Monday, July 27, 2020

II 11 — PALETA PEŁNA BARW

        Przewróciła między palcami kolejny zapieczętowany list, który wydawał się niepozorny, skryty w rogu korespondencji nazwisko jej adresata niszczyło tę monotonię poszarzałej koperty, której faktura przyprawiała o mdłości. Nie znosiła takich kolorów, pomimo że była artystkom i jej oko powinno cieszyć jakakolwiek barwa, to nie działało w ten sposób. Artyści cechują się, że po wielu latach nauk, mają wyrobiony swój gust i nawet tak prosta sprawa, jak dobór barw było jednym z czynników, które miały kształtują potem ich poczucie stylu. Początkowo tego nie rozumiała, gdy wkraczała w świat rysunku czy pierwszych szkiców, wszystko wydawało się jej takie obce, była mało doświadczona, gdy chwyciła pierwszy raz za ołówek, ucząc się od podstaw szkiców, zaczynając od tak nudnych zajęć, jak rysowanie brył czy przyglądaniu się rzeczywistości, to potrafi zniechęcić, jednak ona była zawzięta w sobie, gdy przekroczyła próg kursu malarskiego. Nauczycielka wielokrotnie jej mówiła, że była jedną z najbardziej zmotywowanych osób z całej jej grupy. Choć nie lubiła być chwalona, nie gardziła słowami pochwał doświadczonej pani profesor, która wprowadziła ją w świat sztuki i teraz kilka lat po tych wydarzeniach mogła powiedzieć, że jest zadowolona ze swoich prac, chociaż wciąż dożyłaby malować coraz lepiej.
        Drobna pomoc Michaela była dla niej nieoceniona, dobrze pamiętała te chwile, gdy siedzieli u niej w pokoju, a on tłumaczył jej, w czym robi problem, czy pracach akwarelowych, czy przy malunkach stworzone z kolorowych marketów, z czym miała największe kłopoty. Wciąż ją zdumiewało, że miał do niej tyle cierpliwości, gdy ona wzburzona marnymi próbami pomalowania czegoś farbami chciała je rzucić w kąt i nigdy nie powracać, jedyne czego pragnęła to powrócić do swoich ulubionych kolorowych ołówków. Była mu ogromnie wdzięczna, że był na tyle uparty, by ją zmobilizować i nakłonić by ćwiczyła w technikach, które sprawiał jej kłopot. Gdy spoglądała na to z perspektywy czasu, mogła śmiało rzecz, że napawały ją dumą kolejne obrazy pisakami, śmiało mogła rzecz, że technika malowania pro markerami sprawiała jej ogromną przyjemność i wykorzystywała to coraz częściej. Zdarzyło się, że parę osób, które zamawiały u niej prace, poprosiły o takie rysunki, odmówiłaby, gdyby nie wcześniejsze zajęcia, które udzielał jej Shinoda.
        Wysunęła ze środka złożoną w pół kartkę, która zawierała podziękowania od zadowolonych klientów za dostarczenia im malunków. Spędziła wtedy ponad dwa dni nad dostarczeniem wysyłek, co niezmiernie ją znudziło i zmęczyło, ale gdy teraz czytała wiadomości zwrotne, cieszyła się, że byli zadowoleni i nie szczędzili sobie roszczeń, czego nie wątpliwie się obawiała, gdy naklejała kolejne znaczki pocztowe na tektury, w których skrywały się zamówione obrazy. Ostatni czas spędziła na szkicowaniu dla własnej przyjemności i popracowaniem nad swoimi malunkami. Miała na to niebywale dużo czasu, gdy została uziemiona na ponad cztery tygodnie. Przestała się już wściekać za każdym razem, kiedy o tym myślała. Pogodziła się z losem, że musi to przetrwać, jednak najbardziej rozdrażniła ją wiadomość z poranka, gdy na progu drzwi pojawił się komisarz odpowiedzialny za jej zgłoszenie.
        Czas spędzony w szpitalu pozwolił jej nieco zwolnić, wyciszyć się co może wydawać się dziwne w takim miejscu, ale ona pragnęła się wreszcie uspokoić. Dać sobie na wstrzymanie, a codzienna rutyna dnia czy obowiązki, które ostatnio na siebie przejęła, nie pozwalały jej skryć się w zaciszu swojego domowego królestwa, pozwalając sobie na przemyślenia. 
        Ostatnie wydarzenia sprawiły, że ponownie poczuła się jak dawne dziewczyna z Phoenix która obawiała się zerwać ze swoim apodyktycznym chłopakiem naiwna, która ślepo wierzyła w każde jego słowa, niczym jakby ktoś ją zahipnotyzował i zmusił, by wchłaniała wszystko niczym głupia szmatka. Potrzebowała wstrząsu oraz kolejnych kłótni z Tony’m by uświadomić sobie, że jej przyjaciel jedyne czego pragnął to jej dobra i wszelkie próby przemówienia jej do rozsądku nie były takie bezpodstawne, jak na początku uważała.
        Bagatelizowała wszelkie przesłanki, które jej wysyłał, odsuwała na dalszy plan zdarzenia sprzed paru miesięcy, gdy po raz pierwszy posunął się do tak trywialnego sposobu, by niewzruszony podejść do niej na ruchliwej drodze, dając sobie niesamowite przyzwolenie, by mógł ją niemal wykorzystać za tym obskurnym śmietnikiem. Skrzywiła się z niesmakiem na samo wspomnienie. Nie lubiła do tego wracać, ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzyła to popadanie cię w głęboki menacholii, próbując zamknąć się na nowo przed otaczającym ją światem. Nie uświadomiła sobie już wtedy, że powinna zgłosić próby zastraszania odpowiednim służbą. Jednak co ona robiła? Ignorowała wszelkie listy z pogróżkami, nadmierne wiadomości tekstowe czy niekończące się połączenia. Mogła sobie teraz jedyne co to pogratulować swojej własnej nieświadomości i braku spojrzenia na tę sprawę rozsądnie. Osiągnął w pewien sposób swój cel, zniszczył ją, zbezcześcić jej prywatność, jak i naruszenie swojej prywatności. Pobił ją, podsunąłby się do zasztyletowania, jednak w porę został od niej odciągnięty, za co dziękowała Mike’owi do dziś. On jednak nie podzielał jej radości, uważał, że powinien w porę zareagować, czym nie doprowadził do jej stanu. Nie czuła jednak do niego żalu, jak śmiała, by to zrobić. Uratował ją! Wdzięczna była mu własne życie.
        Nie pamiętała jednak nic do momentu, gdy powróciła jej na nowo świadomość. Została wyrwana ze swojego głębokiego snu, gdy mały zespól lekarzy, który podjął się jej, operacji uznał, że jej ciało zregenerowało na tyle siły, a ilość krwinek czerwonych powrócił do normy. Dobrze pamiętała te chwile, nie mogła zapomnieć co wtedy czuła. Skołatana, wciąż rozkojarzona z chwilą utratą pamięci. Słuchając opowieści chłopaków ze zranionym sercem, gdy wspominali jej, że nie pamiętała nawet własnego brata. Amnezja okazała się krótkotrwała, co niezmiernie ucieszyło jej bliskich a szczególności Michaela, źle przyjął diagnozę profesor, która ją prowadziła.
        Funkcjonariusze policji zjawili się natychmiastowo po wiadomości o przebudzeniu się pacjentki. Rozmowa była dla niej trudno, gdy musiała ponownie opowiedzieć, co się wtedy wydarzyło, jednak obecność dwóch najbliższych jej mężczyzn sprawiło, że wreszcie po tylu latach ciągłego życia w niepokoju poczuła się naprawdę szczęśliwa, gdy pozwoliła sobie wydać swojego byłego partnera w ręce sprawiedliwości. Miała nadzieje, że wreszcie jej koszmar się skończy, ale jak mogła się łudzić, że cokolwiek takiego się stanie. Kent był przebiegły jak lew, umiał się skryć w cieniu zarośli i gdy uznał, że chwila je ku temu odpowiednia wyskoczyć na nią niczym swoją własną ofiarę. Umiał się maskować, co wcale jej nie zdziwiło, gdy dowiedziała się, że wypiera się wszelki zarzutów, które zostały mu pozostawione, nawet zeznania jej chłopaka, który był naoczny światkiem, nie przekonywały go, że wkrótce trafi za kratki. Los jednak postanowił się z nią jeszcze pobawić, pragnął, by znowu była jego maskotką. Zadrwił z niej w najbardziej okrutny sposób, jaki znalazł. Słyszała jego perfidny śmiech za swoimi plecami, krzywiła się, gdy plugawie chodził za nią, niczym cień wykrzykując, że ponownie dała się zwieść, co niezwykle ją irytowało. 
        Zdumienie było jej obce, gdy słyszała wyjaśnień przydzielonego do jej sprawy policjanta, który pojawił się dziś rano na progu drzwi z dość zaskakującą wiadomość. Zwolnili go! Wypuścili na wolność jej wieloletniego prześladowcę. Nigdy nie była tak bardzo wściekła, jak wczesnym porankiem, Chester, choć miał przyjemność wiedzieć u niej wiele napadów złości, dziś nie krył zaskoczenia, gdy wpadła w istny szał, nie szczędząc sobie wulgaryzmów, próby zapanowania nad jej temperamentem sprawiły, że wrzeszczała jeszcze bardziej, nikt nie potrafił zrozumieć jej napadu nagłej furii, nie mieli pojęcia, że ten chłopak doprowadzi do czegoś poważniejszego, a wtedy będzie już za późno.
        Z trudem udało jej się przekonać muzyka, by podszedł do studia, obawiał się, że może coś zrobić a co gorsze sobie, jednak ona zapewniła go, że może być o nią spokojny, gdy rozsiadła się w salonie, nie mając pomysłu jak spożytkować, chwile, które niestety musiała spędzić z usztywnioną kończyną, a brak gwałtownego poruszania się sprawiło, że jedyne, na co mogła to siedzieć nad kolejnymi lekturami, w które lubiła się zaczytywać lub branie szkicownika i paletki z ołówkami, czy kredkami tworząc kolejne małe arcydzieła. Skutecznie go wykorzystywała. Pochłonięta w swoje zamiłowanie do rysunku sprawiło, że spod jej ręki ostatnio pojawiło się kilka prac oraz parę mniejszych szkiców, które skrywały się w teczkach ukrytych w jej biurku. Szkicownik był z nią związany już od wielu lat, jednak w ostatnim dniach stał się jej jeszcze bliższy. Praktycznie się z nim nie rozstawała, gdy spędzała te samotne kilka godzin w domu. Towarzyszące jej suczki dzielnie dotrzymywały jej towarzystwa, gdy jej brat i chłopak siedzieli w studiu, pracując nad kolejnymi ścieżkami dźwiękowymi, czy dopracowując dema, które już stworzyli. Nie wypytywała ich o szczegóły produkcji kolejnego krążka, była świadoma jednak na jakim są etapie prac. Specjalnie ją to nie interesowało, ale również nie pragnęła psuć sobie zabawy. Wciąż należała do grona ich wiernych słuchaczy, więc nie chciała mieć żadnych forów, tylko dlatego, że blisko związana z członkami kapeli. Uszanowali jej prośbę i nie wdawali się z nią w dyskusje na temat zbliżającej się produkcji.
        Drgnęła lekko przestraszona, gdy na jej uda zleciała jedna z paczek. Spojrzała w dół, by dostrzec dość sporej wielkości karton zaadresowany wprost do niej. Przyjrzała się bliżej opakowaniu, wtedy w jej oczy rzucił się znaczek dobrze znajomej jej firmy, która produkuje dobrej jakości artykuły papiernicze. Nie narzekała do tej pory na swoją kolekcję przyborów artystycznych, nawet była lekko zdziwiona, gdy powysypywała je z szuflad, czy szafek chcąc zrobić z nimi porządek, a jej oczom ukazał się pokój zawalony jej materiałami. Nie sądziła, że tak wiele produktów udało jej się zgromadzić przez te kilka miesięcy, osoby z podobnym zamiłowaniem potrzebują wiele lat, by zebrać taką kolekcję, jaką posiadała. Nie liczyła jak wiele, posiadała paletek ze swoimi ukochanymi kredkami, nie zabrakło tutaj zestawów, które na rynku były uważane za dość drogie. Wcześniej by sobie nie mogła pozwolić nawet na jedno opakowanie takich barwnych ołówków, a teraz nawet ich nie liczyła. Mogła śmiało wywnioskować, że gdyby podliczyła, zgromadzone artykuły zebrała się fortuna. Duży jednak wpływ na zgromadzone materiały plastyczny miał jej chłopak, który czasami coś jej przynosił, gdy znowu zaszalał w sklepie. Żartowała z niego nie jednokrotnie, że zachowuje się jak kobieta na zakupach. On jednak twierdził, że duży wpływ na naszą pracę miał dany ołówek czy brulion i nie należy oszczędzać na tańszych zamiennikach, bo odbije się to na efekcie naszej obrazie, czy rysunku. Mogła mu teraz jedynie przyznać racje, gdy dostrzegła różnice w zmianie produktów, a ona mogła wykorzystać umiejętności, jakie nabyła i być zadowolona z dbałości o szczegółowy czy estetyczność, którą sobie ceniła. 
        Spędzony jednak czas nad zamówieniami, sprawiły, że jej domowy asortyment nieco się wykończył i musiała zainwestować w nowsze. Gdy wkładała do internetowego koszyka kolejne rzeczy, jedyne, o czym pragnęła to zapomnieć o kwocie, jaką wydała. Może i płaciła ze swoich oszczędności, co nadszarpnęło jej osobisty budżet, jednak wolała się zastosować do rady Michaela o jakości danego szkicownika czy markera, niż głowić się jak za to wszystko zapłaci.
        Jednak gdy dzisiejszego poranka Chester przyniósł się dwie kupki paczek czy listów, sama była lekko zaszokowana jego ilością, bo była wręcz przekonana, że nie powinno być ich aż tyle. Mogła jedynie rozerwać paczki i przekonać się, o co chodzi.
        Chwyciła nieopodal leżące nożyczki. Przyłożyła je do zaklejonych zgięć w kartonie, przejeżdżając ich ostrymi krawędziami po folii z klejem. Nie kryla radości, gdy zaglądała do wnętrza opakowanie. Chyba nie ma osoby, która nie lubi otwierać dostarczonych ich paczek, a ona czuła podwójne zadowolenie, bo będzie mogła je wykorzystać. Wysunęła ze środka kilka brulionów oraz bloków. Ujęła w dłonie pierwszy z nich, przyglądając się ich gramaturze oraz jakości wykonania. Nie miała żadnych przeciwwskazań, jednak najlepszym testem będzie wykonanie jakiegoś rysunku.
        Przekopanie się przez gąszcz zamówionych paczek sprawiło, że traciła już zapał, gdy rozdzierała nadesłaną przesyłkę, która jak się okazało było podarunkiem od jakieś firmy, która bardzo chciała, by przetestowała ich produkt, takich próśb było kilka, co ją wprawiło w osłupienie. Nie należała do osób medialnych, nawet nie chciała być osobą publiczną, co jej trochę kolidowało z jej drugim kontem na MySpace, gdzie miała nawet wiele tysięcy obserwujących. Konto stworzyła po namowach przyjaciółek, które zaleciły ją, by pokazywała swoje prace w Internecie. Była sceptycznie nastawiona do tej propozycji, jednak dziewczęta zdołały ją przekonać, że nie powinna chować wszystkiego do przysłowiowej szuflady ginąć w jej mroku, a świat nie ujrzy naprawdę ładnych szkiców. Poirytowana i nieco zmęczona ich nagleniami, stworzyła ten profil, wrzucając jedną ze swoich prac. Dobrze ją pamiętała była to specyficzny rysunek, oparty głównie na płomienistych włosach i rysach twarzy. Tło nie grało wtedy znaczenia, bo wizerunek postaci sam go tworzył. Obrazek należał do jednej z jej ulubionych prac i wcale nie zamierzała tego ukrywać. Spędzone kolejne minuty w sieci sprawiły, że przybyło jej polubień oraz pojawili się piersi obserwujący. Nawet nie zauważyła, a jej konto rozgrzeszyło się w zastraszającym tempie. By chronić swoją prywatność, nie została podpisana to jej prawdziwym imieniem. Zdarzyło się, że na wielu formach miała małe kłopoty, gdy ludzie próbowali się doszukać między nią a Chester’m jakieś więzi, pragnęła jak najdłużej kryć się, z tym że była siostrą znanego wokalisty. Posunięcie się do kłamstwa okazało się najlepszym rozwiązaniem. Owszem nie tolerowała takiego zachowania, jednak robiła to w słusznej sprawie. Gdy najmniej tego oczekiwała, stała się osobą publiczną, gdy na jej koncie pojawiło się parę tysięcy zwolenników jej sztuki.
        Wysypała na swoje uda zawartość ostatniej poszarzałej koperty, oczekując kolejnego zestawu do malowania, jednak to nie były żadne artykuły plastyczne, których nagromadziła się dość spora ilość, pozostawiona na jednej z krawędzi kanapy. Chwyciła między palce spięty plik kartek, skryte w ciemnym skoroszycie. Otworzyła na pierwszej stronie, czytając tytuł książki, jak miewała. Kompletnie nic z tego nie rozumiała, gdy wertowała kolejne strony, nawet nie wiedziała jak to ująć artykuł, opracowanie czy fragment jakieś powieści. Wtedy w jej oczy rzuciła się koperta, która zsunęła się z jej kolan. Odrzuciła w bok czytany skrypt, mając nadzieje, że dowie się czegoś z załączonej wiadomości. Rozłożyła zgięty w pół liścik, prześledziła jego treść wzrokiem. Uniosła zdumiona twarz, gdy czytała, że została polecona na stanowisko tłumaczki języka hiszpańskiego, co jeszcze bardziej wprawiło ją w osłupienie, że wydawnictwo, które do niej pisało, nadmieniła, że jest to dla niej osoba znana. Może i znajomość języka argentyńskiego nie sprawiała jej trudności, ale nie sądziła, że otrzyma kiedykolwiek taką ofertę. Sądziła, że wielkie korporacje potrzebują certyfikowanych osób, a ona pomimo poziomu zaawansowanego nie trudziła się, by zrobić licencjat, jakoś nie czuła potrzeby. Uczyła się dla własnej przyjemności, nie planowała wiązać z tym przyszłości. Gdy odczytała ostatni akapit treści listowej, gdzie poddali termin odesłanie przetłumaczonej pracy, była lekko poderwana, że jeśli nawet by się zgodziła, agencja daje jej zbyt mało czasu. Jednak sądziła, że ten okres jest jedynie sprawdzian dla niej czy zdoła wykonać tę pracę. Może i nie narzucali swojej woli, ale wyrażali głębokie chęci, że uczyni im ten zaszczyt. Spojrzała ponownie na spięte kartki, które uchwyciła. Przyglądając się dokładniej opisowi zawartego w tym fragmencie była coraz bardziej zaintrygowana tą publikacją, jak i chęcią sprawdzenia swoich możliwości. Dysponowała ostatnie wieloma wolnymi chwilami, więc czemu miała, by tego nie zrobić. 
        — Naprawdę tyle zamówiłaś?
        Wyrwana z głębi swoich rozmyślań, poderwała głowę, gdy jej zmysły zaatakował znajomy głos. Uniosła swoje krystaliczne spojrzenie, spoglądając na stojącego w przejściu Benningtona, jego lekko zdumiona mina mówiła sama za siebie, co niezwykle wprawiło ją w rozbawienie. Stał na podeście, spoglądając na dwa dość sporej wielkości pudła wypełnione odbezpieczonymi produktami. Zaśmiała się cicho, odkładając ostrożnie dość duży fragment książki, którą miała się zająć.
        — Nie — odparła, wciąż nieco rozbawiona — Wiele z tych materiałów owszem należą do mnie, jednak inne produkty zostały mi przesłane, bym jej przetestowała — mruknęła, wskazując na jeden z pojemników.
        Zszedł ostrożnie po stopniach pokoju dziennego, przystanął na środku, dostrzegając niemałe zamieszanie, które zapanowało. Pomimo małego szaleństwa było wyjątkowo czysto. Znał na tyle Julie, by wiedzieć, że nie lubi zagraconej powierzchni, nawet jej pokój przeszedł kilka zmian, gdy przybyło jej więcej artykułów artystycznych. Biurko, które do tej pory udawało się pomieścić wszystkie pastele czy ołówki przestało wystarczyć i był zmuszony do wykupienia kolejnej szafki oraz nieco zmodernizowania półki gdzie nastolatka trzymała najpotrzebniejsze pisaki, czy kredki. Nie sądził, że jej zamiłowanie do rysunku będzie ją tyle kosztować, jednak nie był tym zdumiony. Julia była ambitną osobą, uważał, że doskonale sobie poradzi na studiach, które w ostatnim czasie poszły w zapomnienie. Przypominając sobie treść ich rozmowy, gdy cierpliwie mówiła mu, że musi zrezygnować z życia akademickiego, nie pojmował, dlaczego marnuje swoje umiejętności i nie chce ich bardziej rozwijać, zrozumiał to dopiero po jej wypadku gdy przybliżyła mu historie jej dawnego chłopaka, którego tego tak bezskutecznie próbował wyśledzić. Był pewien, że zrobi wszystko by jej pomóc, aby jej dawny wróg przestał ją prześladować, a ona mogła spokojnie myśleć o przyszłości. Widział, że Julia pomimo jego zapewnień spogląda na to sceptycznie, wciąż mówiła, że skoro jej się nie udało go zniechęcić do niej to jemu tym bardziej, jakby pogodziła się już ze swoim losem, informacja o aresztowaniu pozwoliła jej uzyskać dawno utraconą wiarę. Nadzieję, że może jej życie wreszcie się zmieni, niestety okrutnie się przeliczyła.
        — Starczy ci miejsca?
        Poruszył się pod wpływem jej intensywnego spojrzenia, widział błysk radości kryjący się w błękicie jej oczu, co było dla niej tak znajome, gdy niepozornie starała udawać się poważną, jednak tłumiony w niej śmiech psuł jej szyki.
        — Sądzę, że tak, już nie będziesz narzekać, że cię męczę — odgryzła się.
        Spędzili kilka dobrych godzin na sprzeczkach, gdy wczesnym sobotnim rankiem oznajmiła bratu, że musi jej pomóc z modernizacji stanowiska pracy. Przygotowała już wcześniej projekt dodatkowej półki z szufladami, dopasowując ją do konstrukcji mebla, na którym miała zawisnąć, pokazała go przy śniadaniu muzykowi, który stwierdził, że jest to wykonalne, ale potrzebował dokupić kilka dodatkowych rzeczy. Nie obyło się bez przepychanki słownej już w sklepie, gdzie sprzeczali się o drewno, z którego miała być wykonana podpórka, jak uważał mężczyzna, że wybrała dość słabej jakości produkt, co nie chciała, zrozumieć twierdząc, że jej nie będzie to pasować, jednak dała się mu przekonać, gdy stwierdził, że ją odpowiednio przemaluje. Wrócili do mieszkania jakąś godzinę później, zasiadając do ich małego zadania. Julia, która nie miała do tej pory styczności z narzędziami typowo dla majsterkowiczów, oddała wykonanie w ręce brata. Czuła zadowolenie, gdy widziała jak na jej oczach, powstaje nowy mebel, który zapewne znajdzie swoje zastosowanie, uważała przy każdej prośbie o pomoc, gdy musiała coś przytrzymać, jednak większą trudność sprawiło znalezienie jakiekolwiek śrubki, co niezmiernie rozbawiło starszego Benningtona, gdy otrzymał nie odpowiedniej wielkości wkręt. Nie chcąc się nad nią pastwić dłużej, wysłał ją do domu, wykorzystując Brada, który wpadł do nich w odwiedziny. Czasami lubił coś poskręcać czy porobić koło domu, gdy miał na to wolną chwilę, zamykał się w garażu i coś robił. Nie mógł sobie pozwalać na to zbyt często przez swój napięty grafik w ostatnich tygodniach. 
        Machnął na nią zbywająco ręką, gdy usłyszał jej ostatnią kąśliwą uwagę. Westchnął cicho, opierając się o krawędź sofy, na której siedziała nastolatka, wtedy w jego oczy rzucił się skoroszyt, który spoczywał na jej kolanach. Sięgnął dłonią po skryb, co nawet nie zainteresowało dziewczyny, która przeglądała jeden z nowych zestawów kredek. Skupił wzrok na tytule.
        — Ostatnie Pragnienia, co to jest?
        Przewertował spięty dokument tekstowy, natrafiając na dość pikantny wątek. Nie słyszał jeszcze o tej publikacji, pomimo że na książki miał mało czasu wielokrotnie jednak widział u siostry tomy powieści, które sam pragnął zgłębić, jednak nie raz prosił ją, by opowiedziała mu do końca wydarzenia z wydania, jakie nie mógł skończyć czytać.
        — Otrzymałam ten fragment z prośbą o przetłumaczenie — mówiła z aprobatą, przymykając wieczko barwnych ołówków.
        Odwróciła się przez ramię, wpatrując się w skupionego na tekście młodego mężczyznę. Zainteresowany przewrócić stronę fragmentu powieści, nie ukrywał był nią coraz bardziej zaintrygowany, wrócił ponownie spojrzeniem na stronę tytułową, przyglądając się wielkim literą na prowizorycznej okładce. Patrzyła na jego skupioną twarz, zawsze w pewien sposób przynosiło jej spokój. Lubiła, spoglądając, gdy był pogrążony w zadumie, sprawiało jej to pewien rodzaj satysfakcji, był przeciwieństwem, gdy ich rozmowy przeradzały się w małe sprzeczki czy nie istotne awantury. Pomimo ich dość burzliwych relacji zawsze ceniła sobie jego zdanie, nawet, wtedy gdy nie do końca zgadzała się z jego opinią, słuchała jego rad. Nie jednokrotnie jej pomógł, bo czasami nie był tego świadomy, lecz ona dziękowała mu za każdą taką chwilę.
        — Przyjmiesz tę propozycję?
        Wsunął w jej dłonie spięty plik kartek, zacisnęła swoje długie palce na ciemnej oprawie, odkładając ją na bok, uważając, by nie pozaginać niepotrzebnie rogów. Włożyła skoroszyt pomiędzy ułożone brystole, nie sądziła, że będzie ich aż tak dużo. Skrzywiła się nieznacznie, gdy ostrożnie uniosła się na dłoniach. Nikomu nie życzyła takiej sytuacji, gdy utknęła w jednej pozycji przez wiele godzin bez możliwości poprawienia się, może i owszem mogła sobie podsunąć pod plecy jedną z poduszek, jednak najbardziej doskwierało jej drętwienie zabandażowanej kończyny, co ją doprowadzało o niemal do szału. Nie znosiła tego paraliżującego uczucia w stopie, a ona nie miała nawet jak go rozchodzić. Uważała, że chwile, gdy klęła na swojego byłego chłopaka, za jego niefrasobliwość i chęć do uderzenia kobiety nie miały znaczenia, to nie zwróci jej utraconego zdrowia, a ona mogła jedynie pogodzić się z tym faktem.
        — Chętnie w sumie mam ochotę się wykazać — powiedziała ze spokojem — Nigdy nie miałam możliwości w praktyce, wypróbował umiejętności, których nabyłam na kursach czy samodzielnych lekcjach — ujęła grzbiet skoroszytu, unosząc go delikatnie — Może dzięki temu sprawdzę swój język w praktyce.
        Widziała jak przez jego twarz, przebiega powątpienie, zmarszczył czoło, jakby jej odpowiedź nie do końca go satysfakcjonowała. Znała zbyt dobre ten charakterystyczny wyraz twarzy, gdy nie do końca był zgodny z jej opinią, jednak nie chciała zwracać na to uwagę. Nie chciała przeceniać swoich nabytych zdolności, może i była skromna, ale nie lubiła, gdy ktoś ją chwalił, czy ona wywyższała nabytymi uzdolnieniami, czuła się naprawdę żenująco, gdy ktoś komplementował jej styl czy przyznał jej racje w jej poglądach, wręcz tego nie znosiła, bo uważała, że każdy ma swoją daną ocenę sytuacji czy miejsca, owszem można przypominać nieco jej, jednak nie lubiła, gdy była wręcz identyczna. Chęć przypodobania się jej w taki sposób nie wchodził w rachubę i jeśli ktoś uważa, że w taki sposób zdobędzie jej uwagę, to się mylił. Jednokrotnie Chester powtarzał jej, by nieco uwierzyła w siebie, może w jakimś stopniu to się jej udało, jednak wciąż pozostawała bierna, gdy rozmawiała z kimś na temat swoich wyszlifowanych predyspozycji. 
        — Znając twoją biegłość w posługiwaniu się językiem latynoskich, nie sprawi ci to problemów, a przysporzy ci wiele radości — oznajmił, odwracając się.
        Patrzyła jak wolno, zmierza w stronę kuchni, nucąc jakąś cichą melodię pod nosem, jak nigdy musiała przyznać mu racje. Uwielbiała każdą chwilę, gdy mogła chwile pomówić po hiszpańsku, nawet jeśli to była zwyczajna rozmowa z Brad’m, ceniła te chwile, co pozwalało jej posługiwać się językiem, by z czasem o nim nie zapomnieć.
        — Przeceniasz mnie braciszku — odezwała się.
        — W żadnym wypadku!
        Słyszała jego podniesiony głos, który potoczył się echem po ścianach pokoju dziennego, odgłos jego kroków uderzył jej zmysły, a ona uniosła nieznacznie głowę, gdy staną na progu drzwi z dwoma szklankami wypełnionymi przezroczystą substancją, na jej toni unosiły się kawałki cytryny.
        — Próbuje ci, tylko uświadomić, żebyś nieco nabrała wiary w siebie, jeśli chcesz coś osiągnąć — nie pozwolił się jej nawet odezwać, gdy widział, że otwiera usta — Doskonale oboje wiemy, że pomimo twojej skromności i dziewczyny, która nie chce się wysuwać przed szereg, chcesz coś zrobić w życiu, nie koniecznie pragniesz, by twoje nazwisko zostało zapamiętane, jednak próbujesz udowodnić innym, że jesteś zupełnie inna, niż uważano cię do chwili, gdy mieszkałaś w domu dziecka. Sądzę, że nie było ci wtedy łatwo, nie dało się ukryć, że byłaś ogromnie zadowolona, gdy opuszczałaś tamte mury, przez twoją maskę obojętności aż piło szczęście, gdy ze stamtąd wychodziłaś. Od chwil, gdy zamieszkałaś ze mną, stałaś się zupełnie odmienioną osobą. Może początkowe tygodnie były dla ciebie trudne, ale po paru dniach, dostrzegłem różnice w twoim zachowaniu, gdy poznałaś resztę chłopaków — ustawił wszystko na stoliku, rozsiadł się wygodnie na fotelu, a delikatny uśmiech skradł się na jego usta, gdy poczuł jak na jego kolana, wskakuje biały maltańczyk. Uszczęśliwiona suczka, rozciągła się na jego udach, wpatrując się swoimi ciemnymi ślepkami w swoją panią, ona również stała się czujna tak jak swoja starsza towarzyszka, gdy musiała, budziła się w nocy, gdy jej właścicielka miała kolejny napad paniki. Zdarzały się chwilę, gdy wskakiwała do niej na łóżko, gdy była sama i próbowała ją dobudzić, co z boku wyglądało naprawdę uroczo — Mike stał się osobą, z którą łączyły się od tamtych chwil bardzo silne relacje, wciąż mnie zastanawia, co tak was połączyło, ale bardzo mnie to cieszy — dodał z lekką zadumą, jednak po chwili kontynuował swój monolog — Wcześniej uważałaś, że nie jesteś godna czyjeś przyjaźni, spójrz teraz jakie masz grono znajomych, ufasz im bezgranicznie, co było dla ciebie problemem. Pamiętasz naszą rozmowę, gdy zapewniałaś, że nigdy nikogo nie pokochasz?
        — Tak, czemu do tego nawiązujesz? — mruknęła nieco speszona, jednak jakby doskonale wiedziała, do czego zmierza.
        — Czy teraz byłabyś szczęśliwa w związku? Spotkałaś faceta, dla którego miłość była smutną porażką, byłaś w podobnej sytuacji. Nie chciałaś w nikim się zauroczyć wręcz krzyczałaś na mnie, gdy sugerowałem ci, że w przyszłości sobie kogoś znajdziesz. Nie wiedziałem cię bardziej szczęśliwej i zdolnej do oddalenia siebie problemów dnia codziennego od chwili, gdy zaczęłaś spotykać się z Mike’m. Masz szansę i możliwości podjęcia walki, toczyć bitwę o siebie, lecz masz świadomość, że masz przy sobie kogoś, dla którego warto to robić i się nie poddawać. Gdyby nie wszystkie te sploty wydarzeń zapewne groźby tego skurwiela zniszczyłyby twoją psychikę, a on miałby doskonały motyw, by przeciągnąć cię na swoją stronę. 
        Owszem od chwili, gdy trafiła do szpitala, zespół dowiedział się już bardziej oficjalnie o ich potajemnych spotkaniach, co kompletnie ich nie zaskoczyło, gdy musieli się im przyznać, że od pewnego czasu przestali być dla siebie tylko dwojgiem oddanych przyjaciół. Nie ukrywali zdziwienia, gdy grupa mówiła im, że od pewnego czasu podejrzewali, że są parą, lecz woleli być ostrożniejsi. Sparzeni na poprzednich związkach woli się upewnić czy podjęli słuszną decyzję i czy rzeczywiście ich miłość jest silniejsza od głupiego zauroczenia. Jednak oni byli siebie pewni od momentu, gdy połączyła ich grudniowa noc osadzeni przez namiętne rytmy tanga angerynskiego, podrygiwali w takt Night Tango — Mad Manoush.
        — Skąd masz, pewność bym tak zrobiła?
        — Znam cię siostrzyczko. Nie ukazujesz tego, ale jesteś wojowniczkom. Żołnierzem swojej własnej egzystencji, lecz jak każdy musisz mieć dla kogo podejmować to ryzyko i chwytać za karabin, gdyby w twoim życiu on nie istniał, poddałabyś się. Pozwoliłabyś się zdominować przez swojego byłego i wróciłabyś do niego z podkulonym ogonem, prosząc o przebaczenie, bo miałabyś już dosyć tego.         Dlaczego tego nie zrobiłaś?
        — Bo kochałam innego — dodała z drącym w piersi sercem.
Nie odezwał się, dając szansę, by coś sobie uświadomiła. Wszystkie tygodnie, które spędziła pod presją ciągłych gróźb ze strony swojego byłego partnera były dla niej o niemal koszmarem, z którym musiała się zmierzyć, jednak nigdy nie posunęła się do myśli destrukcyjnych, wciąż odczuwała chęć do stawiania mu czoła nawet w najgorszych chwilach. Nie rozumiała tego początkowo, czemu miała aż tyle sił, by się z nim mierzyć, lecz teraz słowa Chestera uderzyły do niej z podwójną siłą. Wcześniejsze lata były również dla niej niczym tułaczką po żwirowanych drogach swojej własnej egzystencji, każda inna osoba już dawno dałaby sobie spokój, jednak ona zawsze miała nadzieje, wiarę, którą uważała za straconą, bo nie pojmowała jej znaczenia, wtedy miała nikłą szansę, że jej los się odmienił, coś poruszy się w jej marnym bycie coś, co sprawi, że ponownie będzie się śmiać. Musiała długo czekać, jednak efekt był niesamowity. Zyskała wspaniałego brata, któremu wiele miała do zawdzięczenia, dał jej dom, o którym marzyła od dziecka, prawdziwy azyl gdzie mogła się skryć z dala od okrutności tego świata, a przede wszystkim bezpieczeństwo, ołude spokojnej woni mieszkania, w którym nie dzieje się jej krzywda, a jedyne co mogło jej się przytrafić to porachunki ze starszym mężczyzna, gdy ten próbował ją ściągnąć z łóżka o nie ludzko wczesnej porze, która w jej mniemaniu była zbyt rana, by się zwlec z miękkiej pościeli. Jednak za co była mu cholernie wdzięczna to za miłość, braterskie oddanie, które wręcz nie śmiała zaprzeczać.
            Chwile, gdy toczyła batalie ze swoim byłym partnerem, były nie były dla niej wcale łatwe, ciągła obawa, że coś zrobi nie tak, co pozwoli mu zwyciężyć czy w porę nieostrzeganie swoich bliskim przed zgubą jego działał, sprawiała, że miała więcej siły, by z toczyć z nim walkę, jednak najsilniejszą bronią okazały się uczucia. Namiętność i oddanie, które stały się dla niej swego rodzaju paliwem do dalszych działań, by usunąć go ze swojego życia.
        Miłość była zbyt silna, by się poddać. 



No comments:

Post a Comment