Monday, July 27, 2020

II 03 — MOST DWOJGA SERC

        Stała pośrodku kamiennego wyprzedza. Wypolerowane przez wiatr ogromne głazy, aż zachęcały, by na nich usiąść i zapatrzyć się w zachwycający zachód czy wschód słońca. Szum rozbijających się o pobliskich klif oceanicznych fal szumiał w jej uszach, przywodząc na myśl potężną siłę matki natury. Jednak ona nie potrafiła skupić uwagi na otaczającym ją pięknie, widokach, które potrafiły wprawić ją w zdumienie. Nawet blask, ginącego za taflą lekko wzburzonego oceanu, nie był w stanie sprawić, by podziwiała ten przepiękny pejzaż.
        Wiatr smagał błękitem jej sukienki, gdy spoglądała na majaczącą w oddali sylwetkę. Osunęła się z czoła kosmyki swoich brązowych włosów, gdy jej serce zabiło szybciej. Czy oczekiwała, że spotkanie, którego tak się bała, może nastąpić wcześniej, niżeli myślała? Stojąc tutaj na tej kamienistej plaży, czując, jak lęk przejmuje ponownie nad nią kontrole, jednak tym razem nie pragnęła się wycofać. Nie mogła pozwolić sobie na odejście, choć rana, która powstała zaledwie parę tygodni wcześniej, piecze boleśnie, sprawiając, że przetarła się w kilku miejscach, a szkarłat metalicznej krwi spowija jej ciało, niemal czuła ten odrzucający zapach czerwonej substancji w usta, tym razem krok w tył nie był możliwy. Wycofała się już raz, nie uczyni tego po raz drugi. Ponownie miała złamać obietnice? Wydać się, że słowa są puszczone na wiatr, jakby nie miały kompletnie znaczenia „Zanim spłacisz dług przeszłości, zrozum, że to nie ty dzierżysz tę karę”. Zacisnęła dłonie w pięść, z trudem oganiając od siebie wspomnienia niedawnego miesiąca.
        Nadszedł czas by dać upust swoim uczuciom. Nie kryć już dłużej tłamsić się w swoim emocjonalnym bycie, dusić się w sobie, by oszukać swój umysł przyrzeczeniami, że jej postępowanie jej jak najbardziej właściwie, że tak naprawdę sobie pomaga. Chroni tych, których kocha. Jednak czy można dłużej okłamywać samą siebie w obliczu ostatnich wydarzeń. Czy była zdolna sprawić ból samej sobie? Żyjąc w świcie, w którym okłamywała samą siebie, wypierając z siebie rozrywające ją w piersi cierpienie, trwała w tym niemal przez całe swoje życie, stając się bezdusznym wrakiem człowieka.
        Jednak pozwolono jej być sobą, to w takim razie, czemu ponownie chce powrócić do dziewczyny, gotowej poświęcić swoje własne serce, by ponownie płaciła długi wobec okrutnego losu. Zobowiązania, do których nie była przyczyniono, nie ona je zaciągnęła, a jednak musi oddawać w dłonie życia coś dużo ważniejszego niż własne oszczędności życia, musiała darować cząstki samej siebie. Ona spłacała kredyt zaciągnięty przez niego! Dlaczego? Nie była z nim związana, to dlaczego wciąż się na to godzi? Staje się ponownie jego niewolniczą.
Nie powinna tego robić!
        Zmieniała się prawda? W takim razie czemu nie żyje jak osiemnastolatka, która gotowa jest zrobić wszystko by ukarać swoich prześladowców. Umiała w prosty sposób doprowadzić najmniej lubianą osobę na skraj rozpaczy? Przestała być osobą, która sama wymierza karę swoim demonom, ona znowu im się podała. Pozwoliła się, nimi zawładną. Silna i niezależna nastolatka zniknęła, by ponownie dać swoje pięć minut wiecznie przestraszonej siedemnastolatce, która zgrywała twardą, by nikt nie dostrzegł jak, się rozpada.
        Wykończało ją to, miała dosyć tego.
        Dostała jednak drugą szansę, zrehabilitować się względem nich i pozwolić im ponownie zaufać. Wiedziała, że nie była do tego przygotowana w sposób, w jakim by tego oczekiwała, jednak nie mogła już zawrócić z drogi, którą sobie obrała. Nie mogła spojrzeć za ramię, bo gdyby to uczyniła, zobaczyła, roztaczając się za sobą mgłę i ginące w mroku nocy pnącza, które zasłoniły rozwidlenie ścieżek tam, gdzie podjęła wybór. Decyzja życia jak wtedy gdy na zawsze opuszczała mury sierocińca, a tlące się w niej nikła nadzieja na zmianę odłożyła z biegiem następnych tygodni. Wykorzystała szansę, która została jej podarowana. 
        Nie była jednak w stanie wykonać nawet kolejnego ruchu, stała niczym skamieniała, wpatrzona w jego sylwetkę. Blask zachodzącego słońca otulał go swoim złocistym blaskiem. Nie wiedziała co robić, pierwszy raz, zabrakło jej nawet strachu, by się oddalić. Wiedziała tylko jedno, że w jednej chwili jej życie może zmienić się w jeszcze gorszy koszmar niż jej wieczne porachunki z byłym partnerem lub oazę szczęścia, jednak ona kierowała się ku pierwszej sugestii. Bała się, tak bardzo lękała się następnych chwil.
        Widziała jak odwraca się wolno w jej kierunku. Zacisnęła mocniej usta, gdy spostrzegła ten przejmujący cień rozgoryczenia i smutku, radość uleciała niczym popiół na wietrze, które nie było dostrzegalne na bezchmurnym niebie. Ginęło w oddali, gdy ulatywał w powietrze. Zrozumiała, że to ona była powodem, dla którego jaśniejący blask w oczach tego młodego mężczyzny gasł. Przestał święcić jasnym światłem. Była sprawcą czyjegoś rozżalenia, ale czy to jedyny raz? Może zniosła, by fakt, że zawiodła swoich znajomych, czy nawet brata, świadomość, jednak że go skrzywdziła była przytłaczająca. Ona raniła, to ona zadała ból, ona sprawiła, że część jego duszy umarła.
        — To ty?
        Przymknęła delikatnie powieki, słysząc jego głos, był pozbawiony emocji, jednak co najbardziej wprawiło ją w osłupienie, nie odczuwała w nim nutki wyrzutu czy złości, tego, czego najbardziej się bała. Czuła jego przenikliwe spojrzenie na sobie, nie była zdolna jednak się poruszyć.
Stali tak, wpatrzeni w siebie, jakby otaczający ich nastający mrok nocy, nie miał dla nich żadne znaczenia. Liczyli się tylko oni!
        — Tak — wyszeptała z trudem, zbierając w sobie siłę, by wykonać choćby najdrobniejszy krok — Wiem, że zwykłe „przepraszam” nie rozwiąże wszystkich problemów, ale również nie sprawi, że nie przestanę się oszukiwać samej siebie, wciąż wmawiając sobie, bym przybrała dobrą minę do złej gry, by tylko uchronić tych, których kocham przed tym czym najbardziej się lękam. Pragnę jednak byś wiedział, że nigdy nie chciałam sprawić ci przykrości, uczyniłam jednak coś co sprawiło, że doprowadziłam do tego. Nigdy nie chciałam byś zakochał się w zakłamanej przez los dziewczynie, pełnej tajemnic i zdolności do zadawania komuś jedynie rozczarowania — mówiła, spuszczając głowę, chciała dalej mówić jednak głos uwięzł w jej krtani.
        — Skończyłaś?
        Uniosła głowę, słysząc jego stanowczy głos, z drącym w piersi sercem, zmusiła się do spojrzenia w jego ciemne spojrzenie. Obawiała się odrzucenia, bała się krzyku pełnego rozwścieczenia, pełnych wyrzutów, jednak w najgorszych snach nie wyobrażała sobie tego co miało wkrótce nastąpić. Słyszała odbijające się echem słowa, ze swoich mrocznych słów, które wierciły jej dziurę w umyśle.
        Nie była świadoma, gdy podszedł do niej jedyne, o czym była potem w stanie myśleć to głęboka intensywność jego brązowych oczu, które niemal z dawną namiętnością i szczerym uczuciem wpatrywał się w jej drobną sylwetkę. Znowu czuła się jak zagubiona w swoich uczuciach siedemnastolatka otulona słodką luną listopadowego wieczoru, pozwoliła sobie po raz pierwszy na okazanie słabości. Ujawnienia swoich pragnień, które tliły się głęboko w jej sercu, gdy pozwoliła komuś wtargnąć do swojego umysłu, dała szansę poznania smaku swoich ust. 
        Wiodła za nim spojrzeniem swoich jasnych tęczówek jedyne, na co jej potem dał szanse to zapamiętanie na nowo dotyku jego dłoni. Poddała mu się, gdy ujął jej twarz w delikatnym uścisku. Czuła jak wolno odsuwa kosmyki jej kasztanowych włosów, mogła jedynie poczuć jak skóra pod jego palcami pali ją żywym ogniem, jednak w żaden sposób, nie chciała się odsunąć, mogła się posunąć do stwierdzania, że było to wypełnione przyjemnością, za którą tak bardzo tęskniła, lecz bała się do tego przyznać. Jak w tej chwili, chcąc zniszczyć ponownie swoją szansę na miłość, tylko dlatego, że los ma do niej uprzedzenia. Bo chciał ją sprawdzić, wystawić na próbę, którą miała podjąć i wyjść z niej zwycięsko, jakby był świadomy tego, że nawet jeśli zada jej najbardziej bolesne uderzenie ona podniesie się z dumnie uniesioną głową i stawi temu czoło, nie podda się, bo nie w jej naturze była rezygnacja. Dopiero teraz to pojęła, tę nierówną walkę z przewodnikiem wszystkich żyjących osób. On chciał wiedzieć, czy w przyszłości nie da się oszukać, nie pozwoli sobie na potkniecie i będzie osobą o silnym charakterze, która nie pozwoli pluć sobie w twarz.
        Była do tego gotowa, gdy poświęciła się dla mężczyzny, który był jej pisany, przejdzie bez żadnego trudu przez kolejne kłody, by móc wreszcie przyznać przed sobą samą, że jest szczęśliwa. Tutaj nie chodziło o rozgrywkę o jej życie, tu chodziło o grę, w której miała brnąć do swojej radości.
        Nie zamierzała teraz czekać! Nie chciała się bać, nie dziś, nie w tym życiu! Pragnęła ponownie zakosztować subtelnej namiętności okrytej przyjaźnią bliskiej jej osoby. Czuła delikatny posmak mięty, zmieszany z nutką słodyczy czekolady, jej umysł nawiedziły wspomnienia tamtych chwil, gdy nie myśląc o konsekwencjach losu, całowała z miłością jego usta, uświadamiając sobie po raz kolejnym, jaką była wtedy szczęściarą. Zyskując jego, zdobywając jego miłość.
        Zatonęła ponownie w subtelności jego rozgrzanych warg, tak bardzo przywodząc na myśl momenty, w których czuła się wyprana z emocji, spacerując uliczkami rodzinnego miasta, chcąc zrozumieć czy jej postępowanie jest właściwe. Próbowała sama siebie przekonać, że to, co uczyniła było słusznym rozwiązaniem, jednak jej serce pękło z tęsknoty, łamało się na kawałki z miłości, którą zdecydowała się sama pozbawić, tylko dlatego, że ktoś nie potrafi pojąć znaczenie słów koniec z nami. Usta jej delikatnie uniosły się ku górze, gdy zrozumiała jak wszystko, co zrobiła było głupie. Śmiech skrył się w jej piersi, gdy poczuła zaciskające się na jej talii dłoń. Nie protestowała, nawet nie zamierzała, gdy wolno przysunął ją do siebie. Skradł jej kolejny pocałunek, jednak nie miała nic przeciwko złodziejaszkowi, który zabrał jej miłość do siebie. Uwielbiała tego przestępcę zbrodni prawdziwej namiętności i skrytych w ich sercach głębokich uczuć.
        Niechętnie przyjęła, gdy odsunął się od niej, mogła jedynie słuchać jego dalszych słów:
        — Pokochałem dziewczynę skrytą pewną tajemnicą. Stałaś się zagadką, którą każdego dnia pragnę rozwiązywać. Nie chce byś się zmieniła! Zniszczyć tym samym pewną więź, która nas połączyła. Uwielbiam cię taką, jaka jesteś. Nie uwierzę w jakieś bzdury wypisywane o tobie, by w jakiś marny sposób zmienić moje spojrzenie na ciebie. Nawet tygodnie, w których nie miałem okazji ciebie dojrzeć były dla mnie jedynie sposobem, w którym zauroczyłem się w tobie na nowo — widząc jak delikatnie marszczy brwi, zaśmiał się jedynie dodając — Julio nie ma dla mnie znaczenia, czy znam twoją przeszłość i sekrety, które tak bardzo starasz się ukryć, chce byś nigdy nie traciła wiary. Nawet jeśli zmusisz mnie bym został tylko twoim przyjacielem, nigdy cię nie zostawię, jeśli nawet będzie trudno mi znieść myśl, że pokochasz innego, zostawiając mnie samego. Nigdy cię nie opuszczę! 
        Nie była osobą którą potrafiła łatwo się wzruszyć, jednak ostatnie słowa, wywarły na niej ogromny wpływ. Stała oniemiała, próbując doszukać się niewiadomego, jednak co mogła dojrzeć to jedynie ogromne uczucie iskrzące się w jego ciemnym spojrzeniu tego, co jej brakowało przez ostatnie tygodnie. Pomimo świadomości jego uczuć, wciąż było to dla niej tak bardzo nieosiągalne, a zarazem stało na wyciągniecie dłoni, pozwalając swobodnie się chwycić.
        — Ale ja nie chce innego Mike — odezwała się przez zaciśnięte gardło, czuła słony posmak łez, które pragnęły opuścić jej powieki, jednak z ogromnym trudem powstrzymała je przy sobie — Ja chce tylko ciebie — dodała przyciszonym głosem         — Nikt dla mnie nie ma znaczenia! Wypierałam się tego, próbowałam to w sobie zniszczyć, ale nie potrafię. Nie umiem przestać cię kochać! Jeśli mi pozwolić, chce naprawić swój błąd — pomimo ogarniającej ich błogiej ciemności, odnalazła jego rękę, splotła swoje z jego dłonią.
        Jeśli pojawiło się teraz to światełko na końcu drugiego tunelu, torując jej drogę do szczęścia, gdy mogła chwycić przysłowiowego byka za rogi, nie zamierzała przepaści tej szansy, bo przy kim będzie tak bardzo szczęśliwa, jak przy nim? Nie znała odpowiedzi na to pytanie i raczej nie chciała je poznawać.
        — Nie powinnaś czuć się winna, za wszelkie krzywdy tego świata — delikatnie położył dłoń na jej policzku — Przede wszystkim nigdy nie kryj się z uczuciami — dodał, składając na jej ustach krótki pocałunek.
        — Więc… co teraz? — spytała pełna obaw — Chyba muszę zapomnieć o przyjaźni? — powiedziała z rozbawieniem w głosie, co wywołało napad radości u młodego mężczyzna — Zostanę teraz bez ciebie.
        — Jeśli chcesz to tak ująć, w obliczu, gdy stoisz przed swoim chłopakiem.
        — Nawet mnie nie zapytałeś, czy chce z tobą być — w jej tonie głosu można było wyczuć udawaną złość.
        Uśmiechnął się z czułością, gdy spoglądał na dziewczynę tą dawną Julie, w której się zakochał. Powróciła jej dusza wypełniona optymizmem i nadzieją, jednak podświadomie czuł, że to zaledwie początek ich wspólnej drogi, choć obawiał się kolejnych potknięć, które niewątpliwie na nich czekając był gotów im się przeciwstawić.
    — Pozwól, że naprawię swój błąd — z ogromną niechęcią, pozwolił sobie ją odsunąć ze swoich ramion, by zatonąć w blasku jej jasnych tęczówek. Spojrzenie błękitu, które tak ukochał — Miłości mego życia czy uczynisz mi ten zaszczyt…
        Nie pozwoliła mu jednak dokończyć swojego pytanie, które zawisło między nimi. W żaden sposób było ono nieprzyjemne. Uroczy uśmiech tańczył na jej malinowych ustach, gdy skradła krótki pocałunek z jego warg. Radość, która tak w niej uwielbiał, która przez ostatnie tygodnie zanikł, zgasł niczym tkwiąca w jej ciele prawdziwa dziewczyna, pochłonięta przez problemy i kłopotami, z którymi musiała się zmierzyć. Podjęła wybór, który teraz wydawał się jej najgłupszy, żyjąc z tym co ją dręczyło samotnie. Człowiek jednak nigdy nie był idealny, popełniła głupoty, ale też ma ten dar od losu, by uczynić wszystko, by to wszystko naprawić.
        — Chyba pora już wracać — odezwała się wyrywając go z nostalgii w która popadł.
        Utkwił w niej spojrzenie, blask słońca już dawno zgasł nad horyzontem lekko wzburzonego morza. Czarny płaszcz nieba otulały miliardy gwiazd, zachwycający jak drobinki wszyte na ciemnym materiale, które mienią się w świetle soczystych promieni słonecznych, odbijające wielokolorowy blask tęczy. Wychylający się nieśmiało księżyc, w pełni oświetlał pogrążone nocnym życiem miasto aniołów. Oblegane przez młodzież czy studentów bary, czy klubu aż pękały w szwach, zachęcając młodych ludzi do wirowania w takt skocznych melodii, puszczone w wielkiej konsolety. Światłą tańczyły wraz z ich ciałami, sunąć w subtelnych krokach. Większość mieszkańców wybrała jednak spokój w zaciszu swoich mieszkań, odpoczywając po ciężkim dniu w pracy. Studenci czy uczniowie mogli swobodnie siedzieć do późnych godzin nocnych, zapominając o wczesnym wstawaniu na zajęcia. Pomimo klimatu, jakie roztaczało to miasto, kochali je. 
        Przez jej ciało przebiegł chłodny dreszcz, czując delikatną bryzę, która spowiła jej odkryte ramiona. Stłamsiła w sobie chęć ukazania, że jest jej nieco zimno. Może i to była drobnostka, ale nie lubiła się uskarżać, nawet w takich błahostkach. Przetarła dłonie, by choć na moment je rozgrzać, co zwróciło uwagę Michaela, widziała jak kącik jego ust nieznacznie unosi się ku górze.
        Zdjął ze swoich ramion materiał skórzanej kurtki, chciała już zaprotestować. Zanim jednak mogła temu sprzeciwić, po jej ciele rozniosło się przyjemne ciepło, które rozgrzewało ją od środka.
        — Nie musiałeś wcale tego robić — powiedziała spokojnie, gdy pomimo trudności schodzili z kamiennej plaży.
        Wcześniejsza zmiana obuwia zdecydowanie wyszła jej na plus, gdy stanęła pomiędzy złocistym piaskiem w zwykłych trampkach, na które się zdecydowała. Nie chciała myśleć co mogło się wydarzyć, gdyby jej buty były znacznie wyższe i na dość niebezpiecznym obcasie. Mrok ogarniał ich zewsząd i jedynie tlące się wokół jezdni latarnie oświetlały część plaży, kolejne fale wody rozbijały się o brzeg, podmywając wybrzeże. Kochała spacerować brzegiem oceanu, gdy czuła kolejne strumienie wody na swoich stopach. Poprzez ciemność spojrzała na niespokojne morze, oświetlone jedynie gwiezdnymi latarniami, tak bardzo pragnęła zanurzyć się w przyjemnej toni.
        — Wiem, ale chciałem — odparł z błyskiem w oku, trzymając jej dłoń w mocnym uścisku, gdy ostrożnie stawiała nogi, na niższym głazie, by po chwili znaleźć się bezpiecznie na twardym gruncie.
        Dostrzegł w nikłym świetle nieprzyjemny cień strachu, gdy odwróciła wzrok, na jedną z uliczek. Wciąż był nieświadomy, że spacery w nocy, sprawiają jej problem. Pomimo że wcześniej nie widziała w tym problemu, wręcz to uwielbiała szwendać się po mieście w nocy, od momentu, w której jej były partner napadł na nią w dość seksualny sposób, lękała się każdej nocy. Znała zbyt dobrze jego kroki do osiągnięcia celu by tak łatwo sobie odpuści. Lubował się w zadawaniu jej nieświadomego bólu, to ją niepokoiło, jednak czy była gotowa o tym powiedzieć.
Zacisnęła mocniej swoje palce na jego przegubie, gdy dobiegł ją jakieś nieprzyjemny szmer. Karciła się w myślach, że ponownie musiała być wyczulona na każdy dźwięk. Nocne spędzone w mieście, gdy opuściła dom brata również nie należy do spokojnych, popadła już w histerie, której sama nie potrafiła opanować, wciąż wydawało się jej, że ktoś za nią idzie. Jednak za każdym razem, kiedy to robiła, nic tam nie dostrzegała. Martwą pustkę. Miała już tego dosyć. Pragnęła przejść spokojnie, nie bojąc się, że za pobliskich krzaków ktoś wypadnie, osoba o stalowych oczach.
        Ucieszył ją fakt, że przyjaciel nie dostrzegł jej nagłego zmieszania. Wiedziała, że z trudnością przychodziły jej kolejne łgarstwa czy zatajanie prawdy, jednak nie była pewna tego, jak postąpiła, by gdyby dostrzegł jej strach. Nie była pewna, jaki mechanizm zadziała, a to chyba najważniejsze. Mogła pozostać w ofensywie lub się obronić. Dwie opcje, której pozostały.
        Szum przejeżdżających aut wyrwał ją z letargu, gdy stanęli na brukowanym chodniku. Podniosła wzrok, spoglądając na zapatrzonego w dal ich drogi Mike’a. Nie mogła skryć delikatnego uśmiechu, który okrył jej wargi, gdy zrozumiała co się właśnie stało. Wszelkie obawy od odtrącenie, zerwanie z nią znajomości, wciąż za sobą niknący nad morzem wiatr. Odzyskała go! Dał jej szansę, a nic innego się dla niej nie liczyło, by móc przeprosić i wyjaśnić czemu podjęła taką decyzję. Jednak choć nie powiedziała jeszcze nic, a od jej powrotu minął już tydzień, teraz wystarczyło by zachęcił samą siebie to wyjawienia tajemnic z którymi żyje. 
        Chwyciła jego dłoń, tym razem to nie uszło jego uwadze. Czający się na jego ustach uśmiech, był dla niej wystarczającym dowodem na to, że nie żywi do niej urazy za ostatnie tygodnie. Zżerało ją poczucie winny, gdy wciąż w jej umyśle pojawiały się coraz to gorsze scenariusze ich spotkania, które pomimo swoich najśmielszych oczekiwań nie przebiegło tak jak sobie wyobrażała, a znacznie lepiej.
        Przyjemna cisza, która zapanowała, sprawiła, że atmosfera stała się jeszcze bardziej rozluźniona, jeśli mogłaby jeszcze taka być. Nieświadomi dotarli pod drzwi apartamentu osiemnastolatki. Światła w całym mieszkaniu przygasły, spowijając głuchą ciszę, przerywaną jedynie oddechami dwójki czworonogów wylegujących się na puchowym dywanie przed jasnym kominkiem w salonie.
        Delikatny poblask ogrodowych lampek oświetlił nieco ich mające w ciemności sylwetki. Nastolatka sięgnęła do skrytej w sukni kieszonki, wyjmując pęk kluczy. Widziała zdumienie na twarzy swojego partnera, co wywołało u niej napad cichego śmiechu.
    — Kieszonka w sukience? — zdumiał się, gdy rozbrzmiał szczek przekręcającego się zamka.
        — Czemu nie — wzruszyła ramionami, wciąż pozostawiając zamknięte drzwi — Idealne rozwiązanie na brak torebki — dodała ze śmiechem — Wejdziesz? — zagadnęła, opierając się o pobliską ścianę, kryjąc ponownie kluczę w odmętach ukrytej kieszonki w jej kreacji.
        — Nie dziś — odparł.
        Zmarszczyła brwi, słysząc jego odmowę. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi, lecz nie chciała w nią ingerować. Czy było to dziwne, że chciała go zatrzymać, choć na krótką chwile? Pomimo momentów spędzonych na plaży, czuła jakiś niedosyt. Ostatnie tygodnie sprawiły, że brakowało jej jego towarzystwa, nawet zwykłej rozmowy, co niezmiernie ją uszczęśliwiało. Nie mogła jednak mieć wszystkiego, gdy dowiedziała się o jego wyjeżdzie do Anglii mogła jedynie czekać aż wróci. Westchnęła cicho, po czym wyjęła z odnalazła złożoną w pół małą karteczkę, która przy sobie nosiła, wręczając mu.
        — Co to? — spytał lekko zdziwiony, rozwijając papier.
        Ciąg dziewięciu cyfr ciągnął się przez całą długość. Zmarszczył brwi lekko zdumiony. Uniósł wzrok, by spojrzeć na dziewczynę, która ze swobodną stała wsparta o mury budynku.
        — Zmieniłaś numer?
        — Tak, byłam do tego zmuszona — powiedziała z westchnieniem — To nie jest jednak pora na wyjaśnienia, powiem ci jedynie tyle, że miałam ku temu powodu — nie spuściła jednak spojrzenia, wciąż wpatrywała się w niego, choć serce tłukło się w jej piersi.
        Nie zamierzał się zachowywać jak inne dziewczęta nie mogąc spoglądać na twarz swoich życiowych partnerów, gdy czegoś się bały. Życie nauczyło ją, by być dumnym, jednak czasami było to dla niej trudne. Odgoniła natrętne myśli, nie chciała jeszcze bardziej dokładać sobie smutku. Wystarczająco się nacierpiała.
        — Nie wykluczone maleńka.
        Obserwowała go, jak wolno podchodzi do niej. Czuła jak wolno sunie dłonią po jej talii, przyciągając ją bliżej swojego ciała. Dreszcz pełen przyjemności rozniósł się po jej ciele, gdy dotyk jego długi palców, niemal ją palił, jednak to uczucie w żaden sposób było nieprzyjemne, mogła śmiało rzecz, że przyciągało ją jeszcze bliżej, pragnąc więcej, jednak rozsądek ponownie dał o sobie znać, gdy uświadomił jej boleśnie, że na wszystko należy sobie zapracować. Ile jednak mogła to robić? Nie prosiła o zbyt wiele tylko o świadomość, że następnego dnia obudzi się z poczuciem radości ogarniającej jej ciało, odczytując lub wypisując wiadomość do tego, którego ukochała ze zwykłą prośbą o spędzenie miłego dnia, nawet jeśli nie będą przy sobie. Małe gesty, które cieszą. 
        — Zanim pójdę muszę odebrać pewną nagrodę.
        Nie miała możliwości zapytać, o znaczenia jego prośby, jednak zanim mogła nawet pomyśleć, jej nozdrza uderzył ten przyjemny zapach jego perfum oraz zapachu morza. Zatonęła w subtelności jego pocałunku. Nie mogła jednak długo nacieszyć się tą namiętną pieszczotą. Mruknęła niezadowolona, gdy odsunął się od niej. Poczuła lekki zawód, jednak z całych sił starała się tego nie pokazać, niestety jej starania poszły na marne.
        — Sam nie jestem zadowolony, ale mam jutro kilka ważnych spotkać, do których muszę się przygotować.
        Stłamsiła w sobie rozgoryczenia, które boleśnie rozlało się po jej ciele niczym trucizna, która niszczy wszystko, co dobre. Przylgnęła do niego, wtulając się w niego mocno, tak bardzo nie chcąc tego rozstania. Pożegnania z Mike’m zawsze przychodził jej z trudem, nawet wcześniej, była świadoma, tego, że teraz będzie jej jeszcze trudniej. Jednak nie miała wyboru.
        — Wiem — westchnęła cicho — Znam doskonale twoja pracę — dodała, wyswobadzając się w jego objęć, spoglądając na niego po raz ostatni.
        — Obiecuje, że spędzimy weekend razem.
    — Nigdy nie składaj obietnic, które nie będziesz w stanie spełnić — przypomniała mu jego własne słowa, które kiedyś do niej kierował.
        — To nie było obietnica piękna, tylko fakt, który się wydarzy — odparł, po czym skradł jej ostatni pocałunek.
      — Mam teraz odpowiedzieć „trzymam cię za słowo” — odparła z rozbawianiem.
        — Nie — jego ton nagle spoważniał, a jej nagle dobry humor nagle uleciał.
        Spojrzała na niego pełna obaw, które wcale nie były takie miłe, patrzyła w osłupieniu jak tak dobrze znany jej blask skradło się w jego spojrzenie.
        — Wystarczy mi, że świadomość, że nigdzie nie uciekniesz.
        — Nie zrobię tego — odezwała się, widząc jego ostre, lecz pełne uczuć spojrzenie — Kocham cię i mam powód, by tu zostać.
        Nie sądziła, że pożegnanie stanie się tak trudne, a zarazem będzie pragnęła je przedłużać. Jednak musiała dać mu iść. Spoglądała przez moment, jak znika za czarną furtką, a ją ogłuszył dźwięk tętniącego życiem miasta.
        Gorycz wypełniła jej serce, gdy nacisnęła na klamkę wchodząc do środka. Przysiadła na skraju komody, opierając kolana o na udach, wpatrując się w jeden z obrazów zawieszonym na jasnej ścianie. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście! Właśnie związała się z mężczyzną, który zaledwie kilka miesięcy temu podczas świąt całkowicie skradł jej serce, pomimo swoich lęków i obaw, które w niej tkwiły czuła się cholernie szczęśliwa. Radość wypełniała ją od stóp do głów i nawet świadomość o swoim byłym partnerze nie była w stanie zniszczyć jej dobrego samopoczucia. Sunęła ze stóp jasne tenisówki, odrzucając je w kąt przedpokoju, nie dbając o ich ułożenie, skryte w otwartej szafie, z ogromnym lustrem. Spojrzała na odbicie w tafli krzywego zwierciadła. Zobaczyła w nim dziewczynę, nieco zlęknioną nastolatkę, bojąc się o jutro, jednak ogromnie radosną z myślą, że podejmie kolejna bitwę, wywoła wojnę wiedząc, że ma dla kogo wyciągnąć karabin i stanąć w okopach swoich problemów i stawić im czoło, a przede wszystkim, zadać mu cierpienie, sprawić by to on był ofiarą, a ona tą, która zadaje ból.
        Wyciągnęła wibrujący telefon, który skryła w sukience. Spojrzała na ekran, który mienił się jasnym światłem, wyświetlając wiadomość. Przesunęła palcem po hartowanym szkle, by odczytać jej treść. Przebiegła szybko spojrzeniem po ekranie telefonu, niepewne tej informacji, jednak kącik jej ust drgnął do góry, gdy czytała ze skupieniem kolejne słowa, jej prywatnej rozmowy z przyjacielem. Znajomym, o którym nikt nie wiedział! Odpisała mu szybko, ponosząc się z szafki. Schodząc do salonu, dostała kolejne powiadomienie, jednak tym razem nie odczytała jej od razu, nie chcąc obudzić domowych pupili. Przeszła przez próg kuchni, zgarniając z talerzyka wcześniej zrobione babeczki z drobinkami czekolady, którymi uwielbiał zajadać się jej brat. Wyciągnęła z wnętrza lodówki lemoniadę. Odnalazła w szafce wysoką szklankę nalewając przezroczystej substancji do środka. Upiła nieco kwaskowatą wodę, przechodząc ponownie przez pokój dzienny, zerknęła na drzemiącą na leżance Junkę, która odwróciła się na drugi bok, śniąc dalej.
        Wspięła się po oświetlonych schodach, przechodząc przez korytarz. Otworzyła ramieniem jasne drewno skrzydła, wypisując z małym trudem literki na dotykowej klawiaturze. Oświetlone maleńki lampkami pokój, pozostawiał w niesamowitej atmosferze. Cudem dotarła do jednego z worków sako, nie potykając się między czasie pisania wiadomości. Odstawiła szklankę z wodą na blat stolika i bez trudny dokończyła treść swojej wypowiedzi. Odłożyła telefon po czym zakopała się w pufie, przymykając oczy. Nie była świadoma tego, jak król snów zabrał ją do własnej krainy a na jej wyświetlaczu pojawiała się krótka wiadomość od Michaela. 



No comments:

Post a Comment