świetle jaśniejącego słońca materiał. 
        — Wybieram się z Emily do fryzjera? Idziesz z nami? 
    Przystanęła na pierwszym stopniu, rozmyślając o propozycji przyjaciółki. Nie należała ona do złych propozycji, wręcz napawało ją to swego rodzaju nieokreśloną radością. Owszem może uwielbiała swoją naturą barwę włosów, jednak powoli zaczynała ją to nudzić, coraz częściej przyłapywała się na myśli, by coś zmienić w swoim wyglądzie. Była znana z tego, że kochała farbować włosy, a kosmyki jej ciemnych loków przybrały już wiele kolorów, nie jednokrotnie Chester śmiał się, że zmieniła odcienie częściej niż on. Musiała mu wtedy przyznać rację, jednak polubiła tę formę wyrażania siebie. Nie pozowała sobie we wcześniejszych latach na jakieś szaleństwa, sądziła, że jej nie wypada, jednak od czasu kiedy zdecydowała się rozjaśnić swoje kasztanowe kosmyki, wciąż pragnęła nowej zmiany. Potrzebowała odświeżenia! 
        — Chętnie — odparła, zerkając na stojący na pobliskiej szafce zegarek. 
        Wiedziała, że nie miała jeszcze wystarczająco czasu, przed umówionym dziś spotkaniem. Nikomu nie zdecydowała się mówić o umówionej wizycie. Namawiano ją do tego wielokrotnie, jednak ona wciąż odmawiała tłumacząc, że sobie poradzi, niestety coraz częściej się przekonywała, że zawodzi, traci ponownie nad swoim życiem, które wymykało się między jej palcami, a ona bała się podejść do krawędzi urwiska, by uchwycić w ramiona umykające z wiatrem jej własną egzystencję. Musiała ponownie ją odnaleźć, odszukać sens własnego istnienia. Żywiła ogrom nadziei, że wreszcie dowie się, gdzie tkwi jej problem, ciągłych koszmarów sennych, które spędzały jej sen z powiek, czemu w tak okrutny sposób wspomnienia oddziałują na jej psychikę. 
        Słuchała dalszej wypowiedzi najlepszej koleżanki, która przekazała jej adres salonu, który ku jej ogólnemu zaskoczeniu był miejscem, który często odwiedzała. Zapewniając, że pojawi się za godzinę, pchnęła jasne skrzydło swojej sypialni. Ogarnęła ją błoga cisza, która w ostatnim czasie stała się dla niej uciążliwa. Owszem może lubiła spędzać samotnie parę godzin, jednak ostatnie dni były koszmarem, z którego pragnęła się obudzić. Pozostała znowu sama, niczym przestraszona niegdyś siedemnastolatka, która bała się powrócić do swojego domu, tak bardzo ją to lękało, że zaszywała się w opuszczonych fortach na przedmieściach, mogąc mieć jedynie nadzieje, że nikt jej tam nie odnajdzie. 
        Wystarczyło zaledwie parę dni, by dawne lenki wróciły i pomimo że jej postępowanie wcale nie było słuszne, sama do tego po części doprowadziła. Nie mogła winić Benningtona, sam nie był zadowolony z wyjazdu na południe kraju, gdzie miały odbyć się koncerty jego pobocznej grupy muzycznej, ponownie ją pozostawił. Miał nadzieje, że spędzi ten czas z przyjacielem, jednak różnice zdań, które podzieliły ją z Mike'm, sprawiły, że od niemal tygodnia ich związek przechodził trudne chwile. 
        Przeszła pośpiesznie po jasnych parkiecie korytarza, otwierając szerzej łazienkowe drzwi. Westchnęła cicho, przekręcając klucz w zamku. Nie była wcale zmuszona do zamykania się w pomieszczeniu, jednak strach, wciąż w niej tkwił. Stanęła bosymi stopami na dywaniku przed umywalką, spoglądając na swoją zmęczoną twarz. 
        Blask jej jaśniejących oczu umknął z chwilą, gdy patrzyła jak ciemne dębowe skrzydło, zamyka się za sobą, a ją ogarnia rozpacz. Rozgoryczenie owładnęło jej ciałem, snuło się po nim, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Nie umiała pozbyć się tych wspomnieć, którego momentu tak się obawiała, gdy coś poróżni ją i Shinodę. Sądziła do tej pory, że nic nie jest w stanie zniszczyć ich wspólnego przywiązania, odkąd go poznała, nigdy się ze sobą nie posprzeczali, nie wymienili się nawet głośno uwagami. Zawsze byli zgodni, nie jednokrotnie słyszała od znajomych, że było to wręcz niemożliwe, że między nimi nie zdarzyło się nic, co mogło zburzyć tworzoną przez tak wiele miesięcy przyjaźń, a jednak ta chwila pojawiła się wcześniej, niż myślała. 
        Oparła dłonie na krawędzi zlewu, spuszczając delikatnie głowę, wydawało się, że nikt nie może dojrzeć słonych kropel wody, które samotnie snuły się po wyznaczonych przez siebie drużkach. Choć należała do osób o silnej osobowości, a smutek rzadko przeradzał się w cieknące po jej policzkach łzy, nie potrafiła tego znieść. Wszystko się na niej skumulowało, jakby nagle ciężar wszystkich jej trwog spłynął na jej obolałe ramiona. Niczego wtedy nie pragnęła jak zatrzymać tę paskudę rozmowę, dyskusja, która przerodziła się w sprzeczkę. Nie była świadoma, gdy ostatnie słowa opuściły ich usta, zamiast czułego pożegnania, podarowali sobie salwę wyzwisk. Niszczyło ją, to gdy zmuszona była patrzeć, jak wychodzi, przeklinając go po raz kolejny tamtego wieczoru. Nie wiedziała, od czego się to zaczęło, nawet nie potrafiła sobie przypomnieć motywów, jakie nimi kierowały, gdy pełni oburzenia patrzyli sobie w oczy, a ona usłyszała od niego wyrzuty, których nigdy by nie oczekiwała. 
        Wyprostowała się i z bijącym w jej piersi sercem zerknęła z niepokojem w odbicie krzywego zwierciadła. Przerażona patrzyła w oczy, wydawało się na pozór szczęśliwej dziewczyny, dla której nie istnieje nic takiego jak kłopoty. Wszystko jednak było przykrywką, stworzoną przed laty maską obojętności i zniewagi do świata. W jednej chwili pragnęła siebie spoliczkować. Jej życie nigdy już nie było takie same od momentu przekroczenia granic słonecznej Kalifornii, tyle razy karciła się, wręcz się błagając, by zepchnęła na dalszy tor wszystko, co ją niszczyło, a co robiła? Zatracała się w tym, coraz bardziej. Powinna iść za radami przyjaciół i już wcześniej zgłosić się do terapeuty, była na te propozycje bierna, czasami nie chciała ich słuchać, wyrzucała wszystkim, by jej nie nagli, nie pojmowała, że robili to dla jej dobra. Musiała przejść przez kolejną zamuloną rzekę, by zrozumieć swoje własne postępowanie. Owszem duma była ważna, jednak czasami powinna być pokorna. Napawało ją to jednak trwogą, niepokojem, który ją pustoszył. 
        Drgnęła lekko przestraszona, nuty spokojnej melodii spowiły jej skołatane myśli. Niechętnie zerknęła na migotający wyświetlacz, ścisnęła mocniej dłonie na krawędzi jasnej porcelany. W jej umyśle wciąż boleśnie odbijały się jego słowa, posmak gorzko słodkiej wypowiedzi. Wciąż się głowiła, jak mogła ich poróżnić zwykła rozmowa, bezsensowna dyskusja, która z perspektywy ostatnich dni była dla niej tak bezcelowa. Nie miała w sobie żadnego sensu czy treści, a jednak sprawiło, że nie miała odwagi się z nim rozmówić. Chwycić za telefon i z nim pomówić. Wdawanie się w tak bezsensowny konflikt był naprawdę pożałowania dla nich. Obietnice przestały w jednej chwili mieć znacznie, a wszystko stłamszone przez okrucieństwo tamtego wieczoru. Sięgnęła po wciąż dzwoniące urządzenie, wahała się przez moment czy nie zakończyć już teraz tego sporu, jednak instynkt miał dla niej inne plany. Przesunęła palcem po ekranie, by zakończyć połączenie. Nie przyszedł jeszcze na to czas. Może zachowywała się jak głupia nastolatka, która nie mogła przełknąć swojej własnej porażki, zwalając całą winę na swojego partnera. Nie zdobyć się na odwagę, przełknąć swojej własnej pychy. Zdawała sobie doskonale sprawę, że ona również ponosi odpowiedzialność za ich ostatnie spotkanie, nie umiała przyznać się do błędu. Posunęła się ponownie do zadania mu bólu, zamiast to naprawić, ona brnęła w to cholerne bajoro własnych nieodpowiedzialnych decyzji. 
        Przesunęła ekran na kolejną kartę wypełnioną aplikacjami, szukając interesującej jej witryny. Odnalazła ją po dłuższych poszukiwaniach. Spojrzała na logo, wzdychając cicho. Spojrzała na stworzone przez siebie listy odtwarzań, by dojrzeć jedną ze ścieżek utworów, które często ostatnio słuchała. Włączyła ją, wsłuchując się w pierwsze takty Almost Here, irackiego wokalisty. Nie wsłuchiwała się często w przeciągu kilku poprzednich tygodni w ostre brzmienie swoich ukochanych zespołów, nie było w tym nic dziwnego, czasami miewała chwile, gdy pragnęła odpocząć od tych brzmień, by powrócić do nich z przyjemnością. Nie porzucała ukazanych dźwięków gitary elektrycznej na ckliwie utworu radiowych artystów, którzy często byli kojarzeni ze singiel, który zrobił zamieszanie wśród słuchaczy, by po sezonie zaginąć bez wieści. Powroty były nieliczne i rzadkie, dlatego ceniła sobie zespołu, które nie wybijają się na sławie współczesnych mediów. 
        Sunęła wolno z ramion ramiączka koszuli nocnej. Otulona przez miękkość satyny nagle została tego pozbawiona, gdy koszulka upadła u jej stóp, zadrżała z zimna, niezbyt się jednak tym przejęła, podnosząc z ziemi swoją ulubioną piżamę. Wrzucając do skrytego w jednej z szafek kosza, nuciła cicho melodie, pragnąc oderwać myśli od dołujących wspomnieć. 
        Niemal lodowaty strumień wody otulił jej ramiona, gdy zasunęła za sobą przeszkolone drzwiczki kabiny prysznicowej. Czuła jak zimna kąpiel zmywa z niej trudy ostatniej nocy, która ponownie nie była dla niej tak dobra. Opierając się o jedną ze ścianek, przed jej oczami stanął obraz, którego teraz pragnęła unikać. Wiedziała, że nie zdoła się tego pozbyć, jednak musiała się z tym wreszcie uporać. 
        Nie miała świadomości jak długo, spędzała te urocze chwile, pod niemal lodowatych kropel wody. Prysznic stał się jej błogosławieństwem po ciężkich godzinach w ramionach króla snów, niczego wtedy nie pragnęła jak zażyć tej odrobiny luksusu, który sobie podarowało, to pozwalało jej się zrelaksować i w pewien sposób odprężyć przed czekającymi ją wyzwaniami. 
        Chwyciła skraj miękkiego ręcznika, otulając się jego miękkością, skrywając w nim wciąż mokre ciało. Nie trudziła się zbyt długo nad szukaniem suszarki. Patrzyła na siebie, a kosmyki jej włosów ulatywały w przestrzeń, gdy ciepła fala osuszała je z nadmiaru cieknącej wciąż wody. Spojrzała nagle w dół, chcąc upewnić się, która jest godzinę, wtedy na wyświetlaczu dojrzała wiadomość od Michaela. Niechęci do niego wciąż w niej tkwiły, jednak była zaciekawiona treścią, którą do niej przysłał. Odłożyła pracujące urządzenie na skraj szafki, chwytając porzucony na stojaku telefon. Rozbudziła go, wchodząc w powiadomienie. Czytała w skupieniu ciąg słów wyświetlone w ich prywatnej rozmowie, by po chwili aktywować elektroniczną klawiaturę. Była świadoma, że Michael należał do osób upartych, jednak nie sądziła, że tak szybko skapituluje i będzie chciał się spotkać. Nie często komuś ulegał, nie miał pojęcia, co znaczy presja otoczenia, tym bardziej zdumiałą ją jego prośbą by się zobaczyli. Zapewne by się nie zgodziła i dalej się upierała, jednak przez wszystkie negatywne odczucia, które nią kierowały, marzyła by zakończyć ten spór, by się z nim pogodzić. Nie zamierzała kłamać, utwierdzać siebie w mylnym przekonaniu. Tęskniła za nim i zaczynało jej go brakować. Wcisnęła zielony przycisk, układając na jasnym blacie białego smartfona. Byłaby głupia, gdyby nie zgodziła się na spotkanie, jeśli była szansa, by zażegnać konflikt, których ich podzielił, dlaczego miała, by z tego nie skorzystać. 
        Ponownie uchwyciła w dłoń, włączą w dalszym ciągu suszarka, wracając do osuszania jednego z pasm włosów. Znudzona wpatrywała się w swoje odbicie, w jakiś sposób była zadowolona, że na te parę dni została zupełnie sama, jednocześnie była tym zniesmaczona. Przywykła do towarzystwa Chestera, może i czasami ją irytował i doprowadzał do istnej furii, lecz nie wyobrażała sobie teraz chwil spędzonych bez niego. Nie zamierzała zaniedbać ich relacji, tylko dlatego, że zaczęła się spotykać z jego najlepszy przyjacielem. Wokalista zawsze był dla niej ważny, gdyby nie jego pomocna dłoń nadal byłabym w tym cholernym bałaganie swoich własnych krzywd. 
        Zabrała z półki wciąż grające urządzenie, po czym pokonała opór białego skrzydła. Stanęła na zalany słońcem korytarzu, napawając się błogim spokojem, który panował w murach apartamentu. Nie mogła jednak napawać się tym spokojem. Była umówiona i w jej mniemaniu nie należało się spóźniać. Nie leżało to w jej naturze. Wspinając się po stopniach swojego królestwa, skryła się za lekko uchylonym wejściem do garderoby. Blask diod rozświetlał ukryte w ciemności pomieszczenie. Pochwyciła pobliską marynarkę, krój nie należał do zbytnio skomplikowany, prosty szew nie wyróżniał się niczym od eleganckich, lecz sportowych ciuchów, przez moment zastanawiała się nad koszulką, którą mogłaby założyć. Zdjęła z jednej z półek biały top i dopasowane do niego spodenki z jasnego jeansu. Może wypadało jej się ubrać odpowiednio na spotkanie z panią psycholog, jednak nie chciała przesadzać, liczyła się dla niej przede wszystkim wygoda. Uprała się pośpiesznie, gdy czas zaczął ją naglić. Pośpiesznie wsunęła na stopy ciemne zabudowane szpilki, chowając do torebki portfel oraz parę okularów przeciwsłonecznych, które były na porządku dnia w słonecznym mieście aniołów.   
        Stukot jej obcasów niósł się po pogrążonej w błogim spokoju mieszkaniu, dwójka domowych pupili wciąż spała na leżankach umieszczonych pod jedną ze ścian pokoju dziennego jakby nagły hałas ich nie mógł przywieść do świata rzeczywistego. Przystanęła przy blacie kuchennym. Potrzebowała odrobinę kofeiny, nie powinna jej tak często spożywać, jednak to był jej ratunek po zarwanej nocy. Nastawiając ekspres, starała się odnaleźć swój ulubiony kubek termiczny. Poirytowana do granic możliwości otworzyła ostatnią z szuflad z nadzieją, że odnajdzie tam naczynie. Nie myliła się. Jednak nie przypominała sobie, żeby go tam kładła, nie miała czasu się nad tym rozwodzić. Podłożyła go pod jedną z dysz, pozwalając płynąć ciemnobrązowej substancji. Zdecydowanie życie w pośpiechu jej nie służy. Wyjęła napełniony aromatycznym napojem kubek, zakręcając jego wieczko, ówcześnie nie zapominając o jej ulubionym syropie. 
        Znalezienie kluczy do samochodu okazało się łatwiejsze niż przeszukanie torebki w poszukiwaniu podobnego kompletu, który pozwalał zamknąć dom. Wybiegła z mieszkanie, przekręcając klucz w zamku. Podeszła do jednego z pojazdów otwierając go. Rzuciła swoje rzeczy na pobliskie krzesło, wsuwając klucz do stacyjki. Upiła ciepły łyk kawy, ostrożnie odkładając kubek na wyznaczone miejsce. Nie trudziła się ze zmianą obuwia, które już wcześniej zdążyła zmienić. 
        Opuściła podjazd z cichym piskiem opon, przedzierając się przez zatłoczone uliczki miasta, przeklinała siebie, że nie wyjechała wcześniej, gdy natknęła się na dość potężny korek. Nie była tym zdziwiona, to miasto słynęło z ciągłych kolejek aut stojących czy ruszających się w dość powolnych tempie po ulicach metropolii. Marudząc cicho, wjechała w jedną z bocznych ulic. 
        Z trudem udało jej się znaleźć wolne miejsce parkingowe, jednak w końcu wyłapała okazje, że wcześniejszy kierowca wyjechał z wyznaczonej strefy, co dało jej niesamowitą okazję. Gasząc silnik auta, zmieniła pośpiesznie obuwie, chowając do torebki kluczyki oraz telefon. 
        Stanęła przed wejściem do budynku, wystukując wiadomość do przyjaciółki, pytając gdzie są, nie czekała długo na odpowiedź która przyszła niemal po chwili, nie była w stanie nawet spojrzeć na nią, gdy za rogiem zjawiły się jej przyjaciółki w towarzystwie dwóch dziewcząt. Zmarszczyła brwi przyglądając się towarzyszkom Emily oraz Aleksandry. Nigdy wcześniej nie miała okazji ich poznać, jednak dyskusja, która się między nimi toczyła utwierdziły ją w przekonaniu że były w bardzo bliskich stosunkach. 
        — Cześć słonko — Aleksandra ucałowała ją w policzek, z zadowoleniem malującym się na twarzy — Cieszę się, że udało ci się wyrwać — dodała ze śmiechem dostrzegając karcące spojrzenie przyjaciółki. 
        — Sugerujesz coś? 
        Zaskoczyła ją wypowiedzieć Withe, owszem ostatnio nie spotykali się zbyt często, jednak w dużym stopniu było spowodowane to przez rozpoczęte przez jej znajome studia, za każdym razem, kiedy chciała z nimi dokądś wybrać, zbywały ją tłumacząc że mają dużo nauki, jednak i ona nie była bez winny. Zdawały się dni, gdy odmawiała im wspólnej zabawy, gdyż często w tych chwilach była z Shinodą. Nie miała serca go zostawiać, by pójść na jakąś imprezę. 
        — Przypomnij sobie każdą naszą rozmowę, gdy proponowałyśmy ci wyjście ty zawsze byłaś z Mike'm. Zaczyna mi brakować naszych wspólnych piątków. 
        — Sama również nie jesteś bez winy moja droga — odparła ze spokojem — Co słyszę, gdy do was dzwonię, by was gdzieś wyciągnąć „sorry stara, ale mamy kolokwium musimy się uczyć" — odparła z przekąsem. 
        — Chodźmy lepiej do tego salonu — Emily, która wyczuła unoszące się w powietrzu napięcie, zarzuciła dłonie na ramiona swoich najlepszych koleżanek. 
        Chwyciła je za barki, ciągnąć do pobliskich drzwi. Szyld zwisający nad ich głowami, nie mienił się jasnym światłem led. Krzyknęła przez ramię do swoich nowych znajomych by poszły za nią, sama musiała się uporać z przekomarzającymi się dziewczętami. Wchodząc do środka zaatakowała ich fala rozmów pracowniczek i klientów, którzy dyskutowali na nic nieznaczące tematy. 
        Wydostała się z mocnego uścisku swojej przyjaciółki, przez moment miała wrażenie, że ją dusi, udało się jej zrzucić jej bark ze swojego obojczyka, czasami zdumiewające ile ta dziewczyna miała siły, czasami jednak pozory mylą, a Emily była na to czystym dowodem. Nie wdawała się w kolejny spór z blondynką, zerknęła przez ramię, spoglądając na stojącą za ladą drobną brunetkę. 
        — Cześć Claro — powitała ją wesoło. 
        Patrzyła z zadowoleniem na twarzy jak dwudziestolatka rozpromieniła się na jej widok, pokonała dzielącą ich odległość wyciągnęła ku niej dłoń którą przyjęła, zerknęła nad jej ramieniem młodej Bennington, dostrzegając grupkę rozgadanych koleżanek. 
        — Mam rozumieć, że przyprowadziłaś znajome? — zagadnęła. 
        Powiodła za nią spojrzeniem swoich niebieskich tęczówek, by utkwić je w rozradowanej Emily, która tłumaczyła coś swojej znajomej. Zwróciła się ponownie do młodej kobiety. 
        — Właściwie one były inicjatorem tego wypadu — wyjaśniła, lecz lekkie rozbawienie czaiło się w jej głosie. 
        — Czym mogę służyć? 
        Mogła się potem tylko przysłuchiwać decyzją, którą podjęły dziewczęta na temat zmiany fryzury. Zdumiało ją, że żadna z nich nie postawiło na zbytnie szaleństwo, prosząc jedynie o ścięcie włosów, czy ich rozjaśnienie. Ona sama nie była pewna czy rzeczywiście chce coś zmieniać, pomimo swoich porannych rozmyślań naszły ją teraz wątpliwości. Siedząc jednak w poczekalni, przeglądała folder z propozycjami salonu i pewna odcień przypadł jej szczególności do gustu. Przyjrzała się modelce z dość barwnymi kosmykami co niezmienie ją intrygowało. Od dłuższego czasu poszukiwała czegoś nowego jakieś połączenia ombre paru cieniu, by przebić monotonie jednej barwy. Chwyciła między dłonie gazetkę, podnosząc się z wygodne skórzanego fotela, odnalazła Clarę, której najbardziej ufała w kwestii jakichkolwiek zmian. Przystanęła przy stanowisku zapełnionym produktami do pielęgnacji włosów oraz potrzebnymi urządzeniom. 
        — Stało się coś Julio? — zapytała, widząc jedną ze swoich ulubionych klientek z katalogiem ich firmy w dłoniach. 
        Podsunęła jej gazetkę z otwartą stronę, gdzie znajdowała się fotografia interesujące go ją połączenia kolorystycznego. Fryzjerka spojrzała na zdjęcie przed dłuższy czas, zanim mogła zapytać o możliwości dokonania zmian, uprzedziła ją. 
        — Skończę z twoją przyjaciółkę i ufarbuje ci włosy. 
        — Dziękuje Claro. 
    Odeszła pośpiesznym krokiem, w tle słyszała pytanie Emily, która zaintrygowana nowym pomysłem najlepszej koleżanki dopytywała kobietę czemu tylko do niej miała takim ogrom zaufanie. Nie była w stanie usłyszeć odpowiedzi kobiety, która zapewne tłumaczyła, jej gust młodej artystki. Odkąd zjawiła się w tym zakładzie i zdecydowała się skorzystać z jej usług była bardzo zadowolona, wykorzystała okazje przy kolejnym spotkaniu, gdy młoda fryzjerka była wolna i ponownie usatysfakcjonowana z jej usług starała się do niej przychodzi. Jedyny raz zgodziła się na mężczyznę, który miał upiększyć jej włosy, zawiódł ją po całości, od tamtej chwili umawiała się na wolne terminy z młodą kobietą. 

No comments:

Post a Comment