Monday, July 27, 2020

II 01 — OPUŚCIŁA NAS, ŻYCIE STRACIŁO SWÓJ BLASK

        Wygładziła nerwowym ruchem dłoni, materiał jasno perłowej sukienki, która otulała jej nieco opalone ramiona. Spojrzała z lękiem na ciemne dębowe drzwi, które napawały ją strachem i niepokojem. Czemu czuła stres, stojąc na wejściu mieszkania, które pozwolono nazywać jej domem? Serce drżało z niepewności, w jej piersi a wątpliwości ogarnęły jej ciałem, gdy wyciągnęła dłoń, by zastukać do drewnianego skrzydła. Zatrzymała się, zwieszając delikatnie głowę. 
        Wciąż się zastanawiała czy podjęła słuszną decyzję. Dobrze pamiętała dzień, gdy ruszyła w drogę, a jej jedynym celem była zmiana otoczenia. Spojrzenie na swoje życie w inny sposób, jednak podświadomie chciała wolności. Zostawić to życie w spokoju. Zachować się jak najgorszego sortu tchórzliwy żołnierz, który w obliczu wojny ucieka z pola bitwy, kryjąc się w jakiś okopach, by tylko przetrwać nalot wrogich wojsk. Ponoć zyskała odwagę, która została jej skradziona. To, czemu pozostawiła wszystko za sobą, szczęście rodzinne, ukochanego brata, przyjaciół, którzy tak wiele dla niej znaczyli, a przede wszystkim jego. Obiecała mu, że zawsze przy nim będzie, a tymczasem go porzuciła! Dała się ponieś jednemu z wrogów, swojej przeszłości. Zrobiła dokładnie to, czego pragnął. Odsunęła od siebie osobę, którą naprawdę pokochała. Przymknęła delikatnie powieki, czując palące łzy w kącikach jej jasnego spojrzenia. 
        Ostatni miesiąc był dla niej istnym horrorem, w którym walczyła z poczuciem winy, które owładnęło jej ciałem. W najgorszych sennych marach widziała przepełnione miłością i zrozumieniem oczy koloru gorzkiej czekolady. Spoglądała na jego zadowolenie i radość za każdym razem, gdy mógł z nią być. Mogła go dostrzec, jednak nie mogła go dotknąć. Z jej własnej głupoty odrzuciła mężczyznę, któremu podarowała część własnej duszy, wręczyła w jego ręce swoje własne serce, gdy tamtej pamiętnej nocy wyruszyła na południe stanów, by jak mniemała, że poczuje się odrobinę lepiej. Myliła się! Pierwszego wieczoru siedziała w jakimś starym forcie otumaniona dziwnym paraliżem. Nie mogła się ruszyć, dosłownie nie mogła oddychać. Czuła jak w jednej chwili ucieka z niej życie. Leżała na wskroś na zimnym betonie otępiała przez ból, a gwałtowny szloch roznosił się echem po kamiennych pomieszczeniach nieużywanych budynków. Wyrzucała sobie, że musiała go tak potraktować. Karciła się w myślach, że zdołała się zdominować przez swojego byłego partnera, który jedyne czego pragnął to zobaczyć jej przykry koniec. Podała mu się wtedy jak na tacy. Nie wzięła pod uwagę, tego ile wsparcia ma wokół siebie. Nie dostrzegła tego lub po prostu była ślepa. Lata spędzone w samotności, skutecznie nie pozwalały jej się otworzyć na tych, którzy naprawdę pragnęli jej pomóc. Ile razy słyszała od Chestera, próśb by mu wszystko powiedziała, żeby mu zaufała. Chciał rozwiązać jej problemy, jednak była zbyt dumna, by o to poprosić. Za każdym razem, gdy paraliżowała ją myśl, by pójść do niego i wyjaśnić wszystko, sama się karciła, mówiąc, że jeśli wcześniej sobie poradziła, tym razem też to zrobi. Jednak się myliła, widząc jak, oddala się od tych, na których jej zależało. Byli dla niej. A przede wszystkim nie pragnęli jej zguby. Czemu podjęła taką decyzję? Nie rozumiała wtedy odpowiedzi. Sądziła, że jeśli zniknie z ich życia, nic im się nie stanie. Jednak to ona ucierpiała najbardziej, wałęsając się przez trzydzieści dni samotnie po Kalifornii bez celu w swoim życiu. Gdy zamieszkała w mieście aniołów otworzyło się przed nią wiele perspektyw, jednak demon jej przeszłości dał o sobie znać, wmawiając jej skutecznie, żeby nawet się nie łudziła, że nie zdoła nic ugrać w swojej marnej egzystencji. Będzie jedynie marionetką w rękach okrutnego losu. 
        Zrozumiała to dopiero teraz, gdy ponownie wróciła do metropolii pragnąc, naprawić błędy ostatniego miesiąca, a zarazem zmierzyć się ze swoją przeszłością. Nie mogła pozwolić, by to Clark znowu zaczął nią kierować. Dopiero po trzech tygodniach przyjęła ponownie na swoje barki prawdę o swojej byłej sympatii. Wszystko, co robił, było celowym zagraniem, by podjęła korki takie, a nie inne. Zamiast zaufać bratu i przyjacielowi, ona ponownie poszła w ślepe ramiona Kenta, by dać się omotać. Dobrze wiedziała jak ten chłopak, ma na nią toksyczny wpływ, a jednak podjęła ryzyko, którego nigdy nie powinna nawet brać do swoich rąk. 
        W końcu przyszedł czas by zmierzyć się z prawdą i koszmarami, które od wielu tygodni ją bezustannie niszczą. Ponownie pozwolić sobie na wiarę, że wszystko może jeszcze odkręcić. Żyła przez te miesiące w przekonaniu, że jest ponownie tą dawną sobą, nie docierało do niej, że z odzyskaniem brata, do jej życia zawitała długo niewidziana radość. 
        Podniosła wzrok, wpatrując się w mały witraż. Naszły ją wątpliwości, jak Chester przyjmie jej powrót. Nie było jej tu od dłuższego czasu. Nie wiedziała jak się zachować czy co mu powiedzieć. Była gotowa przyznać się i wyznać prawdę, z którą się męczy od przeszło osiemnastu lat. Jednak czy miała na tyle odwagi, by porzucić swoje wątpliwości i powiedzieć, że ich potrzebuje? Musiała jednak to zrobić. Męczy się z tym od chwil, gdy była dzieckiem, cała jej przeszłość była dla niej ogromnym ciężarem, z którego pragnęła się uwolnić. Zrzucić ze swoich barków ten głaz, który jest zmuszona nosić przez tak wiele lat. 
        Nie mogła się wycofać, nie teraz! 
        Zacisnęła dłoń w pięść, ponosząc ją na wysokość drzwi. Zastukała cicho, z drącym w piersi sercem, wsłuchała się w odgłosy po drugiej stronie drewnianych skrzydeł. Nawet tutaj poznała te charakterystyczne kroki. Kącik jej ust drgnął w górę, jednak przyjęła ponownie poważny wyraz twarzy, gdy usłyszała dźwięk przekręcającego się klucza w zamku. Odetchnęła głęboko, gdy słyszała ciche skrzypienie drzwi. 
        Mężczyzna stanął oniemiały, widziała blask niedowierzania, który czaił się w jego ciemnym spojrzeniu. Ze smutkiem spoglądała jak w zaledwie miesiąc z pełnego wigoru i życia muzyka, którego znała, stanął przed nią zmęczony życiem piosenkarz. Cera, która i tak była blada poszarzała jeszcze bardziej. Miała wrażenie, że jego kolorowe tatuaże nieco pobladły, co wydawało jej się naprawdę zaskakujące. Wyglądał okropnie i nie mogła tego ukryć, że czuła, że to była jej wina. 
        Zanim jednak mogła cokolwiek powiedzieć czy odezwać się, wytłumaczyć się ze swojej długiej nieobecności błysk, który zaginął w jego brązowych oczach, zaświecił się żywym kolorem, a przez cień zmartwienia w jego głosie przedarła się czysta ulga. 
        — Julia?!
        Nie pozwolił jej wykonać nawet kroku, gdy znalazła się w jego pełnym czułości i tęsknoty uścisku. Cichy pomruk zadowolenia opuścił jej usta, gdy wtuliła policzek w jego obojczyk, wyrzucając sobie własną głupotę, że go zostawiła. Nie chciała nawet się odsuwać. Stali tak na środku podjazdu, widząc się po miesiącu nieobecności, jednak tym razem nie mając ze sobą żadnego kontaktu. Kto by pomyślał, że znajdzie w życiu osobę, do której będzie pragnęła z całych sił powrócić, na nowo ją uszczęśliwić nawet, teraz gdy sama nie czuła się zbyt dobrze. 
        Minęły długie minuty, zanim Chester dał jej szansę, by mogła zaczerpnąć świeżego powietrza. Odsunął ją nieznacznie od siebie, spoglądając w jej lekko przekrwione oczy. Nie sypiała przez ostatnie noce. Spacerowała po mieście, wciąż zastanawiając się, czy powinna wrócić. Miała nadzieje, że nie pożałuje swojej decyzji, którą podjęła. Nie miała nawet siły dalej zastanawiać się nad swoim nie najlepszym stanem fizycznym, od momentu, gdy jej życie legło w gruzach, a ona szwendała się czy to po jej rodzinnym mieście, czy mieście aniołów przestała wtedy dbać o siebie. Dopiero dziś zdecydowała się jakoś ogarnąć. Był to dla niej trudny czas. Momenty, których zaczęła żałować. 
        — Bardzo jesteś na mnie zły? — zapytała cicho.
        Stanęła przed nim niepewnie, gdy skrzyżował dłonie na torsie. Nie odezwał się, co jeszcze bardziej ją zaniepokoiło. Nagle dobiegło ją znajome szczekanie. Wiodła spojrzeniem, widząc wybiegającą przez otwarte drzwi Junke, a tuż za nią Anikę. Psiaki podbiegły do niej, wyraźnie uszczęśliwione. Schyliła się, biorą swoją małą przyjaciółkę na ręce. Drapiąc za uchem zadowoloną suczkę golden retriwera, która niczym pies stróżujący, przysiadła na tylnych łapach, niemal czuła sierść psa, która łaskotała jej osłonięte nogi. 
        — Wejdź do środka — westchnął jedynie, przepuszczając ją w drzwiach.                Niepewnym krokiem, przeszła przez próg apartamentu. Nie trudziła się ze zdjęciem swoich wygodnych sandałków. Ciche postukiwania jej pantofelków odbijało się w martwych ścianach wilii. Przeszła przez korytarz, schodząc po pojedynczym stopniu, wchodząc do oświetlonego jasnym blaskiem słońca salonu. Zadowolony maltańczyk wtulił się w jej pierś, gdy przytuliła ją bardziej do siebie, stawiając kolejne kroki pełne wątpliwości. Nie mogła się już zachowywać jak tchórz. Obiecała sobie, że skończy ze strachem! 
        Przysiadła na skraju kanapy, rozglądając się uważnie po pokoju dziennym. Nie zmieniło się tutaj absolutnie nic od przeszło czterech tygodni jej nieobecności. Ułożyła sobie wygodnie Junkę na kolanach, która zaczęła lizać ją po ręce, by zwrócić na siebie uwagę. Zaśmiała się cicho, po raz pierwszy od kilku tygodniu, delikatnie przeczesując jasne włosy suczki. Anika, która do tej pory dreptała jej po nogach, wskoczyła na sofę, wtulając swoją głowę w jej bok. Jej również brakowało właścicielki, z którą tak kochała się bawić.
        — Możesz mi powiedzieć, gdzie byłaś przez niemal miesiąc nieobecności? — w salonie pojawił się Chester, trzymając w dłoni kubki z gorącą herbatą. 
        Ułożył oba naczynia na przeszklonym blacie stolika kawowego, spoglądając na nastolatkę, przytuloną do ich domowych pupili. Rozsiadł się w jednym z foteli, by móc na nią spojrzeć. Widział jak, cicho wzdycha. Uchwyciła w dłonie jasne naczynie. Upijając łyk aromatycznej czarnej substancji, którą tak kochała, odstawiając ją ponownie na stolik. 
        — Tak — powiedziała, a on wyczuł w jej głosie lekką niepewność — Byłam w Phoenix. 
        — Co? — zdumiał się muzyk. 
        Dobrze pamiętał, z jaką pogardą wyrażała się osiemnastolatka o swoim rodzinnym mieście. Niemal pluła kwasem na samą myśl, że mogła, tam powróć, a teraz słyszy, że dobrowolnie znalazła się znowu w mieście, do którego czuła odrazę. Wstręt, którego nie potrafiła nawet tuszować. 
        — W takim razie czemu nie odbierałaś telefonu? Nie wzięłaś nic ze sobą oprócz niego. Julio, nie rozumiem, czemu tak postąpiłaś. 
        Dziewczyna podniosła na niego wzrok. Doskonale zdawała sobie sprawę, że będzie ją pytać o takie błahostki, które wydawały się niczym obliczu ostatnich wydarzeń. Jednak nawet najdrobniejszy problem, stanowi przepustkę do życia pełnego chaosu. 
        — Wyrzuciłam go — wyjaśniła. 
        Pomimo że czuła wstyd do siebie, za jej karygodne zachowanie, nie miała odwagi, spuścić wzroku. Patrzyła w jego oczy, próbując doszukać się jakiś negatywnych emocji, jednak wszystko, co widziała, to ulgę i wiarę. Nadzieje, że nie zrobi tego ponownie.
        — Chester, to była spontaniczna decyzja okrzesana moją największą głupotą.         Podjęłam działania, które nigdy nie miały mieć miejsca, a jednak sama się na to zdecydowałam. Przepraszam. 
        — Czemu w takim razie, uciekłaś, zamiast mi powiedzieć, co cię gnębi — zapytał cicho z delikatnym westchnieniem. 
        — Byłam głupia! Pokierowałam się instynktem, zamiast słuchać zdrowego rozsądku. Pozwoliłam, by mój były nieświadomie mną pokierował. Znowu dałam mu się zwieść jak czternastolatka, którą owinął sobie wokół palca. 
        Odłożył kubek dopiero co napoczętej herbaty, podniósł się z jasnego mebla, po czym podszedł do niej, siadając na skraju sofy. Ujął delikatnie jej dłonie w ciepłym uścisku. Wiedział, że tym razem nie ugnie się i zrobi wszystko by doprowadzić sprawę do końca. Musiał znać jej przeszłość, jeśli sytuacja miała się powtórzyć, gdy bezradnie mógł spoglądać jak jego siostra, coraz bardziej niknie. Nie pozwoli jej po raz drugi uciec, pozostawiając w jej życiu pustkę. 
        — Siostrzyczko, każdemu zdarzają się pomyłki, jest to ludzka cecha. Nikt nie jest perfekcyjny. Wyciągnięty z płótna obrazu malarskiego. Każdy ma wady i zalety. Zawsze jest coś, czego się boimy, ale równocześnie mamy w sobie odwagę, by w odpowiednim momencie powiedzieć naszemu lękowi stanowcze nie. Wyzbyć się wszystko, co nas trapi i wciąż nas niepokoi. Najważniejsze, czy ty jesteś na to gotowa — mówił spokojnie, gdy widział jej spojrzenie pełne nieokreślonego uczucia. 
        — Jedyne czego pragnę, by ktoś pomógł mi się uporać z przeszłością. Zgrywam dziewczynę, której nic nie może zaszkodzić, a jednak boje się każdego wieczoru, bo nie wiem, co on mi przyniesie ból czy ulgę. To mnie dołuje. Dlatego wolałam uciec niż stawić temu czoło — jej głos zadrżał od emocji. 
        Potok ponurych myśli przebiegł przez jej umysł, a ona znowu poczuła się jak mała dziewczynka, która jedynie, o czym marzyła to skryć się w bezpiecznych ramionach mamy, której nie miała. Tak bardzo pragnęła, by jej rodzice byli przy niej, gdy leżała skulona pod cienkim kocykiem w czarną mroźną noc. Potrzebowała ciepła, bliskości osób, w których powinna mieć oparcie, a jednak oni ją porzucili. Zostawili na pastwę okrutnego losu. 
        Była teraz dorosłą osobą, która miała za sobą ciężar przeszłości, trudnych decyzji, które musiała szybko podejmować, przez co musiała nauczyć się już w młodzieńczych latach odpowiedzialności i niezależności. Z zazdrością spoglądała na swoich nieświadomych prawdziwego życia rówieśników, którzy dorastali pod skrzydłami swoich rodziców. Ona została tego pozbawiona, a jednak chciała wyjść na osobę poważną i godną zaufania, lecz to ona nie potrafiła sobie ufać. 
        — Maleńka. 
        Delikatny uśmiech rozjaśnił jej usta, gdy usłyszała padający z jego ust swój pseudonim, za którym tak jej brakowało. 
        — Podjąłem walkę o ciebie, bo cię kocham. Nawet, wtedy gdy spotkałem skrzywdzoną przez los siedemnastolatkę, która wolała mnie uderzyć, niż uwierzyć w ten stek bzdur, a jednak nie żałuje żadnego miesiąca spędzonego z tobą. Poza mamą jesteś mi również droga — radość zagościła na jej ustach, gdy przyłożył delikatnie dłoń do jej policzka. 
        Przymknęła delikatnie powieki, pozwalając sobie bardziej wtulić się w nią, co niezmiernie ich zadowoliło. Wystarczył tak krótki czas, by rodzeństwo zatęskniło za sobą, gdy ich więzy braterskie ponownie się przetarły. Tym razem, jednak oboje byli gotowi na zmierzenie się z rzeczywistością i pokonania tego, co im przyniesie los. 
        — Nigdy ci tego nie powiedziałam — odezwała się łamiącym głosem — Nie podziękowałam ci, że dałeś mi dom. Zyskałam dzięki tobie życie, które sądziłam, że już dawno zostało utracone, ty pozwoliłeś mieć mi nadzieje, że moje życie się zmieni. Dziękuje — pojedyncza kropla łzy spłynęła z jej błękitnych oczu — Kocham cię. 
        Spojrzał na nią z uczuciem, gdy kącik jego ust uniósł się ku górze. Otulił ją swoimi ramionami, przyciągając ją do siebie. Nie opierała się, pozwoliła sobie oprzeć czoło na jego barku, wzdychając głęboko. Poczuła, że po raz pierwszy od dłuższego czasu jest naprawdę szczęśliwa. 
        Nie potrzebowali niczego więcej. Więzy, które ich połączyły, stanął się jeszcze silniejsze. Rodzeństwo, które niegdyś rozłączone przez surowego ojca, zyska dawno utraconą wiarę w rodziną miłość. Czas jest niebywale ważny. Nawet ich rozłąka sprawiała, że ich serca krwawiły z tęsknoty. Pomimo swoich małych konfliktów, bezgranicznie sobie ufali. Wiedzieli, że dopóki są razem, będą bezpiecznie pod czujnym spojrzeniem swojej matki, która nad nimi czuwała. Pomimo że wciąż żywiła do niej urazę za oddanie jej do sierocińca, pojęła jej strach, gdy mąż zagroził jej odebraniem drugiego dziecka. Dostrzegła subtelne podobieństwo. Obie były zdolne zrobić wszystko, co w ich mocy, by ochronić swoich najbliższych, nawet jeśli kosztem podjętych przez nich działań, stanie się ich samotność oraz rozgoryczenie, które tliło się w ich sercach. Sara, by uchronić Chestera, poświęciła swoją nowo narodzoną córkę, którą oddawała z głębokimi ranami na psychice. 
        Świadomość, że nie mogła spojrzeć na jej pierwszy uśmiech, krok czy wypowiedziane przez nią słowo, sprawiało, że czuła owładniający ją smutek. Ona, by zapewnić bezpieczeństwo bratu, przez swoim niebezpiecznym byłym chłopakiem wolała odejść niż skazać go na cierpienie. Jednak przyczyniła się do jego bólu, gdy rozdzieliła ich wspólną drogę. Na samą myśl czuła palące uczucie w miejscu, gdzie biło jej serce. Poświęcenia są wpisane w nasz życiorys, ale czy będziemy zdolni je dostrzec i im się poświęcić. Ona była na to gotowa. Robiła to od najmłodszych lat, rozumiała, jakie mogą potem być tego konsekwencje i z całą świadomością była gotowa im sprostać. 
        — Chciałam wszystko naprawić. Odbudować wszystko, co zniszczyłam — powiedziała słabym głosem. 
        Czas, który spędziła w samotności, nieco pozwolił jej spojrzeć na ostatnie wydarzenia, nie będąc ich bezpośrednim światkiem. Chociaż była osobą, którą brała w nich udział, teraz gdy mogła spokojnie to przemyśleć, nie czując presji otaczającego ją świata. Uznała, że jej zachowanie było naprawdę godne pożałowania i choć uważała to za rozsądne rozwiązanie, myliła się. Mogła jedynie karcić się za swoje karygodne zachowanie. Nie cofnie jednak czasu, ale jeśli będzie miała tę sposobność, że otrzyma drugą szansę. Nie sprawi sobie przykrości, brnąc w drogę, które nie miała rozwiązania. 
        — Zawsze będziesz mieć tę szansę — odezwał się mężczyzna. 
        Bezpośrednio po ich rozmowie, muzyk wygonił ją do siebie, by mogła się nieco odświeżyć i odespać ostatnie noce. Uważała jednak, że nie zdoła odpocząć, było coś, co ją męczyło i nawet rozmowa z Chester’m nie pozwoliła jej zakryć tej pustki w sercu. Wspięła się po jasnych stopniach apartamentu. Weszła na tak znany przedpokój, udekorowany kilkoma obrazami. Westchnęła cicho, naciskając na klamkę dębowy drzwi. Rozejrzała się z uwagą, śledząc każdy jej szczegół czy element nawet najdrobniejszą dekorację. Delikatny uśmiech rozjaśnił jej bladą z wyczerpania twarz, stęskniona za tymi błękitnymi ścianami pokryte pejzażami czy rozwieszonymi zdjęciami swoich przyjaciół oraz rodziny. Wszystko pozostało na miejscu w dzień, gdy opuściła Los Angeles. 
        Spoglądała jak zadowolony maltańczyk, wdrapuje się na brzeg miękkiego materaca. Rozbawiła ją nieco, jej nieporadność. Przyłożyła dłoń do ust, tłumiąc narastający śmiech. Suczka po krótkiej wspinaczce rozłożyła się na ciemnej pościeli, wyraźnie zadowolona i dumna z siebie. Spuściła wzrok, podchodząc do biurka, gdzie na ciemnej desce, porzuciła swojego tableta. Odwróciła obrotowe krzesło, siadając na skórzanym odbiciu mebla. Przejechała dłonią po hartowanym szkle, włączając urządzenie. Nie zdziwiło ją ilość wiadomości z portali społecznościowych czy prywatnych rozmów, których nie odbierała. Weszła do wiadomości osobistych dostrzegając mnóstwo wiadomości od swoich przyjaciół i znajomych, jednak najbardziej wprawiło ją w osłupienie jej prywatna rozmowa z Michael’m, dostrzegając jedynie dwa przysłane teksty. Pragnęła to sprawdzić, jednak zatrzymała się, gdy chciała wejść do ich dyskusji, którą prowadzili. Skarciła się za swoje wahanie, po czym prześledziła tekst wzrokiem. 
        Zacisnęła palce na krawędzi urządzenia, czując piekące łzy, które pragnęły wyswobodzić się z jej lekko przymkniętych powiek. Musiała wszystko zaprzepaścić w momencie, gdy życie zaczęło się jej układać. A teraz mogła spoglądać jak wszystko, co budowała, rozpada się na jej oczach. Nie chciała go tracić, tak bardzo nie pragnęła tego, a jednak, zamiast odsunąć swoją przeszłość na bok, ona wręcz się w niej brnęła, pławiła się w niej, uważając, że to jest najrozsądniejsze rozwiązanie, jakie mogła uczynić. Czy znowu musiała doznać szoku, by zrozumieć, że żyjąc dawnymi wspomnieniami, nie będzie umiała zbudować trwałego związku? 
       Odłożyła narzędzie elektroniczne na blat biurka, spoglądając z roztargnieniem na zegarek, na jednej z szafeczek nocny. Cyfrowe liczby, wskazywały kilka minut przed osiemnastą. Nie miało już sensu, nigdzie wychodzi, ona również sama nie miała ochoty nigdzie się wybierać. Potrzebowała odpoczynku i pomimo że pragnęła się z nim spotkać, musiała to odłożyć na później. Oparła się o oparcie fotela, rozmyślając jak, jej życie ostatnio było niestabilne. Zamiast pokierować się swoim sercem, uczuciami, które prowadziły ją do prawdy, ona postąpiła zupełnie inaczej. Podniosła się z fotela, odsuwając go na bok. Przeszła przez pokój, znikając w garderobie. Wyjęła z jednej z szuflad swoją ulubioną satynową koszulę nocną oraz dopasowaną do niego narzutkę, otworzyła szerzej drzwi, stawiając ostrożnie każdy krok, jakby bojąc się, że ktoś kryje się za jej plecami. Westchnęła cicho, gdy dostrzegła drzemiącą na miękkiej pościeli Junkę. 
        Zniknęła za drzwiami łazienki. Chwyciła między palce ramiączko swojej jasnej kreacji, suwając ją nieznacznie po skórze, chłodne dreszcze przebiegły przez jej ciało, gdy sukienka upadła u jej stóp, pozostając w bieliźnie. Chwyciła skraj czarnego szlafroku, narzucając sobie go na ramiona. Przysiadła na skraju dużej wanny, sięgając po jeden z uchwytów. Szum wody wypełnił pomieszczenie, co niezmiernie ją zadowoliło. Sunęła palcami po tafli ciepłej wody, na której z czasem pojawiała się gęsta piana. Zanurzyła się w gorącej kąpieli, gdy porzuciła satynę na krawędzi ogromnej umywalki. Przyłożyła nieco obolałą głowę na czarnym oparciu, wdychając subtelny zapach kwiatów wiśni, który unosił się w powietrzu. 
        Dała się, ponieś rozkoszy kąpieli, wiodąc spojrzeniem, przymknęła delikatnie powieki, zagłębiając się w swoje rozmyślenia. Nie była świadoma, gdy skradł się za nią król snów, chcąc zabrać ją do swojej własnej krainy, by mogła napawać się wspomnieniami czy marzeniami swojej własnej duszy. Zapadła w lekką drzemkę. 
        — Młoda, obudź się! 
        Słyszała naglący głos, który wywiercał jej boleśnie dziurę w umyśle. Poderwała się gwałtownie, gdy dobiegł do niej lekko przestraszony głos brata. Pisnęła przestraszona, zanurzając się głębiej pod wodę, tląca się na powierzchni piana, która traciła swoją sprężystość, powoli zanikała, a temperatura wyraźnie spadła, jednak wcale jej to nie przeszkadzało. Spojrzała karcąco na siedzącego na krawędzi wanny mężczyznę. 
        — Możesz mi wyjaśnić, co tu robisz? 
        — Od godziny siedzisz w tej kąpieli, już myślałem, że coś ci się stało. 
        — Jak widzisz, nic mi nie jest, a teraz się wynoś! — rzuciła ostro, mierząc go spojrzeniem swoich jasnych tęczówek. 
        Nie odpowiedział na jej zaczepkę, słuchając jej prośby, wyprostował się, po czym zniknął za drzwiami, krzycząc, by nie siedziała dłużej. Mruknęła cicho, a kilka złośliwych epitetów opuściła jej usta, gdy sięgnęła po miękki ręcznik, otulając się nim. Stanęła przed lustrem, osuszając nadmiar wody ze swoich ciemnych włosów, które powróciły do swojego naturalnego odcieniu i blasku. Uwielbiała zmieniać barwy swoich fryzur, co było do niej niepodobne. Wcześniej uważała, że to zbytnie szaleństwo, jednak teraz lubiła raz na jakiś czas zafarbować swoje włosy. Wolnym ruchem dłoni przeczesała je, by móc je zaplątać w długi warkocz. Przyłożyła miękki materiał do końcówek, z których skapywały pojedyncze kropelki, by mógł je ostatecznie wchłonąć. Spojrzała przez ramię, szukając pozostawionej na półce piżamy. Nasunęła ją na siebie, okrywając swoje odsłonięte ramiona delikatną satyną. Poprawiła przekrzywiony kucyk, który opadł na jej ramię. 
        — Zamierzasz porozmawiać ze znajomymi? — spytał Chester, gdy zeszła do salonu. 
        — Nie mam wyboru. Zanim jednak to zrobię, muszę naprawić coś, co zburzyłam, zanim odeszłam. 
        Gorycz wypełniła jej wiotkie ciało, gdy zalała ją fala wspomnień tamtego feralnego wieczoru. Miała wtedy nadzieje, wiarę, że w końcu będzie mogła być szczęśliwa w związku z osobą, którą kochała. Niestety splot wcześniejszych wydarzeń, zmusił ją, by odtrąciła mężczyznę, na którym jej najbardziej zależało. Była gotowa zrobić dla niego wszystko, jednak życie nie pokazało jej, co znaczy prawdziwy ból miłości. Nie uświadomił jej jak bardzo jej i tak poranione serce, stanie się martwe. Gdy mogła jedynie patrzeć, jak w tym ciemnym spojrzeniu, zbiera się smutne rozczarowanie i zawód, o którym nie była w stanie zapomnieć. Nie umiała wymazać tego z pamięci, chociaż usilnie tego chciała. Nie zrobi tego, będzie czuć palące ją wyrzuty, do chwili, gdy nie zdecyduje się, by z nim porozmawiać i powiedzieć, czemu nie dała mu szansy. Nadziei, że mogą być razem. Czy teraz była do tego zdolna? Wciąż zadawała sobie to pytanie. Wiedziała jedynie, że jeśli tego nie uczyni, może go stracić, a tego bała się najbardziej. Nie mogła pozwolić mu odejść. 
        Nie chciała tracić swojej miłości! 
        — Chodzi o Mike’a prawda? — głos muzyka wyrwał ją z zadumy. 
        Poderwała głowę, spoglądając na niego z lekkim zaskoczeniem. Zaśmiał się jedynie, czując jej lekko zdziwione spojrzenie. Odstawił na blat książkę, którą do tej pory czytał, po czym oparł dłonie na kolanach. 
        — Skąd wiesz? — wyjąkała słabo — Czemu przyszło ci na myśl, że chodzi o niego — poprawiła się, przekonana, że nikt nie zauważył, co tak naprawdę kryje jej serce. 
        — Julio to widać! 
        Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się spod lekko przymrużonych powiek. 
        — Nie oszukujmy się. Od momentu, gdy wróciłem z trasy, uważnie was obserwowałem. Widziałem jak, wasza więź staje się bliższa. Miałaś z nim lepszy kontakt niż z resztą grupy. Nawet wtedy podczas naszej małej rozgrywki, nie wyglądałaś, jakbyś była niezadowolona z tego pocałunku. 
        Spuściła głowę, gdy delikatny rumieniec okrył jej policzki. 
        — Kwestia następnych miesięcy to była czysta formalność. Nie będę cię okłamywał stwierdzeniami, że niczego nie widziałem, bo bym skłamał. Pomimo tego, co się stało, ty go kochasz. 
        — Tak — przyznała cicho — Ale teraz wszystko zniszczyłam! 
        — Podjęłaś decyzje, którą uznałaś za najbardziej rozsądną. 
        — Ale — nie wiedziała jak dobrać w słowa, to co chciała powiedzieć, otworzyła usta, by cokolwiek powiedzieć, jednak się zawahała. Wątpliwości, które zaprzątały jej umysłem, ponownie dały o sobie znać — Co jeśli mi się nie uda? Co mam zrobić skoro uważa mnie teraz za tchórza! 
        — Julio — przerwał jej stanowczo — Nie rozmyślaj, co by było, gdyby. Tylko o niego zawalcz — widział jak dziewczyna, chce się sprzeciwić — On wciąż ma nadzieje, że wrócisz. Zrobiłaś jednej krok, podejmij kolejny. Chcesz niszczyć swoją miłość przez jakiegoś frajera, który chce zniszczyć ci życie? 
        — Nie, ale… 
        — Przestań się bać i daj sobie szans! 
        Słowa Chestera niezwykle ją dotknęły. Miał rację, jeśli postanowiła ponownie wrócić do ich życia i zmierzyć się z okrutną rzeczywistością, powinna zrobić wszystko by uratować swoje obolałe od miłości serce. Świadomość, że mogła być szczęśliwa, sprawiało ją w zadowolenie, jednak z drugiej strony, strach wciąż w niej tkwił. Obawiała się tego, że gdy jakimś cudem jej związek z Mike’m dojdzie do skutku, jej były parter znowu skutecznie zatruje życie jej wybranka, zmuszając go do odwrotu i zrezygnowania z niej. Tym razem jednak powiedzieć temu niepokojowi stanowcze nie. 
        Pragnęła tej miłości, jak powietrza, nie mogła dać się znów kierować. Powinna już dawno przejrzeć na oczu, jednak lęk ją otumanił. 
        Przyjdzie czas, w którym zbuduje most, by dostrzec, do którego tego kochała. 











No comments:

Post a Comment