Monday, July 27, 2020

II 07 — PRZESTAŃ SIĘ BAĆ I UFAJ

        Przejrzała się po raz ostatni w tafli krzywego zwierciadła. Blask zwisających diod z dość niskiego sufitu oświetlały pogrążoną w mroku garderobę dziewiętnastolatki, która z uwagą przyglądała się swojemu odbiciu. Poprawiła skrawek białej koszuli sportowej, która opinała jej smukłe ramiona. Westchnęła ciężko, dostrzegając w lustrze nieco zmęczoną nastolatkę. Puder i delikatny cień pod oczy mógł zakryć oznaki jej niedyspozycji, co nie wiążę się, że potrzebowała prawdziwego odpoczynku z dala od zgiełku swojej pracy, czy problemów, które możne wydawać się to dziwne, odeszły w zapomnienie. Ona jednak nie żyła w iluzji, stworzonej przez okrutne dłoniach pana daru życia by tylko straciła czujność. Ona jednak miała się na baczności, wciąż żyjąc w niewiedzy, kiedy jej wróg zaatakuje. Wiodła na pozór szczęśliwe życie, wśród przyjaciół oraz znajomych, oraz u boku mężczyzn, którego ukochała, jednak co jej po tym, skoro jej były jest na tyle przebiegłym strategiem, przy przeczekać w mroku czekając na odpowiednią chwile. Moment, gdy zaatakuje! Była wręcz przekonana, że planuje kolejny krok, by się na niej zemścić. Była przerażona świadomość, że był zdolny do wszystkiego. Nie cofnie się dosłownie przed niczym, by osiągnąć swój cel. Sprawiał, że żyła w ciągłym napięciu i strachu, skutecznie udało mu się wywołać u niej lęk, doskonale wiedział co zrobić, by znowu stała się mu podległa. Pokorna niczym przestraszony szczeniak. Wsparła dłonie na skraju jasnej komodzie, gdzie trzymała wiele drobiazgów, czy biżuterii, zwieszając delikatnie głowę w dół. Chociaż przekonywała siebie, że woli tutejsze życie w słonecznym Los Angeles, czasami zastanawiała się, czy nie pozostać w rodzinnym mieście, lecz z tą świadomością, że chroni bliskie sobie osoby.
        Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jeden chłopak. Młody mężczyzna, który ponownie chce ją zniszczyć. Czerpał radość z zadawania jej bólu. Karmił się chorą żądzą zemsty, by tylko odpłacić swojej byłej partnerce faktu, że go porzuciła. Przerost męskiego ego i tej cholernej dumy sprawił, że stał się paranoikiem czekającym na jej zagładę. Czym sobie zawiniła, że los pokarał ją tak okrutnie? Dał niemal idealnego chłopaka, w momencie, gdy tego najbardziej potrzebowała, potem zdecydował się ukazać jego prawdziwe oblicze.
        — Młoda jak długo mam na ciebie czekać — w powietrzu słychać było nieco wzburzony głos Benningtona.
        Widziała go, jak stanął na progu drzwi, przez jego twarz przemawiało zdenerwowanie. Przystanął w miejscu, gdy dostrzegł jej zgarbioną sylwetkę. Musiała się ponownie pozbierać i dać sobie z tym radę, pomimo że przekazała opowieść o swoim byłym partnerze Mike’owi, nie czuła się tak do końca wolna od tego ciężaru, bardziej obwiniała się, że dała się tej pokusie i zdradziła mu jednej z sekretów, które ją wykańczał. Jednak jak długo będzie żyła z piętnem tajemnic na swoim barkach, które z czasem zaczęły jej ciążyć. Niby żyła niczym w bajce, jednak nawet najszczęśliwsze historie mają swoje czarne strony.
        — Wszystko dobrze? — zagadnął wyraźnie zaniepokojony jej stanem.
        Stanął za nią, delikatnie kładąc dłonie na jej ramionach, zacisnął palce na jej barkach, unosząc ją nieco w górę. Spojrzała bez cienia smutku w jego ciepłe spojrzenie wypełnione tak wieloma uczuciami. Co mogła mu powiedzieć? Znowu iść w zaparte i udawać, że wszystko dobrze, że niepokoi ją dziwna cisza ze strony Clarka? Czy to, że ponownie zaczyna sobie nie radzić z obowiązkami, które na siebie wzięła, by tylko zapomnieć? Odsunąć od siebie jak najwięcej wspomnieć z dawnego życia, jednak ogrom spraw, które na nią spadł, ją przygniatał.
        Przyłożyła dłoń do jego ręki, odsuwając ją ze swojego obojczyka, przeszła w milczeniu, obok niego wracając do sypialni, gdzie zostawiła swój projekt tatuażu.
        — Młoda… — zaczął powoli. 
        Stanęła obok leżanki, spoglądając z góry na porzuconą na nim kartkę z malunkiem. Podobizna smoka sprawiała wrażenie, jakby odżyła na jasnym płótnie, żywe kolory dawały życia mitycznej postaci, która za kilka godzin miała znaleźć się na jej ciele. Bestia, która została owładnięta mianem legendy. Inteligencja i spryt sprawiały, że były zdolne skryć wiele bogactw. Czemu akurat smok? Nie potrafiła tego do końca wyjaśnić, było stworzeniem, z którym czuła silnie przywiązanie. Złożyła w pół papier, skrywając go wewnątrz maleńkiej torebki, wciąż czuła na sobie przeszywające spojrzenie brata.
        — Nic nie jest dobrze — wyznała nagle — Czuje, że znowu zawodzę.
        Podniosła wzrok, odwracając się przez ramię, widziała malujące się na jego twarzy niezrozumienie, lecz po chwili dotarł sens wypowiedzianych przez nią słów. Zrobił krok w przód, ona jedynie skinęła nieznacznie głową.
        — Przegrywam Chester, znowu daje się samej sobie.
        Było to jedno z jej nielicznych rozmów z bratem, gdy wprost powiedziała mu, jak naprawdę się czuje, zawsze się wykręcała. Tłumaczyła, że da sobie radę i owszem, może z początku pokonywała trudności, brnęła tą żmudną drogą, którą została jej wyznaczona, jednak nie chciała się topić w bagnie swoich własnych krzywd. Raz sobie pozwoliła na potknięcie, gdzie pokierowały ją jej własne zmysły. Uciekła niczym tchórz, zostawiając za sobą całe swoje dotychczasowe życie, dała upust emocją w najmniej rozsądny sposób, jaki znalazła.
        — Niby wszystko układa się dobrze, a ja czuje, że to tylko cisza przed burzą.         Sztormem, który ma nadejść. Nie chce znowu uciekać! — dodała niemal z rozpaczą.
        — Julio, wszystko zależy od ciebie, czy dasz sobie pomóc. Pragniesz się od tego uwolnić? Doskonale wiem, jak żyje się z bagażem krzywd na swoich barkach, jednak musisz pamiętać, nie jesteś z tym sama.
        Spojrzała na niego, a jej oczy nagle straciły swoją radość, tak bardzo mu znajomą. Usiadła na skraju miękkiego materaca, wsuwając stopy do trampek, z trudem ponownie się poniosła na równego nogi, patrząc bez żadnego zainteresowania na swoją kopertówkę. Chwyciła jej brzeg, zatrzaskując jej klamrę. Zeszła po dwustopniowym podwyższeniu, by stanąć obok drzwi.
        — Wydaje mi się to tak trudne — powiedziała nagle, gdy przeszli przez lekko oświetlony korytarz — Nikt mnie do tej pory nie wysłuchał. Nie zainteresowali się, że pod maską buntowniczki kryje się przestraszona dziewczyna, która jedynie, o co prosi to o zrozumienie — stanęła na ostatnim stopniu, skupiając ponownie wzrok na twarzy starszego Benningtona — Doceniałam twoje wsparcie, jakie mi dajesz i chęć pomocy, jednak tak wielu pokazało mi, żeby im nie ufała nikomu poza sobą. Spowodowali u mnie taki wstręt, że teraz się boje. Obawiam się wam powiedzieć, co mnie tak męczy.
        — Julio jesteś do tego zdolna, wiem, że umiesz to zrobić. Pozory mylą, jednak jesteś bardzo silną i pewną siebie osobą. 
        — Skąd masz taką pewność? — jej głos brzmiał niemal jak ociekający bólem, a w jej umyśle odbijał się szyderczym śmiechem jej wyznacznika czasu.
        Nie mogła zrobić kroku w przód, gdy niespodziewanie poczuła silny uścisk na swoim ramieniu, patrzyła oniemiała jak Chester, zwraca ją ku sobie, a na jego twarz wyrażała ogromną determinację. Zmarszczyła lekko czoło na ten widok, jednak nie pozwoliła sobie nic powiedzieć. Miała wrażenie jakby przez moment słowa przestały mieć swoje znaczenie. Sens wypowiedzianych słów ginęła w chłodzie mrocznej nocy niczym niknący w oddali pioruny po gwałtownych wyładowaniach. 
        — Gdybyś nie walczyła, już dawno stałabyś na przegranej pozycji. Spójrz na siebie, co osiągnęłaś. Dziewczyna wychowana w sierocińcu o najgorszej sławie. Stoi teraz przede mną nastolatka, która pomimo przeciwności losu ukończyła liceum z wyróżnieniem. Jesteś pewna swojej dalszej przyszłości i w jakim kierunku chcesz się rozwijać. Masz ogrom znajomości I przyjaciół którzy pomimo trudów są z tobą. Masz nie tylko przy sobie mnie, ale resztę chłopaków, dla których stałaś się kim ważniejszym niż przyjaciółką — widziała jak nieznacznie, pochyla się nad nią         — A co najważniejsze odnalazłaś sens znaczenia miłości. Zanim cię poznałem, byłaś zgorzkniałą i pełną żywej nienawiści do otaczającego cię świata, teraz widzę, jak wciąż się uśmiechasz. Dostrzegam u ciebie radość, która niegdyś ci została odebrana. Powiedz mi szczerze, czy odważyłabyś się na każdy z tych kroków, gdybyś w sobie nie miała choć trochę odwagi?
        Widziała jak, się prostuje, po czym podszedł do drzwi. Stała lekko oniemiała, wpatrując się w jego dobrze zbudowaną sylwetkę, wciąż nie wierząc, że coś takiego osiągnęła. Była świadoma, że jej życie się zmieniło, znała doskonale tę prawdę, jednak gdy Chester uświadomił ją, co osiągnęła, przez tak krótki czas sprawił, że nie mogła tego pojąć. Wcześniej przewidywała swoje życie w barwach czerni i szarości, skazana na życie o niskiej stopie życiowe, z który wynagrodzeniem mógł jej z trudem pomóc się utrzymać cały miesiąc. Zapomniała wtedy o marzeniach, tych skrywanych w głębi swojej podświadomości, wiedząc, że nie będzie zdolna nawet wyciągnąć dłoni, by je chwycić, lecz teraz czuła się cholernie spełniona, miała wszystko, czego nawet nie pragnęła. Rodzinę, przyjaciół czy znajomych, oraz miłość. Odwzajemniona uczucie z mężczyzną, który dawał jej to, czego nie osiągnęła w dwóch poprzednich związkach. Niesamowite jak życie ludzkie może zmienić się w zaledwie kilka miesięcy.
        — Chodźmy, nie będą na nas czekać w nieskończoność — poderwała głowę, słysząc głos brata.
        Niepewnie podeszła do niego, widząc jej roztargnienie, uśmiechnął się ciepło:
        — Głowa do góry młoda. Nie zmuszam cię do tego, lecz proszę byś się z tym, sama nie męczyła i mi zaufała — wyjął z tylniej kieszeni, kluczę do mieszkania.
        Słyszała cichy szczęk zamykanej blokady. Drgnęła przestraszona, co wywołało napadać cichego śmiechu u starszego Benningtona. Chwycił ją pod ramię, prowadząc do samochodu. Stanęła przed ciemnym kabrioletem, otworzyła powoli drzwi, wsiadając do środka, wciąż była pogrążona w swoich rozmyślaniach, nie zwróciła nawet uwagi, gdy Chester uruchomił silnik, wyjeżdżając spod brukowanego podjazdu. Spojrzała lekko zamglonym wzrokiem na swoją torebkę, która spoczywała na jej kolanach. Przyłożyła koniuszki palców do klamry, odblokowując ją. Długo nie musiała szukać pożądanej przez siebie rzeczy, dostrzegła je niemal od razu. Chwyciła w dłonie, czarne oprawki okularów wsuwając je na nos. Miasto aniołów ponownie nawiedziła fala ogromnych upałów, niemal jak w poprzednie wakacje, które były zwiastunem naciągającego cyklonu. Poprzedniego roku metropolie nawiedził ten zdradziecki huragan po raz pierwszy od kilku lat, miała nadzieje, że ten rok nie przysporzy takich problemów. Nie wiedziała, czy zniosłaby kolejny tajfun, który o niemal zniszczył miasto i owszem, może czuła się bezpiecznie, mając przy sobie Michaela, jednak lękały ją takie zjawiska. 
        Wyjęła z wnętrza kopertówki, połyskujący w cieniu materiału telefon, który oznajmiał o najnowszej wiadomości. Westchnęła cicho, spodziewając się, że to jej przyjaciółka zdawała jej relacje z zapoznania Madrytu, co robiła od kilku dni o tej samej porze. Różnica stref czasowych sprawiała, że nie mogły się kontaktować o każdej porze dnia i nocy, ale to ich nie zniechęcało, pisywały do siebie, nawet gdy musiały czekać na odpowiedź od drugiej kilka godzin. Nie chciały stracić ze sobą kontaktu, Selena by na to jej nie pozwoliła. Przejechała palcem po matrycy urządzenia, by rozświetlić ekran, nie była zdumiona, gdy na wyświetlaczu dostrzegła zdjęcie swojego chłopaka. Weszła w komunikat, by odczytać wiadomość, zmarszczyła lekko brwi, nie wiedząc, co mu odpisać.
        — Chester? — podniosła wzrok, by spojrzeć na skupionego na drodze muzyka — Jak długo wykonują tatuaże.
        — Wszystko zależy od wielkości i umiejscowienia, czasami może potrwać dwie godziny, innym razem możesz przesiedzieć kilka godzin — wyjaśnił spokojnie, zatrzymując się na światłach — Dlaczego pytasz?
        — Mike chce się ze mną spotkać i nie wiem co mu odpowiedzieć — wyznała z westchnieniem.
        — Nie jestem pewny ile czasu Cindy, spędzi nad tobą. Najlepiej byś przełożyła spotkanie.
        Z bólem serca spojrzała na rozświetlony ekran swojego telefonu. Niechętnie chciała ponownie przekładać to spotkanie. Nie wiedziała go już niemal od dwóch tygodni i pragnęła się z nim zobaczyć. Dłoń jej zadrżała, gdy wyświetliła elektroniczną klawiaturę, by wystukać ciąg słów. Zawahała się przez moment, gdy dostrzegła zapisaną treść. Może nie koniecznie musiała rezygnować z jego propozycji. Jednym ruchem usunęła wcześniejszą wiadomość, po czym wystukała kilka krótkich słów, wciskając zielony przycisk.
        Nie mogła dotrzec, że kątem oka jej brat przygląda się jej z ciekawością. Pomimo że wciąż mu nie powiedziała o związku z Mike’m, to był pewien, że jest szczęśliwa, z przyjmowała z niechęcią propozycje odkładania wizyty u niego. Sam jej się nie dziwił, od kilku dni pracowała bez wytchnienia nad swoimi pracami, nie mogąc znaleźć nawet odrobiny czasu dla siebie, patrzył z lekkim smutkiem na nieco osowiałego muzyka. Shinoda od kilku dni chodził nieco przybity, jednak się nie skarżył, nie miał tego w zwyczaju, doskonale zdawał sobie sprawę, że jego nie najlepszy stan jest spowodowany brakiem obecności jego siostry. Pytając za każdym razem czy wszystko z nim w porządku odpowiedział zdawkowo, zapewniając, że nic mu nie jest. Jednak on wiedział swoje. Jemu brakowało Julii, jednak praca okazała się ważniejsza. Nastolatka pomimo dostępności do wspólnego konta chciała się nieco uzależnić finansowo, pochlebiało mu to, że nie spoczęła na laurach, a idzie dalej, chociaż początkowo dostawała marne grosze za swoje obrazy, z czasem suma zaczęła się powiększać, przez co mogła sobie pozwolić na małe przyjemności.
        Z ogromnym trudem przedarli się przez jedną z zatłoczonych autostrad, w ostatnich chwili dowiedzieli się o karambolu, który spowodował utrudnienia w komunikacji. Funkcjonariusze policji zmuszeni byli kierowanie ruchem, gdy służby porządkowe minimalizowały skutki wypadków ciężarówki z napojami. Co zaskakujące nie obeszło się bez ofiar śmiertelnych, kierowca tira trafił do szpitala, był nieco poturbowany, lecz jego życiu nic nie zagrażało. Skręcili w jedną z bocznych uliczek, wjeżdżając na osiedle, które miało już wiele lat, jednak wciąż był utrzymane w porządku. Ich wcześniejsza dyskusja przerodziła się w dość luźną rozmowę, gdy zaintrygowana nastolatka pytała o postępy z produkcją nowego albumu, pomimo że obiecała sobie, że przesłucha ich albumu, dopiero gdy dojdzie do premiery, ciekawił ją proces, w którym powstał krążek, który zapewne, pokochają fani zespołu. Minuty mijały w przyjaznej atmosferze, gdy stanęli przed kilkupiętrowym budynkiem. Utrzymywany w jasnych kolorach ściany, stracił swój dawny blask, nie dało się zauważyć, nałożonej na nie kolejnych warstw farby by nieco kamuflowały działania zdradzieckiej pogody przez tak wiele lat. 
        Czy się stresowała? To dziwne, ale nie odczuwała tego, nie miała powodów, by się denerwować. Była pewna swojej decyzji, nie zamierzała się wycofywać tylko dlatego, że może odczuwać ból. Owszem była tego świadoma, że nie ominie ją cierpienie, jednak czym to jest, gdy wkrótce na twoim ciele pojawi się artystyczny malunek. Nie była pewna jednak co do swojego projektu, czy w ogóle zostanie przyjęty, była pewna, że zgodzi się na lekkie przemiany, ale nie całkowitą zmianę. Z drążyć z podekscytowaniem sercem, opuściła pojazd, zakładając torebkę na ramię. Przyśpieszyła doruwnując kroku muzykowi, który wszedł na chodnik, który wiódł do jednej z bocznych uliczek, chciała dalej pójść, jednak w porę została zatrzymana, gdy mężczyzna otworzył jedne z przeszklonych drzwi. Zdumiało ją, że nie zobaczyła żadnego napisu przed wejściem, jednak nie zamierzała polemizować. Przekroczyła próg kamienicy, wchodząc do wszechstronnego przedsionka, a jej zmysły zaatakowała mocne brzmienie puszczanych przez pracowników utworów. Rozejrzała się z uwagą po wnętrzu. Biały tynk ścian ozdabiały plakat licznych osób, na których widniało wiele tatuaży, kolorowych malunków, które miały pozostać z ludźmi na zawsze. Jej uwagę przykuł mężczyzna siedzący, przy ciemnej ladzie, prowadził żywą dyskusję przez telefon, zapisując skrupulatnie coś w otwartym przed nim notesie. Słyszała jak, żegna się z potencjalnym klientem, dopisał kilka formułek, po czym podniósł wzrok, spostrzegając na przejściu właściciela, któremu towarzyszyła niepozorna dziewczyna. Uniósł się z ciemnego krzesła, wychodząc za biurka. Patrzyła jak, pokonuje dzielącą ich odległość.
        — Witam szefie — wyciągnął dłoń ku muzykowi, a jej oczom ukazały się liczne malunki na jego ramionach.
        Barwne rysunki, które niemal ożyły na skórze, sprawiały wrażenie, że współgrały ze sobą. Niesamowite jak tak małe dzieła sztuki mogą dodawać uroku. Zmierzyła go spojrzeniem swoich jasnych oczu. Mężczyzna o potężnej budowie, jego szerokie ramiona opinała materiał czarnej bluzy, nie miała w sobie żadnych niepotrzebnych zdobień, jedynie sznureczki, które zwisały z ciemnego kaptura. Lekko rozpięty materiał ukazywał ciemną koszulkę z motywem jakieś gruby muzycznej, jednak nie mogła dostrzec jej całej nazwy. Nogi opinały skórzane spodnie.
        Czuła jak w jej piersi serce niespokojnie drży, gdy poczuła na sobie przenikliwe niebieskoszare spojrzenie tatuażysty. Nie znosiła tego odcienia oczu gorsze o stali kryjącej się pod kaskadą brązowych oczu swojego byłego chłopaka. Zacisnęła mocniej dłoń na skraju torebki, to był jak powrót do przeszłości. Niechcianych wspomnień na samą myśl, których drżała z niepewności, strach niebezpiecznie ją osaczał, każąc powrócić swym omenom. Wiedziała, że to nie racjonalne, że jego już dawno nie było w jej życiu, jednak samo wspomnienie tych rzadko spotykanych oczu sprawiało, że cała jej maska spokoju chciała upaść. Teraz jednak nie mogła sobie na to pozwolić. Nie mogła znieść myśli, że przypominał jej o życiu, o którym chciała zapomnieć.
        Nie zwróciła uwagi na dyskutujący mężczyzn, wpijając wzrok w jednej z plakatów, który ukazywał kobietę z licznymi tatuażami na dłoniach i plecach. Pogrążona w swoich rozmyślaniach nie dostrzegła, gdy na progu drzwi stanęła wysoka dziewczyna, przyodziana w czerń i granat. Zarys delikatnego brzuszka ukazywał się nawet przez ciemny materiał koszuli.
        — Jak się miewa mała? — jak przez mgłę dotarł do niej głos brata. 
        Niepewnym krokiem, podeszła do niego, przystając nieco z tyłu. Nie powinna mieć uprzedzeń do ludzi, których jeszcze nie poznała, jednak w jej umyśle zostano zasiane ziarno niepewności, którego nie potrafiła wyplenić.
        — Rozwija się prawidłowo, a to najważniejsze, już daje mamie popalić — zwróciła się w stronę lekko chichotającej kobiety, które delikatnie gładziła swój brzuszek.
        — Liczę, że dostanę zaproszenie na chrzciny.
        Nie miała chęci przysłuchiwać się im dalszej rozmowie, nie na długo pozwolili jej pozostać ze swoimi myślami, z czego niewątpliwie się ucieszyła. Nie chciała, by znowu ją to zaczęło dręczyć. Miała tak ogromną nadzieję, że nie powrócą do niej chwile, których tak się lękała, wystarczyło jedno spojrzenie. Odcień oczu, których miała nadzieje nigdy nie ujrzeć, by wywołać u niej chwile zwątpień w samą siebie.
        — Zostawiam ją w twoich bezpiecznych rękach — odezwał się wokalista, spoglądając znaczą, na dziewiętnastolatkę — Młoda, to Cindy zostawiam cię pod jej fachową ręką — oznajmił, zanim nie zniknął z drugim pracownikiem za jedną z par drzwi.
        Z powątpieniem spojrzała na młodą kobietę, jej blond włosy oznaczały się na tle dość ciemnego ubioru, jednak przy tym nie traciła swojego uroku. Wyglądała na bardzo zgrabną pomimo małego prezentu, którym została obdarowana. Mały poczęcie które rosło pod jej sercem. Wkrótce będzie mogła przytulić swoje maleństwo, patrzeć jak się rozwija, spoglądać na jej pierwsze kroki dziecka, czy słyszeć pierwsze wypowiedziane przez nie słowo. Cud narodzin zawsze był piękny. Widziała pokrzepiający uśmiech na krwistych ustach tatuażystki, jakby nieświadomie wyczuwała jej stres chcąc ja pocieszyć.
        Ruchem dłoni zachęciła ją by poszła za nią, ówcześnie się przedstawiając mówiąc, że dziś będzie artystkom, która sprawi jej pierwszy malunek zostanie uwieczniony na jej skórze. Przeszła przez próg jednego z gabinetu, nie miała czasu, by przyglądać się wystrojowi, bez słowa podeszła do biurka gdzie widziała komputer oraz maszynę do drukowania szablonów, oraz kilka przydatnych urządzeń.
        — Masz wybrany wzór? — zagadnął ją w nagłej chwili.
        Stłumiła sobie chęć podskoczenia, wyrwała się z głębi letargu, siadając na skraju jednego z foteli. Chwyciła brzeg jasnej torebki, otworzyła jej klapę, by po chwili wyjąć z jej wnętrza naszkicowany projekt już ponad wiele dni temu. Wzór, który tak ją fascynował. Podsunęła go kobiecie, która uchwyciła papier między swoje długie palce, z uwagą śledząc każdą linię czy dobraną barwę na malunku.
        — Malujesz?
        — Tak — odezwała się w końcu, nie rozumiejąc znaczenia jej pytania — Ma to jakieś znaczenie?
        — Nie zawsze spotykam osoby, które przychodzą z wykonanymi przez siebie projektami — zaczęła tłumaczyć, podchodząc do skanera — Można powiedzieć, że dopiero na miejscu dobierają wzór, który mamy im przygotować. Dla sprawnego oka wyłapanie druku czy stworzonego własną ręką malunku nie jest wcale takie trudne — mówiła, wciskając jednej z przycisków — Widzę, że jesteś pewna swojej decyzji, gdyż sama stworzyć swój własny wizerunek tatuażu — pochwaliła ją.
        Kącik jej ust nieznacznie uniósł się ku górze. Choć rozmowy z nowo poznanymi osobami wciąż sprawiała jej trudność, czuła dziwne przeczucie, że może w małym stopniu jej zaufać, musiała skoro ma spędzić kilka następnych godzin pod igłom. Dopiero teraz pojęła znaczenia czynu, którego dokonuje, lecz wciąż strach był dla niej obcy. Była tego niemal niż pewna. Życie jest za krótkie by w jakimś stopniu trzymać się na uboczu co do tej pory robiła. Miesiące, które spędziła w mieście aniołów pod opiekom brata sprawiały, że cicha i wiecznie kryjąca się dziewczyna poszła w zapomnienie, mogła sobie pozwolić na bycie sobą. Osobą, która przez tak wiele lat była więziona w jej ciele. Spontaniczność oraz jej nieco wybuchowy charakter dał o sobie znać, teraz gdy mogła rozkuć przysłowiowe dyby, które uwięzły ja w swojej własnej egzystencji, mogła powiedzieć teraz, że była z siebie dumna. Dokonała tak wiele w tak krótkim czasie. 
        — Czy jesteś pewna, że nie chcesz dokonać żadnych zmian — pytała, nieznacznie odchylając monitor, by mogła spojrzeć na ostateczny efekt.
        Przyjrzała się z uwagą przeniesionemu rysunkowi na wzór szablonu, nie dostrzegła nic co mogło ją nie zadowolić. Barwy błękitu wydawał się jeszcze intensywniejsze niż na jej szkicu, jednak jej to nie przeszkadzało, była zadowolona, a to chyba najważniejsze.
        Skinęła lekko głową, co jeszcze bardziej utwierdziło kobietę w przekonaniach nastolatki.
        Przyglądała się bacznie jej kolejnym ruchom, gdy dokonała kilku zmian w pliku z jej własnym projekcie, po czym wysłała dokument do druku, by pod specjalnych taśm wyszedł szablon, który miał się znaleźć na jej ciele. Widziała jak tatuażyska podnosi się z dość wygodnego fotela, podchodząc do jednej z szafek gdzie skrywała się maszyna która drukowała już ostateczny szkic projektu.
        Nie było mowy o głuchej ciszy, która panowała między dziewczętami, kobieta okazała się niezwykle rozmowna, co sobie ceniła, nie lubiła ogarniającej ją głuchej ciszy, która przeważnie sprawiała, że czuła się nieco niekomfortowo w jakimkolwiek towarzystwie. Cindy jej nie pozwoliła na to, wciągając ją w rozmowę. Nie pozostała jej dłużna, gdy kobieta pytała, czy zamierza w przyszłości ubarwić swoje ciało jakimiś kolorami malunkami. Sama do końca nie wiedziała, nie była pewna jak przyjmie się ten wizerunek, owszem nie wahała się, bo bardzo tego pragnęła, jednak czy będzie miała chęć namalowania czegoś jeszcze na swoim ciele, stworzyć z niego płótno dla artysty, niczym ona maluje na jasnych kartkach papieru.
        Oczekiwanie wzmagało tylko jej ciekawość, przyglądając się z uwaga jak Cindy, przykłada szablon z rysunkiem do jej nagich pleców, ówcześnie wcześniej je przemywając specjalnym płynem. Pomimo drobnych trudności w spoglądaniu za ramię, nie zniechęciło ją to do podglądania się kobiecie, która w skupieniu, przykładała folię z drukiem. Nakazała jej zaczekać, a sama zniknęła za ciemnymi mahoniowymi drzwiami, wspominając, że musi przygotować sprzęt.
        Westchnęła cicho, wyjmując z wnętrza torebki telefon, dioda sygnalizowała o nieodebranych powiadomieniach, jednak zbytnio się tym nie przejęła, gdy dostrzegła na ekranie blokady mnóstwo powiadomień z portali społecznościowym w tym dostrzegła wiele osób które zaczęły ją obserwować. Zdumiała ją tak nagła liczba osób, gdyż, pomimo że jej konta były publiczne i miała dość sporą grupkę ludzi, to nie uważała, że jest na tyle interesującą osobą, by spoglądać na jej wpisy. Była raczej zwyczajna nastolatkom, której jedynym marzeniem jest pójście na studia. Zaciekawiona tak naglą aktywnością, weszła w jedno z powiadomień, kącik jej ust delikatnie uniósł się ku górze, gdy zobaczyła niebieskie tło, które spowijało białego ptaszka. Prześledziła spojrzeniem swój niedawny wpis, w którym nie wiedziała nic nadzwyczajnego, po prostu się nudziła i wstawiła przeróbkę jakichś zdjęć. Siedziała nad tym, gdy wraz z Chester’m jechali do studia. Nie spodziewała się, że ludzi to tak pozytywnie odbiorą, jednak nie tylko to było obiektem ich zainteresowania, gdy spoglądała na inne wpisy dostrzegła swoje prace, które miała wysłać do odbiorców. Od pewnego czasu robiła zdjęcia każdej swojej pracy, umieszczając je w specjalnym folderze, chciała mieć udokumentowane co stworzyła, nie ukrywało, mogło jej to pomóc w aplikacji na uczelnię artystyczną. Musiała się zająć tą wysyłkom prac, bo nie chciała dłużej tego przeciągać.
        — Gotowa? — poderwała głowę, słysząc ciepły głos Cindy. 
        Stała nieopodal z przygotowanymi farbami oraz maszynkom, wszystko wyglądało jak nowo otwarte, co było priorytetem w dobrym salonie. Zablokowała telefon, kryjąc go wewnątrz torebki, dopiero teraz zaczęła odczuwać lekki stres, jednak nie zamierzała pokazać swoich słabości. Wiedziała, że są one bezpodstawne i w żaden sposób nieuzasadnione. Wsunęła się na ciemny fotel, który bardziej przypominał leżankę, blondynka odczekała moment, aż ułożyła się w odpowiedniej pozycji, która miała ją zadowolić przez kolejne godziny.
        — Możemy zaczynać?
        — Tak — odparła z pewnością w głosie.
        Przymknęła wolno powieki, czując pierwsze ukłucie w dolnej partii pleców. Jeśli miała być szczera, czy to odczuwała tak bardzo, to nie poczuła tak silnego bólu, jakie się spodziewała. Owszem, słyszała wypowiedzi ludzi, że zetkniecie się po raz pierwszy z igłą boli, jednak ona się nienakręcana na to. W swoim dość krótkim życiu znosiła już zbyt wiele, cierpienie spowodowane tworzeniem nowego rysunku na jej ciele było naprawdę czymś łagodnym w porównaniu z tym co przeszywała przez czternaście lat życia w sierocińcu. Stłumiła w sobie te ponure myśli, jeszcze jej tego brakowało, by męczyć się z dawnym życiem. Poddała się dłonią Cindy, która zdawała się robić dokładnie wszystko w sposób, którym mógł nie sprawiać bólu. Wsłuchując się w jakiś utwór puszczony z stacji muzycznej został jedynie przerywany odgłosem pracującej maszyny, nie przejmowała się tym, pogrążona w swoim rozmyślaniach i snując wizję spędzenia dzisiejszego wieczoru w romantycznej atmosferze.
        Wiedziała, że długo nie zejdzie z leżanki, gdyż wzór, który wybrała był pracochłonny a ówczesnej został nieco powiększony, jednak jak to się mówi, dla urody warto poczekać. Nie była świadoma z upływających godzin, nawet nie patrzyła gdy do pomieszczenia wszedł Rick, uważając, by nie rozproszyć swojej koleżanki. Nawet nie zwróciła uwagi na rozmowę pracowników salonu, która i tak nie potrwała długo, po chwili mężczyzna wyszedł chcąc dokończyć swoją pracę.
Zegary wskazywały kilka minut po czwartej, gdy Cindy dokończyła barwić wizerunek smoka, tym samym kończąc swoje małe dzieło, pozwoliła jej zejść z kozetki. Przytrzymała skrawki bluzki, pozwalając kobiecie przyłożył folie do jeszcze poranionego miejsca, przekazując jej instrukcje, w jaki sposób powinna dbać o tatuaż, przymocowała zabezpieczenie, pozwalając jej opuścić bluzeczkę, co uczyniła.
        — Chodź za mną.
        Przyśpieszyła kroku, zabierając po drodze porzuconą kopertówkę. Kobieta pokonała opór drzwi wchodząc do wszechstronnego pomieszczenia, gdzie dwoje mężczyzn żywo o czymś dyskutowało, nad jej ramieniem dostrzegła swojego brata, który rozmawiał z obcym mężczyzną, co ją zdumiało nie był to Rick, który ich przywitał. Nie skupiła się jednak na twarzy nieznajomego.
        — Jak się czujesz? — słyszała padające z ust Chestera pytanie, co przykuło jej uwagę.
        — Nawet dobrze — mruknęła cicho.
        Czuła jednak przeszywający ją ból, jednak jak wspomniała jej blondynka, to normalne podczas pierwszej sesji, tłumaczyła, że miejsce, który padł wybór jest nieco kłopotliwie i przyprawia niektórych klientów o cierpienie, jednak jest to do zniesienia.
        Odnalazła w głębi torebki ciemny portfel, jednak zanim zdążyła go wyjąć, Chester ją uprzedził, płacą nie tylko za swój zabieg, ale także swojej siostry. Widział niesmak malujący się w jej oczach, jednak nie sprzeciwiła się, chociaż zapewniała, że ma na tyle pieniędzy, by samej dokonać wpłaty.
        Opuszczając salon, Julia zaciągnęła brata do pobliskiej restauracji na obiad. Wiedziała, że nie będzie miała czasu czegoś przygotować, zanim nie pójdzie spotkać się z Mike’m, również on był umówiony z Katline która zaproponowała mu wyjście do klubu, którego nie potrafił odmówić.






No comments:

Post a Comment