Monday, July 27, 2020

II 04 — DZIĘKUJE ŻE MNIE WYSŁUCHALEŚ MIKE

    
            Poderwała się nagle, gdy do jej świadomości przedarła się spokojna melodia przychodzącego połączenia. Mruknęła cicho, lecz jej jęk rozpaczy został nagle stłumiony. Nie była początkowo pewna, co się dzieje i gdzie jest, lecz gdy jej nozdrza wypełnił subtelny zapach męskich perfum, które nie były już tak intensywne, jak zeszłej nocy, przywiodła do siebie wspomnienia z poprzedniego wieczoru. Uśmiech delikatnie błąkał się na jej ustach, czując znajomy dotyk, lecz wciąż uparcie żyła w przekonaniu, że wszystko, co odczuwa, jest tylko wytworem jej dość bujnej wyobraźni. Nie była w stanie przypomnieć sobie zeszłej nocy, które miała przyjemność spędzić ze swoim partnerem, była zbyt ospała, by dopuścić momenty do swojego ociężałego umysłu. Poranki zawsze bywały dla niej ciężkie, zwłaszcza w dni takie jak dziś. Sobotni ranek zapowiadał się wręcz idealnie, gdy śniąc we własnej krainie, marzyła o pewnych znajomych brązowych oczach, została brutalnie obudzona przez dźwięk wiadomości tekstowej.
        Otworzyła wolno powieki, jednak wydawało się jej to najtrudniejszą rzeczą do wykonania, niby nic nie znacząca błahostka, lecz z trudem odganiała od siebie resztki snów, tłumiąc potok słów niezadowolenia, jak bardzo nie lubiła wstawać o poranku. Przeklinała w myślach osobę, która musiała się z nią skontaktować akurat, teraz gdy przespała spokojnie całą noc od przeszło tygodnia. Uniosła się nieznacznie, gdy zrozumiała, w jakiej pozycji zasnęła. Radość zagościła na jej ustach, gdy spostrzegła pod sobą zaspaną twarz Michaela. Pomruk zadowolenia przemknął przez jego zaciśnięte wargi. Czuła jak zaciska dłonie na jej talii, pragnąc większej bliskości jej ciepłego ciała. Wciąż wydawało jej się to nieco nierealne. Od przeszło dwóch tygodni mogła żyć w szczęśliwym związku, z mężczyzną którego pokochała w ten grudniowy wieczór. Nie oczekiwała od losu daru w postaci jego miłości. Z czasem zrozumiała, że miłość z chłopakiem, w którym mogła się zauroczyć, była niemożliwa. Jednak problemy, z którymi się borykała jakby nagle ucichły, co ją naprawdę zaskakiwało. Od chwil, gdy zdecydowała się być z Mike’m, ataki jej byłego partnera ustały, mogła być spokojna, że nie będzie na nią czekał w jakieś obskurnej uliczce, układając w głowie plan zemsty. Było to niewiarygodne. Nie łudziła się, że się poddał. Clark nie należał do takich osób. Umiał się wycofać w najmniej oczekiwanym momencie i powrócić w momencie, na który by nie oczekiwał. Uwielbiał bawić się w kameleona, który przystosowuje się do otaczającego go środowiska. Nie znosiła w nim tego. Nigdy nie widziała, kiedy może oczekiwać na jego atak, to ciągle kazało jej być na baczności. Jednak postanowiła, że nie będzie się tym martwić, wolała zając się swoim rozkwitającym związkiem i ciężarem w sercu, którego pragnęła się pozbyć, jednak wciąż nie potrafiła zacząć tej rozmowy. W jakiś sposób była pewna, że to jej pomoże, ale lata samotności nauczyły, ją radzenia sobie samotnie z kłopotami.
        Chłodny dreszcz przebiegł przez jej dłoń, gdy zetknęła się z jasnym dębem komody stojącej nieopodal. Uniosła się nieznacznie uważając, by nie obudzić śniącego przy niej muzyka, w końcu poczuła znajomy dotyk szkła pod opuszkami swoich palców. Zacisnęła je na krawędzi dzwoniącego w tym samym momencie urządzenia. Przesunęła zieloną słuchawkę, gdy spostrzegła zdjęcie swojego znajomego. Westchnęła szeptem, ponownie znajdując sobie miejsce w objęciach swojego chłopaka, gdy przyłożyła telefon do ucha.
        — Tony, zdajesz sobie sprawę, która jest godzina? — mruknęła, gdy jej oczy ponownie wolno się przymknęły.
        Cichy męski śmiech rozniósł się po drugiej stronie, przywodząc jej na myśl, by skarcić go przy najbliższej okazji, za tak wczesne telefonu. Pragnęła zaznać odrobinę spokoju, gdy znowu powróciły do niej noce, w którym musiała męczyć się ze swoim własnym umysłem, który niczym najlepszej ceniony alkohol upajał ją sennymi koszmarami, w którym główną rolę, grały demony, których tak się lękały. Wczorajszy wieczór był dla niej swego rodzaju odpoczynkiem od tych męczących dni, jednak został jej drastycznie przerwany przez dobijającego się do niej dwudziestodwulatka. 
        — Wybacz — słyszała skruchę w jego głosie — Mówisz zaskakująco cicho — zainteresował się jej dość niską barwą głosu, którą nie chciała, podnieś nawet o oktawę.
        Nie chciała budzić Shinody. Wręcz nie znosił, gdy wyrywało się go z głębi swojej krainy w najmniej oczekiwany sposób, tłumacząc to dla niego nic nieznaczącymi słowami. Bywał strasznie rozdrażniony, a tego wolała uniknąć. Kochała spoglądać na jego uśmiech, a nie grymas niezadowolenia, który malował się na jego ustach.
        — Nie mogę mówić głośniej — odezwała się, patrząc ukradkiem, jak mężczyzna porusza się niespokojnie, jakby wyczuł, że już nie śni — Nie jestem sama — wyszeptała, pozwalając by ramiona mężczyzny, otuliły ją w pasie.
        Skupiona na rozmowie z przyjacielem, ostrożnie spojrzała na zwieszony na jednej ze ścian zegarze, który wskazywał kilka minut przed siódmą raną, pomruk cichej niezadowolenia przemknął przez jej usta. Wystarczyło zaledwie kilka dni by, zapomnieć jak Anothny bywał upierdliwy o tak wczesnej porze. Zawsze był osobą, która wyciągała ją pierwsza z łóżka, by zaciągnąć ją na jakieś stare forty, w wakacyjne dni. Nikt nie miał pojęcia o relacji między nią a Brown. Nie zdradzali zbyt wielkich oznak sympatii co do siebie. W sierocińcu uważali ich za kolegów, którzy wiecznie się o coś sprzeczali. Szczerze ona by, tak to nie odbierała. Spoglądali na nich poprzez ich dość chłodne stosunki, zagrali wtedy jak mistrzowie, wmawiając wszystkim, że nic ich nie łączy. Prawda była zupełnie inna. Dwunastolatek, który jej pomógł, znaczył dla niej zbyt wiele, by mogła go stracić. Był dla niej jak starszy brat, którego jej brakowało, wtedy gdy nie znała tajemnicy rodziny Bennington’ów.
        Dobrze pamiętała dzień, kiedy poznała Anthony’ego, był chłopcem, zupełnie jak ona porzuconą na próg tego domu dziecka, lecz przy nim nie było żadnej wiadomości czy dokumentów, które mogły wyjaśnić, jakie ma personalia. Czarna pustka. Jedna z opiekunek, która zajmowała się noworodkami, uwielbiała do niego mówić Tony, przez co nadali mu imię Anthony Brown. Żyli tak spokojnie obok siebie, nawet nie śniąc, że za kilka lat, nastolatek pomoże uporać się z problemami pewnej młodszej koleżance. Zdoła jej po części zapomnieć o utrapieniach jej duszy. Gdyby nie on, wciąż szwendała się po Phoenix, starając się zniszczyć wyrzuty sumienia, które ją trapiły po opuszczenia miasta aniołów. Nikt nie miał pojęcia, że to młody mężczyzna był świadomy wszystkich problemów nastoletniej Julii. Nie musiała przed nim niczego ukrywać. Gdy tylko ją zobaczył w miejscu, gdzie wcześniej spotykali się jako dzieci, zrozumiał, że jej życie ponownie legło w gruzach przez pewnego zazdrosnego byłego partnera. Chociaż wymusił na niej zwierzenia, nie czuła się dobrze z tym, że skrywa wszelkie swoje emocje i przeczucia przed biologicznym bratem oraz swoimi bliskimi znajomymi. Mogła powiedzieć, że Anthony niemal zmusił ją do powrotu do rodziny. Brata, którego nigdy nie powinna zostawiać i mężczyzny, którego pokochała.
        — Nie będę ci przeszkadzał. Chciałbym się z tobą dziś spotkać.
        — Dobrze, umówimy się o dwunastej, podeśle ci adres kawiarni, gdzie się zobaczymy — wyjaśniała, z obawą, spoglądając na Michaela, by upewnić się, czy nadal śpi. Ulżyło jej, gdy dostrzegła jego twarz skrytą w jej ramionach.
        — Do zobaczenia — pożegnał się w pośpiechu, po chwili rozbrzmiało charakterystyczne pikanie, które obwieszczało zakończenie połączenie.
        Jednym kliknięciem zablokowała gasnący już ekran telefonu. Nie przykuła uwagi do nieodczytanej wiadomości tekstowej, która przecinała wyświetlaczu urządzenie z charakterystycznym podpisem swojego brata. Zaciskając palce na urządzeniu, ostrożnie odstawiała go, na jasny blat komody, pragnąc ponownie powrócić do krainy wiecznych marzeń. Coś jednak nie pozwoliło jej zmrużyć oczu. Przyjemny dreszcz podniecenia przebiegł przez jej ciało, czując słodką syfonie drobnym pocałunków. Starała się skryć, cisnący się na jej usta uśmiech, jednak nie potrafiła się temu oprzeć. 
        — Nie uważasz, że udawanie śpiącego coś ci pomoże — odezwała się cichym głosem.
        Nieznacznie kącik jej malinowych ust, uniósł się ku górze, gdy dostrzegła tą znajomy blask ciemnych tęczówek i ten charakterystyczny uśmiech, które tak uwielbiała. Przyjemny śmiech rozniósł się jeszcze w lekko zaciemnionym salonie. Snopy światła z trudem próbowały się przedostać przez przymknięte rolety w pokoju dziennym. Nie podawały się, jednak tylko uparcie dążyły do swojego celu. Daremny dla nich trud, gdyż cień otulał dwójkę młodych kochanków, odpoczywający na ogromnej kanapie na środku pokoju dziennego.
        — Najwyraźniej muszę wziąć kilka lekcji aktorstwa od Chestera — zaśmiał się, unosząc się nieco na łokciach. Oparł się ramieniem o jedną z poduch, z rozmarzeń spoglądając na swoją ukochaną.
        — Nie wykluczone — odparła ze spokojem, opierając się o wezgłowie.
        Przełożyła stopy nad jego udami, pozwalając sobie oprzeć je na skraju materaca, na którym usiadła. Ukradkiem spojrzała na grymas niezadowolenia, który przebiegł przez twarz Michaela, był wyraźnie nie uszczęśliwiony, że nie chciała się do niego przytulić, na co pozwalała sobie, gdy mieli tę okazję pobyć na osobności. Nikt nie miał pojęcia, że od przeszło paru dni spotykali się ze sobą. Nie okłamywali swoich przyjaciół, lecz nie podzielili się tym drobnym szczegółem z ich relacji, która przeszła ogromną zmianę. Nie odczuwali potrzeby, by wyjawiać, że przyjaźń dwojga ludzi przerodziła się w coś trwalszego. Nawet jeśli to się wyda w najmniej oczekiwany sposób, to nie będą mieli nic przeciwko. Życie bywało pełne zagadek. Przy znajomych utrzymywali swoje stosunki jak zawsze, dobrze zgranych przyjaciół z tą drobną namiastką romantyzmu, do której oni byli przyzwyczajeni.
        — Choć tu — jego słowa zabrzmiały nieco jak polecenie które miała wykonać.
        Roześmiała się cicho, takie małe rozkaz mogła wykonywać niemal z przyjemnością. Nie odczuwała w tym dominacji, czy innych negatywnych odczuć, jedynie chęć zbliżenia się, czego jemu, jak i jej brakowało, przez te lata życia w samotności. Może wydawać się to dziwne, ale los poprzez poprzednie związku sprawdzał ich, czy są zdolni pokochać kogoś ze skrajnie inną osobowością, czy nawet przeszłością. Jednak czy mogła powiedzieć, że Mike był od niej tak odmiany w swojej osobowości. Owszem lubił żartować, za co go kochała, jednak potrafił zachować dystans i podejść rozsądnie do poważnych spraw. Bywał oazą spokoju, co sobie ceniła u partnera, jednak gdy sytuacja do takich należała, potrafił postawić na swoje i być osobą, która nie toleruje sprzeciwy, nawet drobną obrazę kogoś mu bliskiego traktował bardzo poważnie. Odnalazła w nim mężczyznę, na którego czekała. W jej poprzednich związkach zawsze czegoś brakowało coś, co sprawiało, że nie czuła się dostatecznie szczęśliwa, teraz gdy mogła dzielić swoją wspólną drogę wraz z Shinodą, czuła, że mogła być przy nim spokojna, nie martwiąc się o swoje bezpieczeństwo. Jednak nie mogła w poczuć tego w całości, wciąż musiała być czujna. Uważać na pewnego chłopaka o chłodnym stalowym spojrzeniu. 
        Odrzuciła szybko tę myśl. Nie chciała psuć sobie poranka, rozmyśleniami o swoim byłym partnerze. Pokornie zbliżyła się do Michaela, oparła policzek na jego barku, delikatnie przymykając oczu, wyczuła jak delikatnie, zaciska swoje dłonie na jej szczupłej talii, mogła czuć jak sadza sobie ją na swoich kolanach. Pomruk pełen zadowolenia przedarł się przez jej lekko zaciśnięte usta. Jeśli miała być szczera. Życie w poczuciem dobrego i złego dotyku był dla niej nieco trudne. Długo musiała się przekonywać do zwykłego poklepywania po plecach, stanowiło to dla niej to problem, lecz nie pokazywała tego po sobie. Od chwili, gdy zyskała nieco pewności siebie oraz fakt spoglądania na swojego brata, w jaki sposób był otwarty na wszystkich, pozwoliło jej to pozbyć się swoich uprzedzeń, nie do końca, ale nie widziała już w ludziach osób, które chcą ją skrzywdzić. Podchodziła do nich z rezerwą, uważnie im się przyglądając, by ocenić ich późniejsze relacje, by móc się otworzyć. Jej stosunki z Mike’m były od samego początku inne. On nieco pogrążony w smutku i rozgoryczaniu po rozstaniu z byłą żoną, która przyszykowała dla ich małżeństwa życie zakłamanej partnerki, która była zdolna zrobić wszystko by osiągnąć swój cel. Nie wiedziała o niej zbyt wiele, tyle ile usłyszała z opowieści Chestera i reszty chłopków, którzy pałali do niej wyraźnym dystansem, mogła śmiało wywnioskować, że była pani Shinoda była osobą, której dość stanowczy oraz zadziorny charakter nie pasował do spokojnego charakteru Michaela. Po jednej z rozmów z muzykiem zastanowił ją jeden może nic nieistotny szczegół, czemu Smith powróciła do swojego panieńskiego nazwiska, zaciekawiona tym podpytała o to brata, który wyjawił jej, że była partnerka rapera nie przejęła jego nazwiska po ślubie. Nie potrafiła zrozumieć tej kobiety, jednak odniosła wrażenie, że jej osobowość idealnie pasowałby do zakłamanej i pełnej dominacji osobowości Clarka Kenta. Była, by to idealna para. Na samą myśl zaśmiała się cicho, co zwróciło uwagę jej chłopaka. Czuła dotyk jego palców, które wolno sunęły po jej policzku, by zacisnął się na podbródku. Zmusił ją do spojrzenie w głąb jego ciemnych oczu, nawet nie czuła potrzeby, by się odwracać, tylko zatonąć w tym ciepłym spojrzeniu.
        — Co cię tak rozbawiło? — zagadnął, nawet nie zwracając uwagi na upływający czas.
        Elektroniczne cyfry w ich telefonach, wyznaczały dokładnie godzinę ósmą, nieświadomi byli z upływających minut, które spędzili splątani w swoim uścisku.
        — Naprawdę chcesz wiedzieć? — zapytała ostrożnie.
        Mike pomimo dwóch lat od rozstania wciąż źle reaguje na myśl o Taylor, czy jakichkolwiek sugestiach związane z młodą kobietą. Przekonała się o tym nie raz, dlatego wolała nie poruszać tego tematu, unikała tego, jak i rozmowy o swoim byłym partnerze.
        — Oczywiście.
        Westchnęła cicho, słysząc jego zgodę.
        — Myślałam, w jaki sposób Taylor i mój były pasowali do siebie. Para pełna kłamstw oraz wiecznej dominacji — dodała, patrząc ostrożnie na bruneta, obawiając się jego reakcji, jednak co ją zaskoczyło, to że przyjął to ze spokojem.
        — Masz na myśli Clarka?
        — Tak — wyjaśniła — On pełen łgarstw, jak ona, dość ciężki charakter. Nie znam bliżej osobowości twojej byłej żony, ale sądzę by albo skończyli w łóżku, albo na cmentarzu, bo jeden pozabijał, by drugiego.
        — Dlatego nie chcesz o nim rozmawiać — widział, jak pewien błysk w jej oczach gaśnie na wspomnienie swojego pierwszej miłości. 
        — To nie tak Mike, że nie chce o nim mówić. Wcześniej pewnie bym zaprzeczyła, zrobiła wszystko by tylko o nim nie mówić, teraz nie wiem jak podjąć ten temat. Clark był moją pierwszą miłością. Psychika czternastolatki zauroczyła się w chłopaku, który wydawał się jej idealny, została zrujnowana, kiedy pokazał swoją prawdziwą twarz — mówiła to cicho, niemal szeptem.
        Widziała, że ta rozmowa i tak jej nie ominie, w końcu zdecydowała się wrócić do metropolii, a to był jeden z powód. Musiała się przełamać i wyznać targającą ją wspomnienia. Serce przyśpieszyło swój rytm, za każdym razem, kiedy spotkała Clarka na swojej drodze. Zacisnęła mocno dłonie w pięści, aż knykcie jej palców pobielały.
        — Julio, może przyszedł ten moment, by przestać to ukrywać, a wyjawić prawdę. Nie zrozum mnie źle. Nie chce, byś dalej się z tym męczyła sama.
        — Może masz racje.
        Spojrzała na niego, nawet nie wiedząc, czego oczekuje, czy podświadomie poszukuje. Przymknęła powieki, biorąc głęboki wdech, by nieco się uspokoić. Nie chciała już tego przedłużać. Jeśli mieli być w związku, nie miała sensu tego ukrywać przed nim. Uchwyciła jego dłoń, którą położył swobodnie na jej udzie. Może to było dziwne, ale to, w jakich sposób pozwalało jej się uspokoić.
        — Poznałam go na kursie hiszpańskiego. Chodził na te same zajęcia co ja.             Mieliśmy wykonać wspólnie projekt, nie pamiętam dokładnie, o czym mówił. Spotykaliśmy się często, wykonując to zadanie, ja byłam wtedy jeszcze niedoświadczona czy w jakiś sposób przybliżona do tych tematów miłosnych. Byłam wtedy głupia, zaślepiłam się w chłopaku, który wydawał mi się usposobieniem ideału. Nie można było mu zarzucić braku aparycji. Był przystojny i przyciągał spojrzeniem płeć przeciwną, co skutecznie wykorzystywał.
        Cieszyła się, że w żaden sposób Mike jej nie przerywa, siedział i cierpliwie słuchał jej opowieści. Ceniła sobie to, nie znosiła tego, gdy ktoś się wtrącał ze swoimi dwoma groszami. On był wiernym słuchaczem. Poprawiła się nieco, kontynuując swoją opowieść:
        — Mogę powiedzieć, że początek naszego związku wydawał się cholerną perfekcją. Spotkania, podarunki czy zwykłe okazywania sobie czułości. Niestety byłam dziewczyną, która nie miała przy sobie rodziców, którzy mogli, by ją ostrzec przed zgubą. Wtedy jeden jedyny raz żałowałam, że matka mnie porzuciła. Może ona by mnie przed tym uchroniła. Rodzice zawsze podchodzą sceptycznie do pierwszych związków ich dzieci. W domu dziecka no cóż nie przykładają do tego wagi. Nawet się tym nie interesują — zatrzymała się na moment, spoglądając z roztargnieniem na jeden z obrazów.
Odchrząknęła po chwili, mówiąc dalej:
        — Moje wyobrażenie pierwszego związku legło w gruzach, pamiętam to, jak dziś — wstrzymała się ze swoją historią.
        Nieprzyjemne uczucie rozniosło się w jej piersi, gdy przywołała na wspomnienie pamiątki tamtego niewinnego spotkania z Clark’m w jego domu. Siedząc pod kocem, zastanawiała się przez płacz, gdzie popełniła błąd, że potraktował ją w tak odrażający sposób. Próbowała zwalić na siebie winne za jego czynny, wmawiając sobie, że ono jest temu winna, nie mając tej świadomości, że problem wcale nie leżał w niej a jej partnerze sercowym. Przepłakała całą noc, by potem skruszona wrócić do niego z głupimi przeprosinami, za które i tak dostała bolesną nauczkę. 
        — Zaprosił mnie do siebie. Niby nic nieznaczący wieczór. Co mogło pójść nie tak? — odezwała się, gdy widziała, jak otwiera usta, by coś powiedzieć — Pamiętam, że leżeliśmy wtedy u niego na łóżku, zwykłe przytulenia skończyły się dla mnie zrzuceniem mnie z tego cholernego materaca i dotkliwego pobicia. Proszę, nie przerywaj — upomniała go, przeczuwając, że nie jest tymi słowami zachwycony — Wróciłam dzień później, popełniłam wtedy najgorszy błąd, biorąc na siebie całą winę za wczorajsze spotkanie. To nie ja powinnam go przepraszać, a on. Niestety byłam głupia. Od tej chwili zaczął się mój koszmar. Ukrywałam ślady jego złości pod długimi ubraniami, specjalnie zapuściłam włosy, by móc kryć sińce pod oczami. Jednym słowem mój związek zamienił się w jakąś tyranie. Nie pojmowałam przez pół roku, że to nie ja jestem osoba, która niszczy naszą relację, a on. Ocknęłam się, obudziłam się po pewnym wstrząsie, który wręcz mi kazał wyrwać się z tej toksycznej znajomości. Nie było to łatwe, ale mi się udało. Niestety mój były nie lubi trzymać rąk przy sobie — dostrzegła, jak spogląda na nią zaskoczony — Napadł mnie nocą w parku — chwile tamtego ogromnego strachu wciąż odbijały się boleśnie w jej umyśle. Nigdy nie pamiętała, by był tak rozwścieczony, jak w ten pamiętną noc, gdy kilka godzin wcześniej z nim zerwała.
        — Czy on próbował się do ciebie dobierać? — pytanie, które go tak bardzo nęciło, w końcu opuściły jego usta. Był pełen obaw co do jej odpowiedzi. Jednak musiał znać całą prawdę.
        — Żeby to nie jeden raz — zaśmiała się sucho, czuła jak łza spływa po jej policzku.
        Odwróciła wzrok, by uniknąć spojrzenia mu w oczu. Nie to, że się tego obawiała, lecz nie pragnęła, by zobaczył, jak wielką trudność sprawia jej mówienie o tej całej sytuacji, która może wydaje się taka banalna i łatwa, wcale do takich nie należała.
        — Pamiętasz ten dzień, gdy wróciłam zapłakana do domu, gdy Chester miał dość mojego zachowania? — zebrała w sobie odwagę, unosząc głowę. Skinął delikatnie głową na znak, że przypomniał sobie tamto popołudnie — Proszę, byś mnie nie oceniał, po tym, co usłyszysz, ja tego nie chciałam!
        Opowiadając o koszmarze związanym ze swoim byłym partnerem, czuła w sobie dziwny spokój, którego nigdy nie czuła na samo wspomnienie czy wyobrażenie sobie tej właśnie rozmowy.
        — Przez kilka miesięcy żyłam w spokoju, gdy opuszczałam granice Phoenix, sądziłam, że się już nie pojawi w moim życiu. Myliłam się. On mnie znalazł! Szantażował mnie! Groźby stały się codziennością czy to w formie wiadomości tekstowej, czy niewinnych spotkań. Zaczęłam się bać samej siebie. Zaczęłam uciekać nie przed wami, ja pragnęłam znaleźć się jak najdalej samej siebie. Clark znowu zmienił mnie w przestraszoną nastolatkę, która miała mu się podporządkować. Nie będę cię oszukiwać. Wiele razy mi wręcz kazał przeprowadzić się do niego, by móc spełniać swoje chore fantazje. Nie zgadzałam się, co jeszcze bardziej go rozzłościło. Tamtego dnia, wracałam ze szkoły, niestety musiał mnie znaleźć — mówiła to z takim spokojem, o którym by siebie nie posądzała — Zaciągnął nas do jakieś obskurnej uliczki i dość dosłownie pokazał mi co o mnie myśli i moich marnych próbach zwiania od niego — jego twarz pobladła ze wściekłości, jednak nawet nie śmiał jej przerwać — Po tym wszystkim zrozumiałam, że muszę cię chronić, zdjęcia były tylko utwierdzeniem moich przekonań. Nie mogłam cię stracić. Kent jest zdolny do wszystkiego! On doprowadził do tego, że Justin się mnie przestraszył i przy najbliższej okazji mnie zostawił. Co mogłam poradzić? Wolałam cię stracić niż patrzeć jak Clark, zamienia twojej życie w piekło. Znam jego sposoby i wiem, że w końcu doprowadził, by do tego, że nawet Chester by mnie zostawił. 
        — Dlatego uciekłaś? — przerwał jej dalszą wypowiedź.
        — Tak — westchnęła cicho — Clark jest jednym z tych cholernych demonów. Nie ustąpi, dopóki nie osiągnie celu.
        Zacisnęła mocno usta, teraz gdy wyjawiła wszystko, teraz oczekiwała na dzień, gdy jej na pozór spokojne życie legnie w gruzach. Odejdzie od niej, bo sobie nie poradzi z tym, zupełnie jak jej poprzedni chłopak. Zachował się niczym tchórz, lecz nie zamierzała go oceniać. Przestraszył się to zrozumiałe. Clark był cholernym panem zła!
        Patrzyła na niego z niepokojem, a jej serce drżało z niepewności, gdy przyglądał się jej uważnie. Ciepły uśmiech rozjaśnił jego usta, gdy zrozumiał jak, jego dziewczyna jest zlękniona, bojąc się jego odrzucenia. Gdy wreszcie poznał jeden z jej sekretów, sprawiało to, że ze wszelkich swoich sił, pragnął ją ochronić. Nie zamierzał nawet spoglądać na chłopaka, który wyglądał na niezrównoważonego psychicznie. Jego daremne próby skompromitowania Julii w jego oczach, nie przerwą jego wiary w dziewczynę.
        Otulił ją w mocnym uścisku, czuł jak lekko niepewnie, wtula się w jego bok, co sprawiło, że chciał uczynić wszystko by jej pomóc.
        — Jedno wciąż mnie zastanawia — odezwała się nastolatka, po dość długiej chwili, unosząc wzrok — Skąd on miał twój adres.
        — Nie rozmyślaj o tym! Nie ma znaczenia. Fotografie dawno się spaliły, a ja nigdy nie uwierzę, że miałaś pracować jako prostytutka. To największy absurd, z jakim się spotkałem!
        Patrzyła na niego z uznaniem, uniosła się delikatnie w jego ramionach, składając na jego ustach krótki pocałunek, co niezmiernie nie zadowoliło górującego nad nią mężczyznę. Chwycił ją za ramiona dokładnie jak w dzień huraganu. Napięta atmosfera szybko zniknęła, gdy ułożyła nogi wokół jego boku. Zatraciła się w subtelności tej pieszczoty, nie mogła nic na to poradzić, że w jakiś sposób ją od siebie uzależnił. Wydaje się niebezpiecznym narkotykiem, ale ona nie pragnęła zatrzymać tego nałogu, wręcz chciała się w nim upajać, mogąc czuć tę namiętność, która ich połączyła. Jej powieki opadły w dół, gdy wolno sunęła dłońmi po jego karku, by móc spleść swoje dłonie.
        Niestety romantyczna atmosfera szybko została im przerwana, gdy dobiegł ich spokojny dźwięk melodii przychodzącego powiadomienia. Niechętnie odsunęła się od jego rozgrzanych od emocji i pełnych ciepła ust, gdy zrozumiała, że ponownie ktoś się do niej dobija. Jęknęła przeciągle, opierając czoło na jego ramieniu. Nie trudziła się nawet podnieść słuchawki. Mogła jedynie poczuć, jak Mike unosi dłoń, chwytając jej dzwoniący telefon. Spojrzał na migotający wyświetlacz, by dostrzec zdjęcie brata osiemnastolatki.
        — Kto dzwoni? — zapytała, nawet nie śmiejąc się podnieść, było jej zbyt dobrze w jego objęciach.
        — Chester.
        Mruknęła pełna niezadowolenia. Zapomniała powiadomić starszego Benningtona, że nie będzie jej w domu. Zapewne się zamartwia i myśli gdzie jest. Nie była temu wcale przeciwna, bo sama zachowywała, by się podobnie, gdyby ktoś bliski wcześniej uciekł, a teraz znika na całą noc, nie dając nawet znaku, że nocuje u kogoś innego.
        Odebrała z dłoni mężczyzny grające urządzenie. Przesunęła zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha.
        — Młoda, gdzie jesteś? Nie było cię całą noc! 
        Ukradkiem spojrzała na Mike’a, który jakby odczytywał jej intencje, delikatnie skinął głową, a ona przerwała monolog swojego brata.
        — Chester uspokój się! — nieznacznie uniosła głos, by dojść do słowa — Jestem u Mike’a.
        — Co ty u niego robisz? — zdumiał się.
        — Nic, oglądaliśmy film i zasnęłam. Przepraszam, że nie napisałam ci wiadomości.
        — Dobra, tylko wróć!
        Słyszała wyraźną ulgę w jego głosie. Świadomość, że jego siostra spędziła tę noc u zaufanego przyjaciela, napawała go optymizmem i spokojem. Przynajmniej miał świadomość, że nie wałęsała się sama po ulicach metropolii po zmierzchu.
        — Będę do dwóch godzin i tak jestem umówiona.
        — Przekaż Mike’owi, żeby się nie śpieszył z przyjazdem do studia.
        Pożegnała się z nim, gdy połączenie zakończyło się, odrzuciła telefon na drugi brzeg sofy. Spojrzała na muzyka, którzy przyglądał jej się badawczo, co nie uszło jej uwadze, gdy jego mina zmieniała się, gdy usłyszał, że wybiera się na spotkanie. Nie odezwał się jednak słowem. Nie chciał być dociekliwym. Nie pragnął, by odebrała to w zły sposób, jednak uraz wciąż w nim tkwił po wiarołomnych kłamstwach byłej partnerki, która wykorzystała go w dość perfidny sposób. Jednak nie mógł spoglądac w przeszłość, lecz tworzyć udany związek z dziewczyną, która dała mu dowód, że nigdy nie posunie się do kłamstwa, by wykorzystać jego naiwność w swoim celu. Była osobą, która była poświęcić swoją radość dla osób którym ufała. Chroniła, bo kochała!
        Zanim jednak mógł pomyśleć, zeszła z jego kolan, chwyciła go za dłoń, ciągnąc w górę.
        Skradła mu szybki pocałunek w policzek, a on pozwolił się poprowadził do wrzechstronej kuchni, słysząc jej pomruków niezadowolenia, że jest przydało, by się coś zdjęć. Długo nie musieli się spierać, co wybrać do jedzenia. Byli niemal zgodni, wybierając do przygotowania zwykłą jajecznicę z tostami. Nie było się jednak bez spokojnego przygotowania posiłku, przeplatany jej radosnym śmiechem, gdy starała się umknąć przed jego pocałunkami, czy skarceniami, gdy podkradał kolejne składniki na smaczny posiłek. Czy mógł wyobrażać sobie większe szczęście niż spędzenie całego poranka z ukochaną. 





No comments:

Post a Comment