Saturday, September 24, 2022

III 01 — JESSIENE ZŁOTO

         — Nie! — wychrypiała słabo.
    Nałożyła na swoją obolałą głowę, poduszkę, na której dosłownie przed sekundą trzymała swoją dłoń, gdy poprzez głuchą ciszę jej sypialni poniosło się echo spokojnej melodii, tej samej, która budziła ją każdego pracowitego dla niej poranka, ten sam znany rytm, który nawoływał ją do wstania i zmierzenie się z zadaniami, które były zaplanowane w jej elektronicznym dzienniku, który zawsze jej przypominał o spotkaniach, treningach, kursach czy jak o świcie tego zbliżającego się dnia przypomniał jej smutno, że wraz z dzisiejszym dniem rozpoczęła swój kolejny rok na studiach. Mogło wydawać się to nie wiarygodne, że zaczynała już trzeci rok, a mogła śmiało rzecz, że zaledwie przed kilkoma dniami zaczynała swój pierwszy rok na kierunku, o którym marzyła. Pracowała ciężko by dostać na wymarzoną uczelnię, a teraz zacznie się dla niej semestr, w którym czeka ją pisanie pracy licencjackiej.
Powinna wstać pewni radości, że wreszcie wraca do uniwersyteckiego zgiełku. Rutyny siedzenia po nocach, by zakuć do zbliżających się egzaminów czy popadanie w istną rozpacz gdy nieubłaganie zbliżał się okres sesji, czy zdawania zbliżającego się kolokwium. Jednak to był sarkazm, studia miały swoje ogromne zalety, ale również minusy, o których się przekonała już podczas pierwszych miesięcy nauki, a jedną z wad były egzaminy, które doprowadzały ją niemal do skrajnego wycieńczenia psychicznego, ale i fizycznego zmęczenia. Koniec tygodnia oznaczał dla niej tylko jedno, powrót do mieszkania i położenie się spać. Nie planowała tego wieczoru, żadnych spotkań, imprez towarzyskich, treningów, ćwiczeń czy nie umawiała się z Mikiem, które w takie dni cierpiał katusze. Uwielbiał spędzać z nią każde wolne weekendy, co nie zawsze im się często udawało, gdy obowiązkowe wyjazdy nie zmuszały ich do opuszczenia miasta, oboje należeli do osób bardzo zabieganych, mogło się wydawać to wariactwem, ale pomimo wszystkich obowiązków, jakie mieli. Wykorzystywali każde chwile, by spędzić ze sobą, chociaż kilka godzin, co w przeciągu ubiegłych tygodni nie było łatwe, zważając, że w ostatnim czasie udzielała, się w większości zawodów sportowych, a gdy ona nie wyjeżdżała, jej partner miał spotkania biznesowe, wywiady czy spotkania prasowe, był w częstych rozjazdach. Powroty jednak były dla nich obojga najprzyjemniejsze, nawet jeśli musieli się dopiero w tygodniu roboczym, zawsze umieli nagrodzić sobie wzajemnie te dni nieobecności.
    Może wydawać się to dziwne, ale lubiła powracać na uczelnie, polubiła ten studencki zgiełk, czasami zbyt napięty grafik, który posiadała gdy chciała pogodzić wszystkie wykłady czy ćwiczenia na uczelni ze swoim obecnym planem, nie będąc w stanie zrezygnować z obecnych zajęć, czy porzucić swoje pasje, które lubiła rozwijać. Nie należało to do łatwych zadań, nawet jeśli nadmiar obowiązków wiązał się z brakiem snu przez kilka dni była na to gotowa, chociaż liczyła się z konsekwencjami takiego życia, jednak teraz nie odczuwała ich w znaczący sposób, była młoda, jej organizm był przyzwyczajony do takiego stylu. Czy w tym całym harmiderze odnajdywała czas dla ukochanego i przyjaciół? Mogło dziwić, ale owszem. Nigdy nie przedkładała żadnych obowiązków nad spotkania, dlatego tak bardzo w ostatnich latach ceniła sobie plan, który opracowała na początku pobytu w Los Angeles.
    Tym razem jednak nie była nawet chętna, by się podnieś, a tym bardziej pójść na zajęcia, po tym koszmarze ostatniej nocy, który musiała, znieś w samotności, nawet towarzystwo jej trojga zwierzęcych przyjaciół nie zdołało, by jej osłodzić tych kilku godzin gdy zmrok ogarnął miasto. W środku nocy zaczęła żałować, że zakazała przyjeżdżać ukochanemu, jednak posunęła się troską o jego zdrowie gdy poprzedniego poranka dostrzegła pierwsze objawy jakieś infekcji, która zaczęła ją łapać. Wszystko zaczęło się niewinnie, gdy poczuła delikatne łaskotanie w gardle. Mogła sądzić że gdy weźmie pastylkę na ból w okolicy krtani, pomoże jej zwalczyć nieprzyjemne uczucie, no właśnie, ale zbyt dobrze znała swoje ciało i wiedziała, że to początek poważnej choroby, która skończy się dla niej kilkudniową kuracją w łóżku i tym razem objawy znacznie się rozwinęły gdy poprzednim popołudniem utraciła głos, nie była w stanie wypowiedź choćby słowa, nie krztusząc się kolejnym silnym atakiem kaszlu, a jeśli była zmuszona pomówić w późnych godzinach wieczornych z klientką jej głos był na tyle słaby gdy wciąż jej gardło atakowała nieznośna chrypka, której nie była w stanie się pozbyć. Gdy niemal zaczęła dławić się własną śliczną po kolejnym duszącym ją ataku, musiała przełożyć dyskusje na kolejny termin, zdołała wysłać wiadomość z przeprosinami i nowym terminem dyskusji na temat zamówionego przez nią obrazu.
    Nie miała siły nawet się unieś gdy na oślep, sięgnęła ku stolikowi stojącego tuż przy krawędzi łóżka, nie patrzyła gdy starała się odnaleźć wciąż dzwoniącego smarthona, spokojne takty, które obecnie doprowadzały jej umysł do okrutnego bólu, który był tak nieznośny, że nie mogła go już wytrzymać. Natknęła się w końcu na znajomy chłód ekranu telefonu, pewnym ruchem chwyciła go między palce tylko po to, by położyć go na pościeli i nie spoglądając na ekran wyłączyć ten drażniący dzwonek.
    Obróciła się na bok, tylko by móc podkulić nogi bliżej swojego ciała gdy poczuła nieprzyjemne pieczenie w gardle, a męczące ją od wczorajszego wieczoru torsie ponownie dały jej o sobie znać gdy poczuła nieprzyjemne mdłości, była już na skaju wycieńczenia, mogła przymknąć oko na chorobę, która ją atakowała, bo należała do osób, które chorują niezwykle rzadko, a jeśli łapała ją jakaś infekcja, była ona na tyle silna, że dosłownie zwalała ją z nóg na kolejny tydzień, jednak mącząca ją grypa jelitowa było jedynie dosypaniem ostrej przyprawy do i tak już pikantnej potrawy, której nie było w stanie się przełknąć by nie czuć ognia w swoich ustach. Jej organizm dosłownie padł i doskonale o tym wiedziała, jednak musiała zebrać w sobie siły, by zebrać się na zajęcia i chociaż pozostanie w łóżku, było nader kuszącą propozycją, z której pragnęła skorzystać, nie chciała opuszczać wykładów w pierwszym dniu tego semestru.
    Mogła się jedynie modlić, by nie odczuwała tak silnych odruchów wymiotnych, które były największym problem, z którym musiała się dziś zmierzyć. Poradzić mogła sobie z resztą objawów nawet gorączką, która ją atakowała, jednak torsie były jednym poważnym problem. Odwrócona plecami do dębowych drzwi, nie ujrzała jak przez małą pozostawioną szparę, po nie przymknięciu ich całkowicie przemyka biała urocza kulka, o imieniu Junka, jej najwierniejsza psia przyjaciółka, która była przy niej już od prawie dwóch lat. Otrzymała ją jako małą psinkę, która powoli przy niej dorastała. Dojrzała ją niemal po niecałej minucie gdy wskoczyła na ciemną pościel, którą była okryta, by swoje kroki powiodła ku jej twarzy, szczeknęła z chwilą gdy usiadła nieopodal niej, a ona lekko podniosła dłoń, którą przyłożyła do jej główki, którą wtuliła w zziębniętą dłoń. Nigdy nie narzekała na zimno, zwłaszcza w tak słonecznym mieście Kalifornii, jednak nad ranem niemal trzęsła się z chłodu, który ją przenikał, była zdesperowana do tego stopnia, że pomimo wysokiej temperatury i braku chęci nawet do poruszenia palcem, zebrała w sobie na tyle sił, by wstać i pójść do garderoby, w której po krótkim poszukiwaniu odnalazła najcieplejszą bluzeczkę, jaką miała, jednak nie dawała jej tyle ciepła, o którym marzyła, w akcje ostatniej rozpaczy chciała zadzwonić do ukochanego i poprosić go by przywiózł jej jedną ze swoich bluz, których miał pełno, jednak zrezygnowała, nie chcąc go narażać, że i on złapie od niej to paskudztwo.
    Spoglądała na maltańczyka, który wpatrywał się w nią z czułością w swoich ciemnych oczkach, jakby doskonale pojmowała w jak kiepskim stanie zdrowia, znajduje się jej pani, pragnąć podnieś ją na duchu gdy tuliła swój łepek do jej lekko drącej z chłodu, który doprowadzał ją do drżenia. Zmrużyła oczy z chwilą gdy usłyszała pojedynczy dzwonek powiadomienia, słyszała poprzez otępiały ból ciche skomlenie psinki, która zdawała się mówić, jak bardzo jej współczuje. Tak krótka melodia, a miała wrażenie, że doprowadziła jej zmysły do szaleństwa. Gra na jej ogłupiałych zmysłach, zwaliła, by dosłownie z nóg gdyby stała na równych nogach. Sięgnęła po porzucony nad głową iPhone’a, który tkwił w stanie uśpienia, tak drobny ruch, a ona miała wrażenie, że każdy jej mięsień bolał niczym po morderczym treningu na siłowi gdy Owen i Derek zapragnęli ich trochę potorturować ćwiczeniami przy maszynach czy na podnoszeniu ogromnych ciężarów, wtedy czuła się dokładnie tak jak dziś, bolał ją dosłownie każda część ciała, do tego stopnia, że przez kilka dni nie mogła swobodnie chodzić. Rozbudziła ekran tylko po to, by, zerknąć na godzinę dochodziła siódma rano, miała niecałe pół godziny, by się zebrać i wyjechać, jednak zbyt kusiła ją chęć pozostania w łóżku i spędzenie w nim całego dnia, a gdy musiała wstać to, jedynie kiedy była do tego zmuszona lub skończyła się jej herbata. Jednak życie studenckie samo ją wzywało i mogła się z tego wymigać, nie chciała rozpocząć roku z nieobecnością.
    Przewróciła się na drugi bok, wolno zsuwając nogi na miękki dywan, jęknęła cicho z przenikliwego bólu, gdy skryła swoją obolałą głowę w swoich dłoniach, podpierając łokcie na swoich udach. Popatrzyła lekko załzawionymi oczami na stolik, na którym leżały pudełeczka z lekami przeciwbólowymi i pastylkami do ssania. Chwyciła buteleczkę z pastylkami, musiała złagodzić większość objawów choćby na te parę godzin na uniwersytecie, potem mogło ją rozłożyć całkowicie, jednak teraz musiała skupić się na zajęciach. Połknęła dwie tabletki, popijając resztki już zimnego herbacianego naparu, który w ostatnich godzinach w jakiś sposób pomagał jej łagodzić ten cholerny ból w krtani. Skrzywiła się nieznacznie gdy poczuła chłód napoju.
    Wstała, lecz niemal w tej samej chwili zachwiała się, niemal natychmiast przykładając dłoń do ust, wręcz biegiem pokonała odległość dzielącą ją od drzwi łazienki, wpadła niczym lotem błyskawicy tylko po to, by pochylić się nad krawędzią porcelany, wypluć ze swoich ust tę nieprzyjemną żółć. Miała już tego serdecznie dość, była to jej pierwsza wizyta po zaledwie dwugodzinnej drzemce, do której była zdolna gdy na pewien czas jej organizm pozwolił jej zmrużyć oko. Opuściła klapę tylko po to by spółka wodę, podeszła do lustra, podpierając dłonie na krawędzi umywalki. Poderwała głowę, by popatrzyć w swoje zmęczone odbicie w tafli krzywego zwierciadła. Dojrzała w niej dziewczynę z mocno podkrążonymi oczami, przemęczoną po praktycznie nieprzespanej nocy, z kosmykami wysuwającymi się z jej upiętych w warkocz włosami i mocno wyciągniętej bluzie. Teraz mogła śmiało powiedzieć, że wygląda zupełnie jak porter nędzy i istnej rozpaczy, którą prezentowała samą sobą, mogła jedynie w sposób znośny doprowadzić swój wygląd i siebie do porządku, by znajomi nie wystraszyli się jej już pierwszego dnia. Kącik ust delikatnie drgnął jej ku górze, nawet studia pozwoliły jej zebrać fajną ekipę ludzi, z którymi uwielbiała się widywać w wolnych chwilach. Jedna zasadniczą różnicą, która dzieliła ją od dawnej siebie. z lat mieszkania w Phoenix była otwartość i chęć zawierania wciąż nowych, lecz trwałych znajomości. Dopiero tutaj dała sobie szansę poznać kogoś więcej niż osoby z najbliższego kręgu i dopuszczenie ich do siebie. Mogła zaprzeczać, ale nie potrafiła, skłamać, że nie uwielbia obecnej siebie, tej dziewczyny, którą jest, była teraz prawdziwą sobą, bo pozwolono jej żyć, jak tego pragnęła i nic ją nie ograniczało, a tym bardziej się nie bała, tak bardzo jak w Arizonie i chociaż obawy i niepokój w niej wciąż tkwi, wie, że się ich nie pozbędzie, półki nie wyjaśni w pełni swojej przeszłości.
    Nakładając pastę na kraniec szczoteczki, do jej nozdrzy przedarł się zapach intensywnej mięty, odłożyła tubkę w tej samej chwili, zaczynając szczotkować zęby, gdy przez jej umysł zaczęły przedzierać się myśli, by nie zdecydować się, zrezygnować z zajęć i pozostać w domu, by podleczyć się choć trochę. Im szybciej o tym pomyślała, tym szybciej zrezygnowała z tego pomysłu, przywodząc w pamięci, że był to pierwszy dzień na wykładach i nie podarowała sobie, by tak zaczęła trzeci rok, poprzez swoją nieobecność. Po dłuższej chwili wypluła pianę z ust, przepłukując je. Opłukała twarz lekko zimną wodą, by nieco się przebudzić, chwyciła buteleczkę z tonikiem oczyszczającym, tylko po to, by delikatnie nałożyć sobie część płynu na twarz. Umyła ją, by po chwili ponownie poczuć na niej chłód czystej wody. Zdjęła ręcznik, osuszając delikatnie twarz z wody, nie zamierzała długo tutaj przebywać, nie miała nawet ochoty się myć i tak nie miała na to czasu, wróciła do pokoju, by przejść wzdłuż niego i skryć się w obszernej szafie.
    Odnalazła po dosłownie paru minutach komplet, który chciała ubrań, lecz nim zdjęła z siebie piżamę, usiadła przed toaletką a złożony w pół komplecik czarnych przylegających do jej zgrabnych nóg spodni oraz bluzeczkę z golfem bez rękawów powiesiła na oparciu fotela. Wysunęła szufladę, w której odnalazła korektor pod oczy, który powoli jej się kończył oraz puder z podkładem, nie zamierzała robić makijażu, ale chciała zakryć oznaki wycieńczenia.
    Z chwilą gdy zakryła wieczko jednego z kosmetyków, które używała, dobiegł ją dźwięk wiadomości z sypialni. Westchnęła cicho z chwilą gdy skryła wewnątrz kosmetyczki produkty, których używała, a sama zdjęła ze swoich ramion bluzę, którą na siebie wsunęła, jednym zgrabnym, lecz wolnym ruchem zdjęła koszulę nocną, pozostając jedynie w dolnej bieliźnie, jednak po minucie stała z kompletem dopasowanej do siebie bielizny, wsuwając na swoje szczupłe nogi spodnie, jej telefon ponownie dał o sobie znać, lecz zupełnie jak przed chwilą zignorowała ten fakt, gdy wsunęła przez głowę bluzeczkę, wygładziła ją obiema dłońmi, zsuwając z włosów gumkę, która związała spięte przez siebie wieczorem włosy. Nie miała nawet ochoty robić żadnej fryzury, rozczesała pasma długich kosmyków, po chwili wiążąc je w zwyczajny kucyk.
    Opuściła garderobę zaledwie chwile później, skropiona tylko lekkimi perfumami, trzymając na zgiętym ramieniu jedną z ciemnych dużych torebek, podeszła do łóżka, tylko po to, by chwycić leżący na nim telefon, spojrzała na niego tęsknie, chcąc ponownie zatopić się w ciepłej pościeli. Zgarnęła z szafki nocnej tabletki przeciwbólowe i na ból gardłach wsunęła je do torebki. Wyszła z pokoju tylko po to, by podążyć w stronę gabinetu, gdzie pozostawiła potrzebne jej rzeczy jej rzeczy na zajęcia. Stanęła przed biurkiem, zabierając z niego dwa skoroszyty, odnalazła pod stertą rozpoczętych szkiców tablet, ze swoim biurkiem wrzuciła je do wnętrza torebki.
    Schodząc po stopniach apartamentu w salonie dojrzałą dwójkę kotów, które wciąż smacznie spały, może to było dziwne, ale pozwalała, tych czworonogach spać gdzie zapragną, nie wyznaczała im konkretnego miejsca, jednak większość swoich drzemek spędzali w salonie czy w jej sypialni, były to miejsca najbardziej oblegane przez tych zwierzęcych lokatorów, nie lubiła zwyczajnie jak domowi pupile, nie szwendają się po domu, a zwyczajnie poprzez ich obecność w jej mieszkanie tętni życiem nawet jeśli jej nie ma. Wspięła się na podwyższenie, zdjęła z ramienia torebkę, pozostawiając, ją przy ścianie, a sama podążyła w stronę kuchni, potrzebowała zrobić sobie zwyczajnie coś ciepłego do picia, na, chociaż te pierwsze godziny zajęć. Wlała wodę do czajnika, po czym ponownie odstawiła ją na elektryczną grzałkę, włączając go, wyjęła z wnętrza szafki jeden z większych kubków termicznych, jakie posiadała, odkładając go na blat, otworzyła jedną z górnych szafek tylko po to, by wyjąć z niej słoiczek z torebeczkami z herbatą, która niemal w tej samej chwili wrzuciła do wnętrza naczynia, schyliła, wyciągając z jednej z półek opakowanie zwykłych sucharków, od wczorajszego dnia nie była w stanie nic więcej przełknąć poza tą cholerną przekąską, która i tak drażniła jej obolałe gardło. Tak naprawdę wmuszała w siebie jedzenie, by kompletnie nie doprowadzić swojego organizmu do wycieńczenia, lecz brak apetytu sprawiał, że nawet nie próbowała niczego robić. Wyprostowała się z chwilą gdy woda zaczęła się gotować, by po chwili delikatne niebieskie światło zgasło w momencie gdy czajnik się wyłączył. Zalała esencje z czarną herbatę. Zakręciła wieczko kubka, nie trudząc się nawet, by wyjąć pływającą wciąż torebkę, z mieszanką liści, które tworzyły mocną czarny napój, który tak uwielbiała i chociaż ten mocny napar mógł ją obudzić, zwłaszcza teraz gdy sam zapach ziaren kawy, doprowadzał ją do mdłości. Zabrała z blatu kubek, trzymając w drugiej dłoni paczkę z przekąskami. Przeszła korytarzem, chwytając po drodze stojącą na uboczu torebkę, do której wsunęła właściwie swoje pierwsze śniadanie. Przysiadła na szafeczce, wyjmując z jej wnętrza zwykłe baletki, które wsunęła sobie na stopy, zgarnęła, z wieszaka kluczę i opuściła mieszkanie.
    Stanęła oparta o jedna ze ścian windy, trzymając w dłoni kubek z herbatą, uniosła go, upijając łyk, ciepły napój podziałał łagodząco na jej krtań, w której zaczęła powoli odczuwać delikatne łaskotanie, westchnęła cicho, sięgając do torebki, po jeden z listków tabletek na gardło. Zapowiadał się dla niej niezwykle pasjonujący poranek na uczelni, w tej chwili tylko mogła liczyć, by gorączka trochę spadła, a objawy nieco złagodniały, by mogła, choć w drobny sposób skupić się na wykładach, czy zaplanowanych zajęciach.
    Gdy metalowa kabina rozsunęła się przed nią, a ona stanęła na podziemnym parkingu, ujrzała w niedalekiej odległości znajomy samochód, należący do Adriena Agreste, który w przeciągu ostatnich tygodni stał się jej nowym sąsiadem. Historia znalezienia lokum przez dawnego modela, można było porównać do komedii, bo tyle z iloma problemami się zmagał przy wynajęciu, czy próbie kupna, nawet ona nie miała tylu kłopotów ze znalezieniem swojego własnego gniazdka. Spojrzała na jedną z odległych miejsc, które były przeznaczone dla jej maszyn, by w końcu stanął przed swoim samochodem, wsiadła do środka, porzuciła swoją torebkę na skórzanym obiciu fotela pojazdu. Odstawiła kubek w bezpieczne miejsce, wsuwając kluczyki do stacyjki, a ona jej zmysły zaatakowało to przyjemne mruczenie Ferrari Roma, wydawać się mogło, że taka maszyna była dla niej zbędnym luksusem, jednak tak nie było, swoją ciężką pracą, zarobiła na samochód, który był jej marzeniem od niemal dwóch lat, dlatego pozwoliła sobie na zakup go, bo doskonale znała wartość włożonego wysiłku i swojej pracy, by, zdobyć to czego pragnęła i nie zamierzała tego żałować. Jej słabość do ogromnych prędkości i szybkiej jazdy, ponownie pokierowało jej decyzją przy zakupie tego sportowego auta.
    Otrząsnęła się z lekkiego zamyślenia, wyjeżdżając spokojnie na środek garażu, tylko po to, by wyprostować maszynę, którą podążyła do wjazdu z podziemi. Z chwilą gdy wyjechała na rondo, zmrużyła oczy, czując na swojej wciąż rozpalonej twarzy, promienie porannego słońca, zapowiadał się kolejny upalny dzień w Mieście Aniołów, tutaj nigdy nie można było narzekać na brak urokliwej pogody, czy narzekać na brak słońca, bo jego było pod dostatkiem o każdej porze roku. Deszczowe dni można było policzyć na palcach jednej dłoni, ujmujące piękno tego miasta, które tylko z pozoru takie było, bo i one miało swoją ciemną stronę, oraz widoki, których nie ujrzy się na fotografiach w Internecie. Głównym problemem tego miasta była bezdomność i wielu ludzi śpiących na ulicach. Określa się to miasto mianem stolicy filmu, muzyki i sztuki i owszem takie było jednak i ono zmagało się z problemami, z którymi rządzący nie dawali sobie rady. Ona jednak ozwała się tę metropolię mianem dwóch klas. Bo prawda była smutna Los Angeles, z niedopitków życiowych, którzy potracili wszystko, co mieli, swoje mieszkania, majątki, samochodu czasami swoje nazwiska, oraz znajdowali się ci, którzy byli na samym szczęście, mieszkali w ogromnych luksusowych domach, stać było ich na zakupy u modnych projektantów, jeździli drogimi wypasionymi samochodami. Gdy jeździła ulicami miasta, widziała te wszystkie namioty i siedzących na chodnikach ludzi i nie mogła ukryć, było jej ich żal, bo była niemal w ich sytuacji na początku, teraz mogła powiedzieć, że miała coś, czego oni utracili, jednak miała zdanie, że można dążyć do wyjścia z życiowego dołka i jest ku temu ogrom okazji.
    Wyjeżdżając za bramę osiedla, pomknęła jedną z bocznych asfaltowych ścieżek, która wiodła na wprost do mniejszych uliczek, na których natężenie ruchu było nikłe w porównaniu z głównymi autostradami miasta, widziała rozciągające się przed nią widoki, które zbyt doskonale znała, widziała je niemal każdego dnia gdy wyjeżdżała spod strzeżonego osiedla nowoczesnych apartamentów mieszkalnych, tylko po to, by wrócić gdy obowiązki nie trzymały ją w mieście, czy zwyczajnie nie była umówiona na spotkania, a tym bardziej nie widywała się z ukochanym, podążała drogą, która miała zaprowadzić na jednej z wjazdów na ruchliwą pas asfaltowanych dróg. Przymknęła na dosłownie sekundę oczy gdy zatrzymała swój pojazd w ogonku samochodów, które wiodły ku głównym ulicą szybkiego ruchu, jak mogłaby się łudzić, że nie wpadnie w korek, zwłaszcza w tym mieście i w godzinie szczytu gdy wielu mieszkańców podążało do swojej pracy, a starci uczniowie i studenci śpieszyli się na pierwsze zajęcia tego dnia. Mogła jedynie przeczekać ten chwilowy zastój, bo tak naprawdę nic nie mogła zrobić. Ogromnym minusem życia w tej metropolii był ciągły natężony ruch, mogła wiele zarzucić temu miastu, znaleźć ogrom wad, ale kochała to miejsce i nie zmieniła, by je na inne, zwłaszcza gdy mieszkała w mało ruchliwej dzielnicy.
    Chwyciła kubek z herbatą, upijając dwa dość duże łyki, wciąż czuła się na tyle osłabiona i zastanawiała się, jak zdoła poradzić sobie na wykładach, temperatura zdawała się wciąż ją trzymać i na jej nieszczęście, czuła się coraz bardziej rozpalona, niż z chwilą gdy zdołała zwlec się z łóżka, jednak nie była już dzieckiem, by mogła pozostać w domu bez cienia wyrzutów sumienia, że nie musi się o nic martwić, życie nie było tak łaskawe, jakby można było tego oczekiwać.
    W końcu wjechała na jedną ze stanowych ulic, lecz i tutaj musiała się zatrzymać w ogromnej kolejce aut:
    — Zapowiada się długie czekanie — mruknęła ochrypłym głosem.
    Nie spoglądała na zegarek, gdy wreszcie udało się jej wyjechać z najgorszego sznura samochodów, nawet nie wiedziała ile tam czekała, jednak gdy zerknęła przelotnie na zegarek skryty między tarczami pojazdu, przeklęła na tyle cicho by nie nadwyrężać swojej krtani, dodatkowym obciążeniem. Zostało jej zaledwie dwadzieścia minut do pierwszych zajęć i dobre pół godziny dojazdu do uczelni bez korków. Była niemal pewna, że będzie spóźniona i to na wykład z najostrzejszym profesorem na uczelni, który nie toleruje żadnych wymówek, gdy którykolwiek z jego studentów przyjdzie po czasie, wywala ich za drzwi, nie dając im szansy na wytłumaczenie sytuacji i czekały ją dwie godziny spędzone na czytelni uniwersyteckiej. Nie musiała się nawet spieszyć, bo była pewna nieobecności, mogła mieć cień nadziei, że mężczyznę zatrzymają jakieś ważne sprawy i sam przyjdzie po czasie, jednak to było równoznaczne, z tym że jej były podda się w walce o zniszczenie jej życia, niemała żadnych szans, nawet nie miałaby tej pieprzonej nadziei.    
    Wraz z wybiciem dwudziestu minut po ósmej rano, zajechała na jeden z parkingów przy kampusie, ujrzawszy przechadzających się nielicznych studentów, którzy śpieszyli się na pierwsze zajęcia, ona nawet nie miała co biegnąć niczym szalona do swojej sali, bo była wręcz pewna, że nie zostanie wpuszczona, mogła winić nadmierny zakorkowaną autostradę czy zwyczajnie swój brak jakichkolwiek chęci do wstania, jednak musiała się pogodzić z tą myślą, że musi zaczekać na rozpoczęcie zajęć z fotografii, które naprawdę lubiła, czego nie mogła powiedzieć o historii sztuki, na której była znudzoną samą obecnością, a nauczyciel, mimo że ekspresyjny, który miał przekazać wiedzę i zaciekawić omawianymi tematami, dla niej te wykłady niezwykle się dłużyły gdy musiała siedzieć i słuchać rozmowy zainteresowanych studentów z nauczycielem, który dyskutowali o danych zagadnięciach. Starała się jednak mieć dobre wyniki, bo nie zniosłaby myśli, że ten jeden przedmiot mógłby ją zagrozić.
    Wzdychając cicho, oparła łokieć na krawędzi kierownicy, dopiero teraz spoglądając na swój telefon, porzucony w lewarku samochodowym, sięgnęła po niego, rozbudzając go jednym ruchem, uśmiechnęła się czule gdy dojrzała ekran wygaszacza prezentujące zdjęcie jej i Michaela na tle ogrodu domu starszego Benningtona. Nie byli świadomi kiedy Alice, zrobiła im tę pamiątkową fotografię, jednak kiedy ją otrzymała nie potrafiła się gniewać zwłaszcza gdy złapała ich w tak doskonałym kadrze w jakimś się prezentowali, nie pamiętała okazji czy powodów tamtej imprezy, ale jak zawsze zebrało się kilka zabawnych, czasami głupkowatych pamiątek cyfrowych z tego wieczora jedną nich była jej obecna tapeta wygaśnięcia ekranu telefonu. Przejrzała pasek zawalony powiadomieniami z wiadomości prywatnych czy mediów społecznościowych tylko z dzisiejszego poranka, by dojrzeć na praktycznie krańcu listy komunikat z prywatnej rozmowy jej i Mike’a, który wciąż do niej pisał, martwiąc się jej obecnym stanem, widziała, jak mu zależy, by do niej przyjechać i się nią zaopiekować, jednak nie chciała, by i on złapał to cholerstwo, a także wiedziała, że by jej nie puścił w takim stanie na uczelnie, zwłaszcza gdy jej torsie znacznie się nasiliły. Z trudem przełknęła ślinę, czując, jak jej żołądek daje o sobie boleśnie znać, a ona odczuwała coraz silniejsze mdłości. Odczytała tekst wiadomości, tylko po to, by wejść w nią, by móc na nią odpisać.
    Nie znosiła go okłamywać, jednak wiedziała, co może ją czekać gdyby się dowiedział, że wcale nie leży w łóżku, a stoi przed uczelnią, czekając na kolejne zajęcia. Zamartwiał się o nią całą noc, kilkakrotnie próbował ją namówić, by pozwoliła mu przyjechać, jednak odmawiała za każdym razem i tym razem również tak było, chciał zrezygnować z pracy w studiu tylko po to, by do niej przyjechać. Musiała go powstrzymać! Była w sobie cholernie zaparta, doskonale o tym wiedziała, że powinna zostać w mieszkaniu i leżeć, jednak upartość to cecha rodzina. Nie znosiła być w bezruchu dłużej niż to możliwe, ona musiała wiecznie gdzieś być, pomimo że zdarzały się chwile, że pragnęła usiąść i poszkicować, czy usiąść nad rysunkiem by nabrał on nieco kolorów. Znajomi wciąż się śmiali, że mogli zadzwonić do niej dwukrotnie w tej samej godzinie i mogła być w kompletnie dwóch różnych miejscach, nie jednokrotnie się tak zdarzało, lubiła takie życie, nie znosiła żyć w zastoju, tkwić w miejscu, musiała brnąć dalej, bo by tego nie zniosła, nie chciała wracać do przeszłości, bo wiedziała, że zawrócenie oznacza zaprzepaszczenie wszystkiego, co osiągnęła i udało się jej zdobyć. Nie mogła wrócić, chociaż miała tą pieprzoną świadomość, że nie wszystkie jej sprawy są załatwione, jednak półki on się nie wychylał, starała się wieś zwyczajne życie, o ile mogła go tak nazwać, gdy tkwić w niewiadomej kiedy i gdzie zaatakuje i jaką cenę przyjdzie ci przypłacić tym razem. Nie przejmowała się tym teraz, liczyło się obecna Julia i jej udana droga półki nie pojawią się kłody na jej dróżce.
    Wsunęła telefon do torebki, która uniosła się, na jej zgiętej dłoni gdy opuszczała samochód, zabierając ze sobą kubek ze wciąż ciepłą herbatą. Zamknęła pojazd, wrzucając niedbale kluczyki do wciąż otwartej torby i podążyła znajomymi chodnikami, które wiodły do budynków uczelnianych, ona pokierowała swoje kroki do najbliższego budynku, w którym zamierzała spędzić następną godzinę przed rozpoczęciem zajęć. Szła korytarzami, aż stanęła na progu czytelni, w której często przesiadywała ze znajomymi podczas nauk do egzaminów, sesji czy kolokwium. Zasiadła na jednej z bocznych kanap, wyjmując z wnętrza torebki swojego ipada, w którym od dłuższego czasu spoczywał wciąż tworzony przez nią komiks dla dzieciaków. Została poproszona o zrobienie rysunków przez szefa wydawnictwa, z którym współpracowała od paru lat przy tłumaczeniu książek, historia przygodowa została jej ściśle omówiona, ona miała zrobić rysunki w odpowiedniej kresce, o które została poproszona, miło było jej wrócić do takiej formy malowania, bo musiała przyznać, że od czasu jej ostatniego przygodowego historii rysunkowej, którą tworzyła jeszcze w liceum, nie robiła nic podobnego i było to dla niej milą odmianą.
    Usiadła wygodnie, otwierając plik z historią obrazkową, zabierając się za malowanie jednego z okienek. Była praktycznie już na końcówce a pracę miała oddać za miesiąc, jednak pomimo że musiała ukończyć malowanie, najgorszym etapem będzie sprawdzenie wszelkich rysunków i poprawić niedociągnięcia jeśli je dostrzeże.
    Czas jej nieubłaganie płynął gdy była zajętą kreacją komiksu, wszystko byłoby wręcz idealne gdyby nie odczuwała wciąż silnych mdłości i potrzebę pójścia do łazienki, siłą woli powstrzymała się przed zebranie i popędzeniem do najbliższej toalety. Było już to dołujące, ale musiała to znosić, jednak długo zdołała się opanować, jednak kilka minut przed zakończeniem, pierwszych wykładów, wylądowała w jednej z kabin. Opuściła ją dopiero z chwilą gdy oznajmiono początek dwudziestominutowej przerwy. Stanęła zupełnie jak rankiem przed lustrem i skrzywiła się, patrząc na swoje odbicie. Wyglądała przerażająco zwłaszcza z mocno zaczerwieniony i zmęczonymi oraz cerą bladą jak śnieg. Pochyliła się, pragnąć tylko jednego przepłukać usta. Nie zamierzała ukrywać, bała się zajęć, przerażała ją myśl, że będzie musiała wyjść w środku wykładu, bo jej żołądek znów nie da jej spokoju, coraz częściej łapała się na myśli, by porzucić wszelkie zobowiązania studenckie i jechać do domu, jednak zdrowy rozsądek tym razem brał górę nad rozumem. Wyjęła z torebki kosmetyczkę, która zawsze nosiła przy sobie, chciała choć trochę zamaskować swoją pobladłą ze zmęczenia cerę, by chociaż wyglądała jak przysłowiowy człowiek, a nie trup wyjęty z szafy i chociaż w domu, nie miała zupełnie ochoty się malować, teraz miała zupełnie to samo podejście, jednak nie chciała nikogo straszyć swoim nie najlepszym wyglądem.
    Zakręcając tusz do rzęs, odłożyła ja do wnętrza małej kopertówki, którą przymknęła szybkim ruchem, pochyliła się, by zerknąć do wnętrza torebki, by odnaleźć w niej pudełeczko z gumami do żucia. Wsunęła jedną z pastylek między swoje lekko spierzchnięte usta, które po dosłownie paru sekundach przeciągnęła szminką lecznicą. Wyprostowała się, poprawiając po raz ostatni bluzeczkę, uniosła głowę, spoglądając w lusterko:
    — Nadal… wyglądasz koszmarnie, ale… może się nie wystraszą — mruknęła ochryple, oceniając swój wygląd.
    Starała się uśmiechnąć, jednak wyszedł jej krzywy grymas. Nie należała do dziewcząt, które wiecznie spoglądają na swój wygląd, czy fryzura jest nienaganna, czy makijaż świeci perfekcją, a cichy są wręcz idealne, ale nie uważała się za brzydule, nie patrzyła wciąż w lustrzaną taflę, narzekając, jaka okropnie wygląda. Podoba się sobie i akceptowała swój wygląd, bo osobiście uważała, że jest naprawdę ładna, ale się tym nie chełbia. Jednak dzisiejszego poranka miała ochotę lustro roztrzaskać gdy spoglądała na stojący przed nią obraz, nędzy i rozpaczy. Krzyk z portretu Edvarda Muncha, zakrzyknąłby na jej widok. Kącik jej ust drgnął ku górze, nawet teraz potrafiła podchodzić z dystansem do siebie, co wielu dziewczęta brakowało.
    Wychodząc z łazienki, rozejrzała się po korytarzu, w którym przechadzali się studenci, zmierzając na kolejne wykłady, mając na to zaledwie dwadzieścia minut, pomimo że ich kampus był stosunkowo mały, to potrzebowali chwili, by przemieścić się z miejsca na miejsce. Podniosła trzymany przez siebie telefon, spoglądając na rozbudzony ekran, patrząc na spis zajęć. Ćwiczenia z fotografii mieli w sąsiednim budynku, zwiesiła ramiona, zawiedziona, że zupełnie zapomniała, że Fotografię mieli w innym oddziale.
    Ponownie stanęła na zalanym słońcem chodniku, podążając wzdłuż jednego z wielu chodników całego kompleksu, czując na palące promienie na swojej rozpalonej twarzy, popatrzyła przelotnie na termometr w swoim telefonie, który wskazywał ponad trzydzieści stopni w samym cieniu, westchnęła ciężko, pomimo tylu stopni ona odczuwała przenikliwy chłód i wydawać się mogło to irracjonalne, ale taka była prawda, miała ochotę zabrać coś ciepłego z domu, chociaż wokół niej widziała pełno dziewcząt w szortach czy sukienkach a chłopaków ubrani w spodenki i podkoszulki.
    — No na reszcie jesteś!
    Sanęła w miejscu, słysząc za sobą dość znajomy bardzo urokliwy dziewczęcy głos, wolno odwróciła się przez ramię, by spojrzeć na stojącą przed nią blondynkę o pięknych piwnych oczach, odzianą w błękit zwiewnej sukienki. Widziała jak za jej ramienia, wyłania się kobieta o pięknych ciemnobrązowych pasmach włosów, jej ciało okrywały krótkie jeansowe spodenki i kusa bluzeczka, która odsłaniała delikatnie lekko uniesiony biust.
    — Myślałam, że zapomniałaś, że dziś znowu zaczyna się nasz dziesięciomiesięczny horror. — odezwała się ze śmiechem, zatrzymująca się tuż przy niej Libby. 
    — Koszmarem to są zajęcia z Ernestem. — skomentowała Daphne, krzywiąc się na samo wspomnienie najostrzejszego profesora na roku — Frajer dobrze nie zaczął się rok, a już przywalił tyle roboty. Ja chce imprezować! — jęczała, rozpaczliwym głosem.
    Uśmiechnęła się nieznacznie, mogła powiedzieć wiele o ich grupie, którą stworzyła z kilkoma osobami tuż na początku pierwszego roku, ale nie mogła zaprzeczyć, że każdy tutaj nie lubił się bawić. Piątki to były ich dni do wspólnych zabaw, w klubach czy festiwalach lub zwyczajnych domówkach w domach bractw, zawsze przy nich czuła się jak z licealną ekipą, która świętowała zakończenie tygodnia u któregoś znajomego ze szkoły, szalone czasy, które zdawały się nie kończyć i jeśli miałaby powiedzieć wcale, by nie zmieniała obecnego życia na inne. Podobało się jej i cholernie się w nim spełniała, od praktycznie dwóch lat mogła śmiało rzecz, że jej egzystencjalny byt nie jest w zagrożeniu i nie musi się obawiać, jednak była czujna, bo miała tę świadomość, że w jej życiu nigdy nie będzie normalnie, półki pewnej osobnik wciąż tkwi na wolności.
    — Czyli… norma. — powiedziała cicho.
    Jeśli mogłaby myśleć, że jej nie najlepsza kondycja głosowa obejdzie się bez słuchu, to niezwykle się pomyliła, gdy ujrzała jak ciemnowłosa pochyla delikatnie głowę w jej kierunku gdy ponownie ruszyły ku auli, w której znajdywała się sala, w której mieli zaplanowane ćwiczenia.
    — Julio?    
    — Tak.
    — Czy ty się dobrze czujesz? — popatrzyła na nią, by ujrzeć, jak delikatnie marszczy brwi
    Co w tej sytuacji mogła odpowiedzieć, mogła skłamać i zapewniać, że nic jej nie dolega, albo liczyć się z faktem, że dziewczyny każdą jej wrócić do domu, gdy dostrzegą, jak fatalnie się czuje, wybierając mniejsze zło, oszuka ich, jak przyzna się, że wolałaby spędzić ten dzień pod ciepłą kołdrą, miałaby, zapewniono, że grupa tyle by ją dręczyła, by w końcu uległa i zrezygnowała z zajęć, ale nie potrafiła, coś jej nie pozwalało zrezygnować i chociaż wiedziała, że sobie szkodzi gorszymi powikłaniami, nie umiała powiedzieć nie jej wewnętrznej ambicji. Zamarła, bo w jednej chwili, nie miała pojęcia co im odpowiedzieć, ona osoba, która zawsze musiała mieć ostatnie słowo, przełknęła z trudem gule w gardle, po czym się odezwało:
    — Jak najbardziej…
    — Na pewno? — dopytywała Daphne, zaniepokojona tonacją jej głos — Mówisz, bardzo nie wyraźnie?
    — Tak. — odparła bez cienia entuzjazmu — Po prostu… jestem zmęczona… nie spałam całą noc. — wykrztusiła z siebie.
    Widziała, jedynie jak dziewczęta spoglądają po sobie lekko zdumiony, była pewna, że ich kompletnie nie przekonała, jednak nie miały czasu, by roztrząsać tej sytuacji, gdy weszły do sali ćwiczeń, a dzwonek oznajmił początek zajęć akademickich, a zarazem jej własny dwugodzinny koszmar, w którym tkwiła i choć uwielbiała te ćwiczenia, dzisiejszy dzień był dla niej istną torturą.
    Jeśli miała, by wybierać swój najgorszy dzień na studiach, wybrałby właśnie ten, gdy opuszczała sale ćwiczeń, te zajęcia kompletnie ją wycieńczyły i choć wcześniej starała się zebrać w sobie jakiekolwiek chęci, by przetrwać ten dzień, te zajęcia skutecznie jej pokazały, że jest zbyt osłabiona a choroba jeszcze bardziej dała się jej wyznaki, doprowadzając ją parę razy niemal do utraty przytomności, gdy przed oczami zrobiło jej się dosłownie ciemno, ucieszyło ją to, że znajomi byli na tyle zajęci pracą, że nie dostrzegli jej zasłabnięcia, a jej torsie kilkukrotnie wywracały jej żołądek do góry nogami.
    — Głodny jestem. — oznajmił niespodziewanie Scott, gdy szła za swoją grupą w lekkim odstępie, czując, jak słania się powoli na nogach — Zjemy coś? — pytał obejmując idące obok niego Cassie i Laney.
    — W sumie… — zastanowiła się idąca przy nich Daphne — Też bym chętnie rzuciła coś na ząb, to co jemy? Taco—Bell czy Wandy’s, wyczaiłam rano fajne promocje w lokalnych knajpach.
    Zatrzymała się niespodziewanie w pół kroku, gdy obraz przed jej oczami zachwiał się niebezpiecznie, a ona w ostatniej chwili przytrzymała się ściany, przez większość zajęć udawała się jej zmylić znajomych, gdy nie odezwała się praktycznie słowem skupiona na swojej części projektu, która nie poszła jej za dobrze i doskonale o tym wiedziała. Słyszała swój lekko przyśpieszony oddech, czuła się kompletnie wycieńczona, a zdawało się, że koniec zajęć nie miał końca. Przyjaciele nawet nie zwrócili uwagi jak pozostała za nimi, zaoferowani żywą dyskusją nad wyborem restauracji. Niespodziewanie jednak Laney odwróciła się, przez ramię i dojrzała ją w oddali, widziała poprzez zamglone spojrzenie, jak zdejmuje ze swojego barku dłoń przyjaciela i podąża w jej kierunku, co zwróciło uwagę reszty znajomych.
    — Julio — odezwała się cicho, czuła jej ciepłą dłoń na ramieniu.
    Zadrżała gdy ogarnął ją przenikliwy chłód, uniosła lekko obolałą głowę, by popatrzeć na przyjaciółkę.
    — To nic. — skłamała szybko.
    Wyprostowała się zbyt gwałtownie, co przypłaciła natychmiastowymi zawrotami, przez moment miała wrażenie, jak podłoga odsuwa się spod jej nóg i gdyby nie szybka reakcja stojącej przy niej kumpeli, wylądowała, by na ziemi.
    — Mówiłaś, że nic ci nie jest. — odezwała się, a ona usłyszała lekką pretensję w głowie — Czemu kłamałaś!?
    — Nie oszukiwałam was, tylko…
    Niemal natychmiast przyłożyła dłoń do ust, gdy wrzasnęły nią nagłe torsie, wysunęła się z objęć przyjaciółki, zrywając się do biegu. Słyszała za sobą nawoływanie jednej z dziewczyn, która ją wołała, jednak nie zwróciła na to uwagi, gdy na miękkich nogach biegła do pobliskiej łazienki.
    — Co się dziś z nią dzieje? — odezwała się Libby, zatrzymując się przy ramieniu przyjaciółki, która co dopiero podtrzymywała omdlewającą przyjaciółkę.
    — Nie mam pojęcia — odparła, wzruszając ramionami i przelotnie spoglądając na swoją towarzyszkę — Od rana praktycznie nie zamieniła, z nami słowa jest blada jak ściana, rozpalona i jeszcze teraz nudności, dodajmy jeszcze ten jej zachrypnięty głos.
    — Przyszła chora na uczelnie — stwierdziła lekko wkurzona Daphne.
    — Jakbyście jej nie znali, przekłada wiele nad naukę i imprezowanie. Ona powinna zostać w domu!
    — Ale to nie wyjaśnia, tych niespodziewanych mdłości, przyglądałem się jej przez całe zajęcia, była zielona na twarzy, to pewne, że torsie męczą ją nie od dziś, bo tak przekrwionych oczu dawno u niej nie widziałem nawet gdy wracała z zawodów całą noc i widzieliśmy ją rankiem na uczelni.
    — Myślisz, że…
    — Nie wiem, co myśleć Libby — westchnął Scott — Ale ona powinna wrócić do domu!
    Kompletnie nieświadoma, że jej znajomi dyskutują na temat jej nie najlepszego stanu zdrowia na uboczu korytarza, ona wyszła z kabiny, ponownie wycieńczona i zmarnowana. Miała już tego kompletnie dosyć, wymioty ją wycieńczały i pozbawiały jakichkolwiek chęci do mierzenia się dalej z tym dniem, przepłukała usta i zrezygnowana popatrzyła na swoje zmęczone odbicie, na który widok się skrzywiła. Odsunęła się od umywalki, podeszła do pobliskiej ściany i oparła się o nią i zrezygnowana usiadła na chłodnych kafelkach. Już nie wiedziała naprawdę co robić. Nie chciała rezygnować, ale nie miała już kompletnie energii, na dalsze zajęcia, trzymała wciąż w drącej dłoni telefon, była o krok do zadzwonienia po Mike’a by po nią przyjechał i odebrał z uczelni, ale wciąż się wahała, z nadzieją, że jej organizm pozwoli jej dobrnąć do końca, ale teraz gdy siedziała na tej podłodze wycieńczona i pragnąca jedynie zażyć odrobiny snu wątpiła w to. Duchem była zupełnie oddalona od smutnej studenckiej rzeczywistości, zwłaszcza gdy ból głowy coraz bardziej nabierał na sile, a ona czuła po sobie, że gorączka ponownie rośnie. Łzy zbierały się wokół jej oczu, od rozbierającej ją od środka temperatury, a ona nie wiele już myśląc, odblokowała telefon i praktycznie z ciągle poruszającym się przed jej oczami obrazem otoczenia, napisała krótką wiadomość do Michaela, którą niemal natychmiast wysłała.
    — Julio! — słyszała w oddali nawoływanie któreś z dziewczyn.
    Nawet nie miała siły się odezwać, siedziała praktycznie bez życia na tej podłodze, oparła ramiona na zgiętych ramionach, opierając głowę o ścianę, a z jej ręki wyleciał telefon, który upadł na jasne płytki. Ukryła rozpaloną twarz w chłodnych dłoniach, chcąc zaznać nieco ukojenia, jednak nie przyniosło to, takich oczekiwań jakby chciała. Łzy kapały z jej oczu i mogło się to dziwne, ale nie były to łzy smutku, lecz zwyczajnego zmęczenia i nasilonej temperatury. Chciała się już położyć i teraz mogła tylko przeklinać samą siebie, że zdecydowała się przyjechać na uczelnie w takim stanie, wiedząc, że może się to źle skończyć w najgorszym wypadku, omdleniem na zajęcia, ale uparła się, do teraz ponosi tego konsekwencje.
    — Julio! — słyszała wciąż krzyki znajomych.
    Wreszcie usłyszała nad sobą otwierające się drzwi, z trudem uniosła głowę, by zobaczyć nad sobą zmartwione twarze dziewcząt oraz stojących przy drzwiach młodych mężczyzn.
    — Mała mów co się dzieje! — nalegała Libby, klękając tuż przed nią, gdy Daphne usiadła przy jej boku. 
    Mimowolnie oparła głowę na jej ramieniu, spoglądając zrezygnowana na resztę grupy. Westchnęła cicho, kompletnie zrezygnowana, patrząc na siedzące przed nią studentki.
    — Nic… nic nie jest... dobrze. — mówiła z trudem — Od rana… męczą mnie silne ataki kaszlu, nie jestem… nie jestem w stanie długo mówić… zresztą sami słyszycie. Ciągle łapie zadyszkę i czuje się… jakby moja krtań była cholernie opuchnięta... Nie wspomnę o gorączce i silnych bólach… a gdyby mi było mało… męczą mnie te… diabelne torsie.
    Z trudem powstrzymała, napada duszącego ją kaszlu, popatrzyła na nich, wciąż czując kapiące jej gorące łzy po pobladłych policzkach.
    — Od kiedy?
    — Od wczorajszego poranka.
    — I w takim stanie przyjechałaś na uczelnie!? — przeraziła Laney — Powinnaś zostać w domu i się leczyć!
    — Wiem… ale…
    — Nie potrafiłaś zrezygnować z zajęć — westchnął, jeden z młodych mężczyzn — Na wykładach, na których nie dałaś rady się skupić. Julio dla swojego własnego dobra, zadzwoń po kogoś, by cię zabrał do domu, bo wyglądasz koszmarnie, bez urazy dla ciebie.
    — Po raz pierwszy muszę Scottowi przyznać racje, wyglądasz słońce jak żywy trup, bierz telefon i pisz do kogoś, bliskiego by cię stąd zabrał. Samochód obierze następnym razem — przyznała Cassie.
    — Dzwoniłam… będzie za czterdzieści pięć minut — wymamrotała — Poradzę sobie do tego czasu. Możecie iść.
    — Jesteś tego pewna? — pytała zaniepokojona Laney.
    — Tak...
    — Nie jesteś przekonana — zauważyła młoda kobieta.
    — Laney dam radę to tylko niecała godzina… potem zwyczajnie się położę i to wyleczę.
    — Bez wizyty u lekarza się nie wyleczysz — stwierdziła rzeczowo jedna z dziewczyn.
    — Wiem. — westchnęła cicho, ukrywając twarz w ramieniu gdy wstrząsnął ją kolejny gwałtowny kaszel.
    Widziała kątem oka ich zaniepokojone i zmartwione spojrzenia, z chwilą gdy jedna z dziewcząt chciała się odezwać, powstrzymała ją:
    — Naprawdę nie muście się martwić. Poradzę sobie… Może nie wydaje się, ale… wychodziła z gorszych opresji. Choroba i grypa żołądkowa to naprawdę nic takiego…
    — Ale Julio...
    — Laney proszę. — delikatnie położyła dłoń na jej ramieniu — Pisałam do chłopaka, przyjdziecie po mnie, teraz spadajcie! — dodała, zwracając się do grupy — W razie czego, piszcie mi. na emaila co jest zadane.
    Patrzyła, jak dziewczęta się podnoszą, nie byłby zbytnio przekonane, by ją zostawiać, ona sama nie była pewna, jak zdoła przetrwać ta niecałą godzinę, ale nie z takimi problemami sobie radziła.
    — Ty masz leżeć i się leczyć, jeśli tkniesz choćby jedną książkę…
    — Tak wiem, a teraz naprawdę idziecie!
    Nim opuścili łazienkę ujrzała niepewne spojrzenia Laney i Libby, które popatrzył na nią nad swoimi ramionami, nie do końca przekonane czy słusznie postępując, zostawiając ją samą w tak okropnym stanie, lecz nie chciała zawracać im głowy, może i było to z jej strony nieuprzejme, jednak znosiła w swoim życiu gorsze rzeczy, niż osłabienie chorobą i grypa jelitowa, męczyło ją to, nie zaprzeczała, jednak perspektywa szybkiego powrotu do domu i zanurzenie się w odmętach ciepłej pościeli, była niezwykle kusząca i motywująca, by pomimo obolałego ciała, podnieś się z tej chłodnej podłogi i podążyć ku wyjściu z łazienki.
    Miała ochotę, jedynie klnąc na swoją odporność, gdy siedziała na stopniach do jednej z auli na kampusie, czekając z niecierpliwością na ukochanego. Gdy wybiło trzynasta, na wszelkich zegarkach wyjęła zabawkę elektroniczną, która wciąż dzwoniła. Popatrzyła na zdjęcie swojego chłopaka, przesunęła zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha. Poraził ją zimno szkła gdy zetknęła się z jej rozpaloną skórą.
    — Skarbie jestem przed wejściem.
    Uniosła się z nie małym trudem, unoszą leżącą pomiędzy jej nogami torebkę:
    — Zaraz będę — chrypnęła słabo
    Schodząc po kamiennych schodach, podążyła ku jednemu z wielu parkingu na przodzie uczelni, przez moment szukała spojrzeniem samochodu Shinody, by w końcu dojrzeć go w niedanej bliskości.
    — Piękna jak ty wyglądasz! — przeraził się mężczyzna gdy tylko wsiadła do samochodu.
    — Cudownie. — wyszeptała z trudnością — Błagam zawiść mnie do domu, chce się nafaszerować jakimiś środkami i to wyleżeć to cholerstwo. Nie chce opuszczać studiów!
    — W takim stanie będziesz musiała zrezygnować z zajęć przez następne dni. Wrócimy i dzwonię po lekarza. — powiedział twardo gdy widział, jak otwiera usta, gotowa się sprzeciwić.
    Skapitulowała, nie miała siły z nim się spierać, była zbyt zmęczona i śpiąca, by myśleć o tak trywialnych rzeczach jak spory z chłopakiem. Oparła głowę na wezgłowiu fotela, a oczy same jej się przymknęły w chwili gdy usłyszała jak, jej partner uruchomił silnik pojazdu. Zupełnie odpłynęła kompletnie nieświadoma drogi powrotnej do mieszkania, jednak nie wiedziała że gdy się zbudzi, nie będzie u siebie.
    Popatrzył zaniepokojony i strapiony na swoją ukochaną, która przysnęła, jednak ponownie skupił się na drodze. Już wczoraj był zaniepokojony jej stanem, był świadomy, że nie najlepiej się czuje, ale ten uroczy uparciuch, nie pozwolił mu do siebie przyjechać, choć tyle razy jej proponował, ta szła w zaparte, chociaż miał świadomość, że zwyczajnie w takim stanie nie pozwoli jej się ruszyć, nawet z łóżka skutecznie dało mu to do myślenia i nie byłby tym zdziwiony, bo znał zbyt dobrze Julie, jakiekolwiek obowiązki, studia czy praca stawiała ponad swoje własne zdrowie, jednak miała to szczęście, że nie chorowała zbyt często, jednak gdy cokolwiek ją rozkładało, dosłownie padała.
    Owszem pisała mu rano, że nie czuje się najlepiej jednak gdy sugerował jej, by została w domu była do tego pomysłu nastawiona dość krytycznie. Nie opuściła żadnych zajęć od początku studiów i był wobec niej godny podziwu. Może i też należał do pilnych studentów jednak bywały dni, że odpuszczał, jednak było to głównie pokierowane dobrem zespołu, może czasami nie miał ochoty iść na kacu na wykłady, a jego ukochanej nawet morderczy ból głowy po wybiciu ogromnej ilości alkoholu nie był w stanie przeszkodzić, by uczestniczyła w wykładach, ale czemu się temu dziwił. Jeszcze w liceum była osoba, która niechętnie opuszczała, zajęcia klasowe.
    Przedarł się przez jedną z zatłoczonych pasów głównej autostrady, skręcając na pobliskim zjeździe, który wiódł na osiedle dość luksusowych posiadłości. Owszem nie zamierzał spełniać jej prośby, może zachowywał się nieco egoistycznie jednak byś świadomy tego, że Julia będzie chciała wrócić następnego dnia na zajęcia, zamiast porządnie się wyleczyć. Ostatnio gdy dopadła ją infekcja, siedziała pod kocem, jednak nie musiała wtedy chodzić do szkoły i nie była tak energiczną dziewczyną, jaką jest właśnie teraz. Nie znosiła siedzieć w miejscu przed dłuższy czas jednak bywały dni gdy nie wychodziła z mieszkania z powodu braku żadnych chęci do spotkań ze znajomymi, wolała, spędzić czas czytając dobrą książkę lub oglądając jakiś serial.
    Wzdychając, zaparkował na pojeździe swojego domu. Wysuwając kluczyki ze stacyjki, słyszał jak silnik, powoli gaśnie, a on zerknął na wciąż śniącą ukochaną, która drżała z zimna. Sięgnął dłonią na tylne siedzenie, chwytając porzucony na nim koc, który pozostał mu jeszcze z ich ostatniego pikniku.
    Okrył ją ostrożnie delikatnym materiałem, starając się jej nie zbudzić. Zdawał sobie sprawę, że jego dziewczyna często sypia gdy złapie ją jakaś, choroba mało chętna jest do życia i woli spędzić ten czas w krainie snów. Nie mógł pozwolić by spała w tak niewygodnej pozycji, przechodząc obok pojazdu, stanął po drugiej stronie. Sięgnął po porzuconą na ziemi torbę, zarzucając sobie ją na ramię, po czym wolno chwycił ją w swoje objęcia.
    Z drobną trudnością udało mu się pokonać opór dębowych drzwi, wchodząc do środka, dobiegło go głośne poszczekiwanie Jaya, który wypadł, z salonu warcząc, jednak gdy tylko ujrzał w wejściu swojego pana, przysiadł na tylnych łapach, merdając radośnie ogonem. Jednak jego głośne przywitanie sprawiło, że śniąca w jego ramionach kobieta przebudziła się, widział jak, z trudem unosi powieki, patrząc na niego zamglonym spojrzeniem. Popatrzyła jedynie po znajomych ścianach apartamentu ukochanego. Ponownie przymrużyła swojej błękitne oczy, chętniej wtulając zaczerwienione policzki w jego obojczyk, w zupełności się poddając. Nie chciała jej się nawet upominać, że nie jest u siebie. Otuliła jego kark swoimi chłodnymi dłońmi, co jeszcze bardziej utwierdziło go w przekonaniu, że ma dość wysoką gorączkę.
    Wspinając się po stopniach apartamentu, słyszał za sobą kroki swojego pupila, który zdecydował się im potowarzyszyć. Stanął na krańcu korytarzu, od razu przechodząc do swojej sypialni, przechodząc przez próg pokoju, mógł tylko zobaczyć, jak Julia ponownie odpływa. Ułożył ją wygodnie na miękkim materacu, a do jego uszu dotarł jej cichy jęk bólu, już sięgała po narzutkę, która często leżała porzucona w rogach jego łóżka jednak ubiegł ją w tym, okrywając jej drące, z zimna ciało, zanurzyła się w puchu wielu poduszek, chcąc ponownie wrócić do swojej krainy marzeń pragnąć, przespać ponowny skok temperatury jednak gdy tylko pragnęła zamknąć oczy, po jej bladych policzkach popłynęły słone krople wody, a powieki piekły ją nie miłosiernie. Przeklęła cicho nie dość, że miała sucho w ustach, to jej organizm zmusił ją do płaczu. Był to dopiero początek jej męczarni.
    — Kotek — wymamrotała słabo gdy tylko ujrzała twarz Shinody nad sobą.
    Widziała, jak składa w pół mały ręcznik, który ówcześnie nasączył w chłodnej wodzie. Przyłożył go do jej rozpalonego czoło, syknęła cicho, czując nagłe zimno które ją ogarnęło.
    — Wiem piękna, że nie jest przyjemne. — rzekł, widząc jej niemrawą minę — Muszę ci jednak zbić temperaturę, zanim nie dostaniesz jakichś leków.
    — To nie pomoże! — zakaszlnęła nagle.
    Nie była w stanie nawet złapać porządne chaosu powietrza w mgnieniu oka, przyłożyła dłonie na zaciśniętych ust, chwytając w pośpiechu satynę narzutki, odrzucił ją za siebie. Dopadła toalety, pochyliła się, by po chwili pozbyć się zawartości swojego żołądka, to było naprawdę męczone gdy klęczała przed bidetem gdy zaczęły, ponownie męczył ją kolejne wymioty.
    — Skarbie mogę? — słyszała podniesiony głos ukochanego za lekko uchylonych drzwi.
    Odpowiedziała niemrawo gdy ponownie z jej gardła wypłynęła nieprzyjemna żółć, słyszała za sobą jego kroki, uniosła się nieznacznie, by na niego zerknął, ukucnął przy niej, wyraźnie przyjęty i strapiony. O ile wiedział o złym samopoczuciu, ale nie wiedział, jednak że wciąż ją męczą te nudności. Spojrzał na nią zaniepokojony gdy do jego umysłu napłynęło jedno ze wspomnień jego poprzedniego związku może i nie wspominał swojego małżeństwa wraz Taylor zbyt dobrze jednak wtedy przypominał sobie jedna z bolesnych chwil gdy oznajmiła mu o adoracji nienarodzonego dziecka zaledwie kilka tygodni wcześniej ją również męczyły torsje był zaniepokojony jednak nie połączył wtedy oczywistych faktów jednak teraz nie chciał popełnić tego błędu.
    — Piękna od kiedy męczą się nudności? — spytał cicho.
    Popatrzyła na niego nieobecnym spojrzeniem jakby była nie do końca świadoma, o co pyta jednak w jej stanie można powiedzieć, że było to normalne, gorączka, która ja męczyła na pewno, była powyżej trzydziestu ośmiu stopni co nie wróżyło dobrze. Wykorzystał tę chwilę, by zadzwonić do znajomej lekarki, która już kiedyś się nią zajmowała, ucieszyło go, że kobieta pojawi się za niecałą godzinę.
    — Od zeszłego popołudnia — przyznała cicho.
    — Muszę cię o to zapytać — rzekł nagle — Julio czy twoje objawy nie są również spowodowane przez ciąże?
    Zamarła na moment słysząc jego słowa, może i miała pierwsze wręcz książkę objawy błogosławionego stanu, jednak to było wręcz niemożliwe, że nosiła, by pod swoim sercem dziecko. Na niepewnych nogach podniosła się, przymykając klapę toalety. Spuściła wodę, podchodząc do umywalki, przekupując zęby wodą, jednak od razu chwyciła swoją zapasową szczoteczkę. Odwróciła się jednak w stronę nieco zatroskanego partnera.
    — Mike nie jestem w ciąży. — zapewniła go — Skutecznie się zabezpieczamy.— dodała z lekkim uśmiechem.
    Widziała jednak, że jej odpowiedź wcale go nie pocieszyła, westchnęła cicho, widząc jego niemrawą minę. Doskonale zdawała sobie sprawę, że liczył w przyszłości na powiększenie rodziny i był na to gotowy, jednak ona nie czuła się jeszcze pewnie by zostać mamą.
    — Kotek wiem, że chcesz zostać ojcem, jednak ja jeszcze nie jestem gotowa na dziecko — przyznała po chwili — Daj mi możliwość dokończenia studiów, a przede wszystkim nie chce być wtedy jedynie twoją dziewczyną.
    Ponownie odwróciła się do lustra, szczotkując zęby, jednak każdy ruch był dla niej tak mozolny, bo już dawno opadła z sił a nagłe torsie jeszcze bardziej ją wykończyły. Czuła nagle dwoje ramion, które zacisnęły się wokół jej talii, by po chwili mogła dostrzec Mike’a, który stanął za nią, wypłukała usta w chwili gdy pozbyła się nadmiaru miętowego produktu, z ust odwrócił ją ku sobie, a poważnym wyrazem twarzy.
    — Nie chce byś w żaden sposób, poczuła nacisk z mojej strony. — odezwał się spokojnym głosem — Chciałem jednak mieć pewność, że torsie nie męczą się z powodu dziecka. — mówiła — A teraz idziesz do łóżka, lekarz będzie za pół godziny.
    Nie protestowała gdy ponownie znalazła się po ciepłą kołdrą, a na jej głowie spoczął ten przeklęty kompres. Nawet nie musiała prosić ukochanego o coś do picia gdy tylko miał pewność, że spokojnie leży, zszedł na dół, pozostawiając ją z czworonogiem, który ułożył swój duży łeb na jej udach. O ile wcześniej czuła się nieco zmęczona, teraz nie mogła nawet zmrużyć oka, co ją niesamowicie irytowała. Podrapała lekko husky’ego za uchem, który wyraźnie się to spodobało, bo przytulił się do jej boku, pozwalając jej się wtulić w siebie.
    Słyszała jak przez mgłę uchylające się drzwi sypialni, w których stanął muzyk z kubkiem wciąż parującej herbaty. Odwróciła się nieznacznie w jego stronę gdy przysiadł na skraju ogromne łóżka, wręczając w jej dłonie aromatyczny napój. Upiła spory dość łyk, co nie było przemyślane z jej strony. Skrzywiła się gdy poczuła jak jej gardło, niemal rozpala się do czerwoności.
    — Szykuje się znakomity tydzień — mruknęła, przykładając kubek do ust.
    Ponownie pociągnęła spory łyk ciemnego napoju, a jej nudności z każdym łykiem przechodziło.
    — Coś ty dodał to tej herbaty? — spytała zachrypniętym głosem.
    — Pomogło? — widziała, jak skinęła delikatnie głową — Zwyczajny imbir i sok.
    — Będę pamiętać co brać w razie gdy znowu będzie mnie męczyć ta przeklęta grypa. — uśmiechnęła się lekko.
    Nie była kompletnie świadoma, że od ich wcześniejszej rozmowy w łazience, jej mężczyzna wciąż nie był przekonany do jej wyjaśnień. Martwił się, to normalne, jednak wciąż miał obrazy swojej przeszłości i byłej żony, która unikała odpowiedzi gdy pytał o jej złe samopoczucie, gdy w pewnej chwili ich małżeństwa zaczęły męczyć ją podobne objawy co ją zupełnie przed paroma chwilami w łazience, wciąż o tym rozmyślał gdy ona sama odłożyła kubek, z naparem wtulając się w ciepło poduszek. Pochwyciła skraj narzutki, nasuwając na siebie, chcąc nieco się ogrzać i zażyć nieco drzemki przed przyjściem lekarki. Czuła na sobie jego zmartwione spojrzenie, jednak pragnęła przespać tę chwilę i doskonale to rozumiał.
    Popatrzył na nią po raz ostatni, chciał zwyczajnie być przy niej, jednak wolał poczekać w spokojniejszym miejscu na znajomego medyka, który miał ją zbadać, patrzył jak Jay układa się tuż przy niej, spragniony jej bliskości, zupełnie jak on. Ten pies wręcz ją ubóstwiał i nie był zdumiony, kto mógłby nie pokochać ten niezwykłej dziewczyny. Zszedł do salonu, siadając na wygodnej skórzanej sofie, spoglądając, wyczekująco na zegarek zawieszony na ścianie.
    Strapiony spoglądał co pięć minut na ekran swojego telefonu, czy ścienny zegarek, wyczekując pojawienia się lekarki, czas zdawał się jeszcze dłużej gdy wciąż tkwiła mu w pamięci sytuacja z Julią w łazience, nie mógł po prostu tak zwyczajnie się nie niepokoić, może zapewnił ją, że jej wierzy, wciąż go to męczyło, a jej nie chciał zwyczajnie dodatkowo stresować i tak była już wykończoną chorobą. Nie chciał przechodzić przez podobne piekło co w swoim pierwszym związku i chociaż był pewny, że młoda Bennington nie byłaby w stanie posunąć się do takiego okrutnego kroku jak zabicie własnego dziecka, wciąż żył w strachu. Wciąż nie wyleczył traumy, której nabawił się w związku z Taylor i jej bezduszności wobec ich nienarodzonego dziecka. Usunęła ciąże, tak po prostu dokonała aborcji bez jego wiedzy. Wolałby, by je urodziła i przejąć nad nim całkowitą opiekę niż pozwolić tak po prostu się go pozbyć. Mógł jej wiele, wybaczyć, ale usunięcia dziecka, przelało w nim czarę goryczy i zmotywowało do pozbycia się tej kobiety ze swojego życia i jeśli miał być szczery, żałował, że zrobił to dopiero po tak dramatycznych wydarzeniach, które skutkowało na późniejsze lata jego życia. Potrzebował dwóch pieprzonych lat, by wreszcie zrozumieć, że wina za rozpad tego małżeństwa nie leży w nim. Nie zamierzał tego ukrywać, to Julii pozwoliła mu się wreszcie otrząsnąć i pojąć, żeby przestał żyć przeszłość i skupił się na teraźniejszości. Na wspomnienie tamtych zdarzeń, teraz rozpierała go cholerna radość, gdy wspomniał tamtą dziewczyny z plaży. Nie wiązał z nią żadnych planów, a teraz cztery lata po tych zdarzeniach, jest jego cudowną dziewczyną, którą kochał do szaleństwa. Zadurzył się w niej czym szczeniak i wcale tego nie żałował, pomimo że Julia miała swój charakterek, była niezwykle czuła, kochająca i niezwykle troskliwa. On zwariował dla szalonej niegdyś nastolatki, teraz kobiety, która pomimo tego nadal była nieco zwariowana, jednak cholernie mu się to podobało.
    Drgnął z chwilą gdy w całym mieszkaniu rozniósł się dźwięk cichej melodii dzwonka przy drzwiach, wstał gwałtownie z kanapy. Rzucił za siebie, telefon, który niemal od godziny ściskał w dłoni, na której pojawiły się pręgi i przeszedł pośpiesznym krokiem przez salon, podążając korytarzem ku lekko przedszkolnym dębowym drzwiom, zatrzymał się, nacisnął na klamkę pewnym ruchem otwierające je, a jego oczom ukazała się nieco starsza od niego kobieta, o ciemnych długich włosach upiętych w wysoki kuzyn, za korekcyjnych oprawek okularów spoglądały na niego parę piwnych oczu.
    — Witaj Mike — powitała go z uśmiechem.
    Leila Delles — jego szkolna znajoma z czasów licealnych, po ukończonej szkole średniej każdy poszedł swoją stroną, lecz parę lat temu spotkał ją w klinice gdy był odebrać receptę, na których leki potrzebował. Zwyczajne spotkanie przerodziło się w spotkanie w kawiarni po pracy jego dawnej szkolnej znajomej jak się dowiedział udało się jej ukończyć studia lekarskie gdy spotkali się ostatnim razem robiła specjalizacje i z tego co mu opowiadała, była szczęśliwą mężatką oraz matką dwuletniej córki.
    Nie mógł ukryć zazdrości, która paliła jego wnętrzności gdy po latach spotkał kolejnego znajomego z lat swojej młodości, którzy chwalili się swoją cudowną rodziną, musiał ukryć za przyjaznym uśmiechem swoje szczere rozgoryczenie. Zbliżał się już powoli do trzydziestki, nie miał ani żony, ani dzieci co niezwykle go dotykało. Pragnął założyć rodzinę, jednak los miał wobec inne plany teraz miał zupełnie inne podejście. Był w stabilnym związku z piękną i urokliwą dziewczyną, szanował jej decyzje, że ze ślubem i z dzieckiem pragnie zaczekać do ukończenia studiów, rozumiał jej podejście, studia były dla niej ważne, a nie chciała przez ciąże, opuszczać uniwersytetu dlatego czekał z cichą nadzieją, że i jemu życie się ułoży przy boku jego ukochanej.
    — Cześć, wchodź — zaprosił ją do środka.
    — Gdzie moja pacjentka? — zagadnęła gdy weszła do przedpokoju, trzymając w dłoni torbę.
    — Choć na górę.
    W przyjemniej ciszy podążyli spokojnym krokiem ku sypialni muzyka, w której wciąż śniła spokojnie jego najdroższa dziewczyna, nieświadoma, że za chwile zostanie brutalnie wyrwana ze swojego snu. I tak też było, gdy śniąc o pięknej piaszczystej plaży, przedarło się przez jej świadomość ciche nawoływanie Michaela. Nie chciała wstawać, jednak jego głos, stawał się, z każdą chwilą coraz wyraźniejszy a jej powracała świadomość. Uchyliła jedną powiekę widząc siedzącego przy niej Shinodę, lecz dopiero po chwili ujrzała nad jego ramieniem, stojącą kobietę, ze splątanymi na ramiączku torby dłońmi.
    — Julio pobudka.
    — Już godzina minęła? — spytała nieco zachrypniętym, rozespanym głosem.
    Widziała, jak delikatnie skinął głową, po czym odwrócił się delikatnie ku znajomej, po czym ponownie zwrócił się do ukochanej:
    — To Leila Delles, moja znajoma lekarka, poprosiłem ją, by cię zbadała.
    — No dobrze.
    — Ja was zostawię same, w razie czego mnie wołajcie.
    Obie kobiety spoglądały na oddalającego się mężczyznę, który ówcześnie zabrał ze swoją swojego publika, który nie chętnie chciał opuścić swoją panią, z chwilą gdy usłyszały trzask zamykanych drzwi, lekarka zwróciła się ku niej:
    — Dobrze, powiedz mi, co cię męczy?
    Siedział na skraju schodów od dłuższej chwili, spoglądając na siedzącego przed nią husky’ego, który zdawał się rozumieć jego strapienie i niepokój, z chwilą gdy położył swój łeb na jego kolanach, drzwi sypialni otworzyły się, a on podniósł się gwałtownie, Jay niemal w tej samej chwili wbiegł do pokoju, gdzie odpoczywała Julia:
    — Co z nią?    
    — Mike spokojnie, wiesz, że nie mogę ci bez zgody twojej dziewczyny udzielać ci informacji… Jednak zgodziła się bym, ci powiedziała, co jej dolega — wyjaśniła, kończąc zapisywać receptę na bloczku, po czym pewnym ruchem wyrwała ją — Twoja ukochana nabawiła się poważnego zapalenia krtani. Niech dużo odpoczywa, a przede wszystkim niech pije dużo ciepłych napojów, tutaj masz wszystkie potrzebne leki — dodała, wręczając mu świstek papieru — Pilnuj, by je zażywała, jeśli wszystko pójdzie dobrze, to za tydzień lub dwa powinna wrócić do siebie, jeśli jej stan się pogorszy, dzwoń do mnie!
    Notując kilka słów na skrawku papieru kobieta wyrwała z bloczku, po czym poderwała głowę. spoglądając na wyraźnie strapionego mężczyzny, który pomimo chwyconej przez siebie wypisanej przez nią recepty, wydawał się czymś zaniepokojony, pomimo postawionej diagnozy jej przyjaciółce.
    — Mike czy coś cię trapi? — zapytała zaniepokojona, zanim zdołała odejść.
    Widziała, jak spogląda na nią, a w jego oczach dostrzegła zaniepokojenie, otworzył usta, po czym się    odezwał:
    — Czy Julia wspominała ci o wymiotach?
    — Owszem — przyznała lekarka — Mike będę z tobą szczera w ostatnich dniach miałam wiele zgłoszeń o panującej grypie jelitowej i być może twoja przyjaciółka ją złapała i nałożyła się z obecną chorobą.
    — A jeśli to nie choroba żołądkowa?
    — Mike jest tylko jedna możliwość, byś mógł się upewnić — mówiła, schodząc na dolne piętro jego mieszkania, stanęli oboje w przedpokoju, a ona zwróciła się ponownie do swojego dawnego znajomego ze szkoły — Mam rozumieć, że sypiacie ze sobą tak?
    Przytaknął lekko głową na potwierdzenie jej domysłów:
    — Zabezpieczacie się?
    — Owszem...
    — Mike doskonale oboje wiemy, że antykoncepcja nie chroni w pełni, jeśli chcesz się upewnić ze twoja partnerka nie jest w ciąży wykup test ciążowy i poproś. by zrobiła, jeśli wyjdzie negatywny, będzie pewny, że to tylko grypa jelitowa a twoja ukochana nie spodziewa się dziecka. Ja już pójdę, prześlę ci rachunek. Do zobaczenia.
    Patrzył, jak kobieta otwiera drzwi i odchodzi, a po jej umyślę, krążyły jej ostatnie słowa, był zaniepokojony to oczywiste stanem Julii, nie dało się ukryć, że ich życie intymne było niezwykle intensywne, nie mogli narzekać na brak wrażeń łóżkowych. Wciąż nie był przekonany czy jego ukochana nie oszukuje go, zbyt dobrze pamiętał zdarzenia ze swoją byłą, utknęło, by to w umyślę, ufał Julii, ale się zwyczajnie bał, obawiał, że znowu zostanie wystawiony do wiatru, kolejna kobieta złamie jego zaufanie.
    Wrócił do sypialni, w którejzastał swoją upartą dziewczynę podnoszącą się z łóżka, niemal natychmiast do niej podszedł, stając przed nią.
    — A ty dokąd się wybierasz piękna? Mówiłem ci, że możesz wyjść?
    — Wracam do siebie — powiedział jedynie.
    — W takim stanie nigdzie cię nie wypuszczę. Wracaj do łóżka!
    — Ale… co z Junką i kotami… nie mam też u ciebie za wiele rzeczy.
    Pochylił się, kucając przed nią, widział jej zmartwione oblicze, to normalne, że nie chciała zwierzaków zostawiać samych, była do nich przywiązana, a zarazem nie chciała być nieodpowiedzialną właścicielkom. która zostawia swoich czworonożnych przyjaciół, zważając na fakt, że nie chciałby, stąd wychodziła. Zawsze zabierała ich ze sobą gdy zamierzała z nim spędzić więcej niż całą noc.
    — Pojadę po nich, spakuje kilka rzeczy na zmianę, a ty się kładź i odpoczywaj — wręcz rozkazał — Prześpij się, widzę, że znów cię bierze temperatura, a ja wrócę za dwie godziny i wykupię lekarstwa — dodał już nieco łagodniejszym tonem.
    Popatrzyła na niego lekko pobladłym spojrzeniem, uśmiechnęła się słabo, po czym ponownie wsunęła się pod ciepłą narzutkę a leżący przy niej Jay, przytulił się do niej.
    — Potrzebujesz czegoś jeszcze, nim pojadę?
    — Nic, marzę tylko o czymkolwiek do jedzenia, bym potem tego nie zwracała — jęknęła, czując nieprzyjemne burczenie w brzuchu — Od wczoraj przez te przeklęte torsie nie mogę nic jeść — mruknęła wkurzona, walcząc z kolejnym napadem kaszlu.
    — Postaram się coś załatwić, prześpij się, ja wrócę za dwie godziny.
    Mruknęła jedynie coś w odpowiedzi, wtulona ponownie w buch poduszek oraz leżącego przy niej psa, który patrzył z uwagą na swojego pana gdy powoli wychodził z pokoju, jednak zatrzymał się i zwrócił ponownie w stronę już prawie zasypiającej ukochanej i swojego pupila.
    — Jay pilnuj jej — polecił.
    Tak Shinoda zawsze kazał swojemu psu ją strzec jak go nie ma i choć doskonale wiedział, że nic nie może się jej stać, husky był niezwykle dumny gdy mógł bronić dziewczyny swojego pana. Nie usłyszała, gdy ponownie Mike wrócił do sypialni, stawiając na szafce dzbanek z gorącą herbatą, by zwyczajnie się nie męczyła, schodząc na dół i robiąc sobie coś do picia, pozostawił jej ukochany kubek przy szklanym dzbanuszku po czym, cicho opuścił sypialni, a potem dom.
    Nie była pewna jak długo spała, było jej zbyt przyjemnie zwłaszcza gdy otulona ciepłem narzutki i bliskością husky’ego czuła rozgrzewające ją ciepło, nie była pewna, ile godzin upłynęło, nim ponownie zapadła w drzemkę, jednak gdy odwróciła się na bok, uchylając jedno oko, dostrzegła siedzącego przy niej Mike’a, który w skupieniu, czytał coś na tablecie, widziała, jak przelotnie zerka w jej strony, jakby ponownie chciał się upewnić czy śpi, gdy tylko dojrzał jej lekko uchylone powieki, uśmiechnął się ciepło, a ona wtedy dostrzegła siedząca na jego kolanach Junkę.
    — Ile spałam?
    — Dochodzi osiemnasta piękna — wyjaśnił, odkładając tablet na szafkę.
    Widziała, jak delikatnie odwraca się w drugą stronę, lecz nie mogła dojrzeć, jak nalewa świeżo zaparzonej gorącej herbaty do jasnego kubka, oznaczonego jej własnym imieniem. Podniosła się delikatnie na łokciach, niemal w tej samej chwili, jej ukochana psinka wskoczyła na jej kolana wyraźnie stęskniona za nią.
    — Cały dzień… zmarnowałam na spaniu — mruknęła, głaszcząc leżącego przy niej maltańczyka.
    Wtedy dostrzegła jak mężczyzna, ponownie zwrócił się ku niej, trzymał w dłoni kubek wypełniony aromatyczną ciepłą herbatą. Popatrzyła na nie niechętnie, a przez jej umysł przeszła jedna myśl, zapowiada się ciekawy tydzień.
    — Wcale mnie to nie dziwi, skarbie. — odpowiedział, gdy odebrała mu z ręki naczynie z ciepłym aromatycznym naparem — Wypij to.
    Przyłożyła krawędź kubka do swoich ust, upijając dość spory łyk, sprawiając, że jej obolałe gardło, doznała lekkiego ukojenia, wtedy dojrzała jak Mike wyjmuje za siebie, którego pudełeczko, by nie oczekiwała i kompletnie się nie spodziewała:
    — Test ciążowy!? — wyszeptała z trudem gdy jej głos ponownie odmówił jej posłuszeństwa.
    Przyłożyła dłoń do swoich ust, tłumiąc narastający w jej piersi kaszel, czuła jak z każdym oddech brakuje jej powietrza, jednak okoliczności zmusiły ją, by się odezwać.
    — Mike, koteczku, jakbyś zapomniał… — mówiła z ogromnym trudem — Ja przed dwoma tygodniami miesiączkowałam, jest… to absolutnie… niemożliwe bym była w ciąży — wydusiłaresztą oddechu gdy ponownie jej ciałem wstrząsnął nagły kaszel.
    — Dla pewności chce, byś go zrobiła. — prosił.
    Widziała, jak patrzy na nią wręcz błagalnie, chyba nie miała wyboru.
    — Mike… nie jestem jak ona… nie zrobiłam ci tego… — skapitulowała, widząc niemal żałość w jego ciemnych tęczówkach — Zrobię go.
    — Julio proszę… — wręcz prosił.
    — Kotku, proszę, nie nastawiaj się, na pozytywny wynik.
    Westchnęła jedynie, wsunęła do jego wyciągniętej dłoni kubek z herbatą, a sama odebrała pudełeczko z testem. Nie miała właściwie nic do stracenia, prócz jednego zrobionego testu, który była pewna, że wyjdzie negatywnie. Powinna być na niego zła, ale nie potrafiła, wiedziała, jak bardzo jest wyczulony na takie drażliwe tematy, jak bardzo boi się, że ponownie zostanie mu odebrana szansa posiadania dziecka, o którym marzył od lat. Chociaż znała jego pragnienia o założeniu rodziny i posiadaniu potomstwa ona nie była na to gotowa, zwłaszcza teraz gdy jej przeszłość jeszcze się nie wyjaśniła. Nie pozwoliła, by sobie by jej dziecku coś się stało, przez jednego niezrównoważanego chłopaka, który dosłownie oszalał na jej punkcie.
    Opuściła łazienkę po kilku minutach, czuła się nieco lepiej, jednak jej krtań wciąż ją doprowadzała do istnego szału, wróciła do łóżka, trzymając wciąż ten maleńki test, który mógł tylko potwierdzić jej słowa, potrzebowała jeszcze paru sekund, by kreski się nie pojawiły. Usiadła przy ukochanym, a ona niemal natychmiast poczuła, jak ją obejmuje i przyciąga bliżej siebie, a ona mimowolnie oparła głowę na jego ramieniu, w tej samej chwili gdy ukazał się jedna kreska na tej maleńkim pudełeczku.
    — Negatywny — powiedziała cicho — Czy teraz jesteś spokojniejszy? — spytała ciepło, gdy poczuła znów nieprzyjemne drapanie w gardle.
    — Tak.
    — Mike, wiem, czego tak bardzo pragniesz, jednak nie jestem taką zdzirą, jak twoja była, nie byłabym w stanie pozbyć się dziecka.
    — Wiem… ale…
    — Ale wciąż się boisz. Po prostu daj mi czas… pozwól mi dokończyć studia i… i poukładać swoją przyszłość. Nie chciałabym wychowywać dziecka… ze świadomość, że mogło, by mu się coś stać.
    — Wystarczy skarbie, masz się zbytnio nie przemęczać. Doskonale rozumiem twoje zdanie i bardzo je szanuje, sam nie byłby spokojny na myśl, że ten skurwysyn mógłby dziecku zagrozić, a teraz… — wręczył, poddał jej kubek z herbatą, który prędko ujęła, po czym sięgnął po talerzyk z lekami — Zażyj to.

✰✰✰

    W tym rozdziale tak naprawdę zaszły niewielkie zmiany, jednak w kolejnych zajdzie ich więcej i będą bardziej widoczne.
    Co do kolejnego rozdziału postanowiłam, że 2 i 4 sobota miesiąca należy do głównej Julci, 3 sobota miesiąca do sequela a 1 zostawiamy, nic nie będzie więc kiedy kolejny rozdział? Chociaż jeszcze nie mam rozplanowane nic na październik, to zapewne zobaczymy się jak na razie 15 października może się coś zmieni, ale będą o tym informować.
    Do zobaczenia

Saturday, September 10, 2022

III 00 — PROLOGUE

    — Martwi mnie to milczenie. — cichy, lecz nieco melodyjny dziewczęcy głos, przedarł się poprzez głos telewizyjnego spikera głoszącego najnowsze krajowe wieści.
   Siedzący na skraju ciemnej skórzanej kanapy mężczyzna, poderwał ku górze spojrzenie swoich ciemnych niezwykle przenikliwych oczu, by popatrzeć ze strapieniem na stojącą w progu balkonowych drzwi młodą kobietę. Zatrzymała się ona w przejściu tarasowych drzwi, popatrzył na nią, by dojrzeć strapienie malujące się w jej bladoniebieskich oczach, zmartwione oblicze studentki, ponownie sprawiło, że poczuł niepokój, gdy obserwował ją z dozą niepokoju i czułości. Od wielu lat nie chciał dla niego niczego poza wizją na szczęśliwe i udane życie, by mógł słuchać, jak planuje swoją przyszłość, spoglądać wciąż jak się uśmiecha, cieszy się z daru, jaki otrzymała, w którym była wolna od widma przeszłości, lecz byłby wtedy głupcem, który wierzy w naiwność losu. Znał ją, był świadom o każdym jej najskrytszej tajemnicy, miłował ją z głębi serca, była jego promykiem gwiazdką, którą spotkał na swojej drodze, nie potrafił, znieś myśli, że musiała wciąż uważać, trzymać się na baczność, nie mogła stracić swojej czujności by cień jej niechlubnych lat spędzonych w tym mieście oraz znajomości, która doprowadziła ją na skraj wycieńczenia psychicznego, wylało się niczym trutka rozlana na szkodliwe insekty. Chciał tak wiele zrobić, a tak mało mógł, zwłaszcza teraz gdy dzieliły ich kilometry, pragnął być u jej boku każdego dnia, wspierać, być jej podporą, wybijać coraz to głupsze pomysły, na które wpadła, by mogła wpaść do niego w każdej chwili, by zwyczajnie pogadać czy wygadać się ze strapień, które ją dręczą, jednak wiedli życie w dwóch różnych stanach, gdzie odnaleźli swoje miejsce. Pozostało im prócz odwiedzić, codzienne rozmowy na wideo czacie czy godziny, które mogli spędzić na wysyłaniu wspólnie mnóstwa wiadomości. Przyjaźń na odległość jednak wciąż trwała, silna i niezniszczona pomimo lat. Nie byłby w stanie jej stracić, poświęcił wiele dla niej, pomagał, wspierał, krył, opiekował się, kłamał, on sam nie zliczył, jak bardzo rozjaśniła jego życie, będąc przy nim i nie opuszczając po dziś dzień. Była niezwykłą dziewczyną oraz najwspanialszą przyjaciółką, jaką mógłby mieć, lecz pan losu nie potrafił okazać wobec niej wyrozumienia i wciąż stawiał na jej ścieżce kłody, pienie, które sprawić, że się potknie, przewróci, upadnie. Znał jej leki, wiedział, czego boi się najbardziej, nie chciała być sama, nie mogła, by sobie poradzić, nie mając przy sobie kogoś, kto mógłby ją zatrzymać w ostatniej chwili. Przeraźliwe obawiała się, że polegnie i nie będzie miała przy sobie nikogo kto swoją obecnością i mentalnym wsparciem nie pomoże się, jej podnieś. Nawet ona się potrafiła bać, czuć lęk i niepokój, nawet ona dziewczyna, która z pozoru wydawała się kobietą o stalowym kręgosłupie, której nic nie jest w stanie zniszczyć, lecz prawda była inna, była pewna rzecz, przed którą panikowała, wręcz pożerał ją niewiarygodny strach, był to mężczyzna, który kiedyś był jej bliski, teraz był tym który pragnął ja zniszczyć.
    — Rzeczywiście… — podjął temat mężczyzna.
    Jego myśli zdawały się łączyć z umysłem tej młodej kobiety, która wpatrywała się w niego z dozą niepokoju i niepewności, która obezwładniło jej ciałem. Z boku zdawali się wyglądać jak dwoje ludzi, którzy poznali tajemnice telepatii, porozumiewają się praktycznie bez słów, odkryli, jak czytać w umyślę drugiej osoby, jednak wszystko miało swoje podłoże w ich długoletniej znajomości. Znali swoje leki, odczucia, niepokoje, radości czy zauroczenia, w potocznym języku wiedzieli o sobie dosłownie wszystko, by móc praktycznie zacząć kolejny temat i bez trudno do niego przejść.
    W tym momencie ich umysły wypełniała ta sama myśl, ten sam niepokojący scenariusz, ta sama osoba, która przewróciło życie tej młodej studentki w dosłownie ruinę w przeciągu zaledwie paru miesięcy.
    Błąd, który po latach okazał się dla niej brzemienny w skutkach, jedna decyzja, której żałuje i będzie płacić za tę decyzję, póki nie zapisze ostatnich kart tego rozdziału, lecz spryt, wyrachowanie, przebiegłość chodziły za tym mężczyzną w parze, był praktycznie nie uchwytny, pojawiał się niczym duch, znikał, jakby nigdy nie istniał. Było to o tyle niepokojące co przerażające dla niej dziewczyny, która żyła z brzemieniem wspólnej przeszłości, jego zatajonych sekretów, które odkryła na przestrzeni paru miesięcy ich wspólnego związku. Tajemnice, które ukazały prawdziwy upadek człowieka na samo dno, osoby, która powinna siedzieć za żelaznymi kratami więzienia, a jednak wciąż hasa bezkarnie na wolności, wywołując u niej niepokój i strach.
    Dosłownie wychylił swój mysi nosek z dziupli tylko na moment, po to, by przewrócić ponownie jej życie, zrobił tak nie wiele, jednak wystarczyło, by popełniała kolejne błędy, których mogła teraz tylko żałować, ale widziała jedno, póki ten mężczyzna nie zostanie zakuty w metal kajdanek oficerskich, jej wewnętrzny strach nie ucichnie, a ona będzie żyć z poczuciem, niepokoju co czeka ją kolejnego dnia.
    — To nie jest podobne do niego…
    Popatrzyła na siedzącego na ciemnej fakturze mebla przyjaciela, który wpatrywał się dość skupiony w punkt przed sobą.
    — Zachowanie jest dla niego niepodobne — wtrącił, po czym kontynuował swój monolog — Zawsze starał się zastraszyć cię do tego stopnia byś zamilkła, teraz, postraszył i ucichł — zerknął na przyjaciółkę, która dostrzegła w jego oczach zadumę.
    Zapadła dość niepokojąca cisza, w której wyczuwalne było napięcie wśród dwojga oddanych sobie przed laty przyjaciół, gdy napiętą głuchotę przerwała studentka grafiki:
    — Myślę, że on coś szykuje — odezwała się dość niepokojącym głosem — Boję się… obawiam się, że może to zaszkodzić Michaelowi.
     — Uważasz…
    — Tony ten facet nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój chory plan. Zdajemy sobie sprawę oboje, że on pragnie mnie, chce mieć mnie przy sobie nie tylko jako zabawkę, ale osobę, którą będzie skutecznie mógł uciszać. Znam zbyt wiele jego brudów, by mógł pozwolić mi chodzić tak bezkarnie na wolności. Mogę dosłownie jednymi zeznaniami wpakować go do więzienia i on zdaje sobie z tego sprawę. Nie spocznie, póki nie uciszy światka jego chorego świata zbrodni, w którym obecnie się pławi, dodajmy do tego sytuacje, że odeszłam od niego, tym samym urażając jego wielkie ego. To go prowokuje, ale niepokojąca jest ta cisza, a fakt, że wie, że spotykam się, z Mike wywołuje u mnie lek paniki, że może zaatakować mnie poprzez niego. Pamiętasz, co zrobił Justinowi. Mogę być wobec niego wyrozumiała, bo jestem, zdaje sobie sprawę ze ten człowiek nie cofnie się przed niczym, dlatego tak niepokoję się o Shinodę. Nie chce go stracić Tony — spojrzała na niego przerażona — Wreszcie znalazłam mężczyznę, który jest wręcz moim ideałem, nie byłabym w stanie sobie poradzić z myślą, że tracę kolejnego, przez zagrywki tego... — zamilkła nie mogąc znaleźć słów oburzenia wręcz pogardy dla jej byłego chłopaka, a zarazem jej najgorszego wroga.
    — W obecnej sytuacji nic nie zrobimy. Wiesz, co ci sugeruje pójście na policje i zgłoszenie go — przypomniał jedno ze swoich nagminnych sugestii.
      Uniósł dłonie w obronnym geście, dostrzegając spojrzenie oczu swojej wiernej przyjaciółki.
    — Wiem, nie jesteś w stanie się na to zgodzić, zdaje sobie sprawę, że pozamawia przez ciebie strach, jednak jest to jedyne rozwiązanie, by ukrócić jego rządy.
    — Wiem… — przyznała z niesmakiem i smutkiem dziewczyna — Ale się boję…
    Jednak wkrótce się przekona, że to nie tylko strach może zniszczyć jej wręcz idealne życie.

✰✰✰

    
    Nie ma o czym wiele mówić osoby, które i tak to czytają znają powód zmiany i dlaczego to zrobiłam, teraz będzie lepiej obiecuje. Widzimy się za tydzień prawdopobonie już we sequelu.